Od początku epidemii COVID-19 najwięcej testów na obecność koronawirusa Ministerstwo Zdrowia kupiło u jednego dostawcy, poznańskiej spółki Argenta. Firma, która sprowadza testy z Chin i Turcji, otrzymała już zamówienia na ponad 47 milionów złotych. Dla porównania: wartość transakcji z krajowym wytwórcą testów to 1,5 miliona. Wiceminister zdrowia podkreśla, że nie ma żadnej dyskryminacji przedsiębiorców.
Testy, na które kierują pracownicy sanepidu, a także lekarze zakaźnicy, kupowane są przez Ministerstwo Zdrowia. Redakcja tvn24.pl sprawdziła, od kogo resort kupuje testy, a także za jakie kwoty.
Ponad 100 milionów
Z zestawienia przesłanego przez biuro prasowe ministerstwa wynika, że od początku epidemii resort wydał na testy kwotę 108 milionów złotych. Z tej sumy 34 miliony złotych trafiły do Agencji Rozwoju Przemysłu, która bezpośrednio u koreańskiego producenta kupiła 350 tysięcy testów. Pojedynczy test kosztował 90 złotych. Połowa z nich jednak została zniszczona w transporcie, który dotarł do Polski w dniu 14 kwietnia.
- Z powodu niedostosowania warunków transportu do specyfiki przewożonego towaru partia testów nie została przez naszych pracowników przyjęta – brzmi odpowiedź, jaką otrzymaliśmy z biura prasowego ARP.
Pracownik sanepidu tłumaczy: - Te testy wymagają, by je przez cały czas utrzymywać w temperaturze minus 20 stopni. Już kilkanaście minut poza tak zwanym "suchym lodem" stają się bezwartościowe. Zapewnienie logistyki dla tych testów jest sporym problemem – wyjaśnia, prosząc o zachowanie anonimowości.
Sama Agencja Rozwoju Przemysłu nie chce ujawnić, kto popełnił kosztowny błąd, który skończył się zniszczeniem testów wartych kilkanaście milionów złotych. – Naszym kontrahentem jest rzetelny producent, korzystamy też z poważnych dostawców. Uznali oni reklamację – wyjaśnia jedynie biuro prasowe.
Największy wygrany
Jednak największym dostawcą testów dla resortu jest poznańska firma Argenta i jej spółka-córka Integra. W sumie sprzedały resortowi testy za 47 milionów złotych. Testy dostarczało jeszcze sześć innych podmiotów, jednak wszystkie łącznie sprzedały ich za kwotę nieco ponad 31 milionów.
Tak wygląda zestawienie - opublikowane także przez redakcję Onetu - które przesłało nam Ministerstwo Zdrowia, uszeregowane pod kątem wartości transakcji:
- Argenta i Integra: 365 tysięcy testów dwu- i trzygenowych o wartości 47 milionów, średnia cena 128 zł/sztukę
- Imogena: 207 tysięcy testów dwugenowych za ponad 12,5 milionów, średnia cena 60 zł
- Tk Biotech: 38 tysięcy testów za 7,4 miliona, średnia cena 194 zł
- Polgen: 185 tysięcy testów kasetkowych i 4 tysiące testów trzygenowych za 4 mln 166 tysięcy, średnia cena 40 zł
- Blirt: 68 tysięcy testów PCR jednogenowych za 3,8 miliona, średnia cena 20 zł
- Roche: 41 tysięcy testów PCR za 2,2 miliona, średnia cena 53 zł
- Biomaxima: 24 tysiące testów PCR dwugenowych za 1,5 miliona, średnia cena 62 zł.
Wiarygodne testy
Cenę jednego testu – wahającą się od od 20 do 194 zł - podać można wyłącznie ją uśredniając. Jak tłumaczy w przesłanych nam odpowiedziach Ministerstwo Zdrowia, wynika to z faktu, że ich cena wahała się w zależności od partii. Trudno także porównywać ceny tak zwanych szybkich testów (jednogenowych) z tymi dwugenowymi oraz trzygenowymi.
- W przeciwieństwie do tak zwanych szybkich testów, to są wiarygodne rodzaje testu. Mówiąc w uproszczeniu, podczas badania laboratoryjnego próbki wyświetlają się kolorami: dwa geny lub nawet trzy geny wskazują na obecność wirusa – wyjaśnia nasz rozmówca z sanepidu.
Zgodnie z wytycznymi z 2 marca tego roku, przekazanymi przez Światową Organizację Zdrowia, stosować powinno się dwugenowe testy.
- Najpewniejsze są trzygenowe, ale za to wymagają dłuższej pracy w laboratorium, nawet dwóch godzin, by uzyskać wynik. Co oznacza, że można ich wykonać w tym samym czasie o połowę mniej niż dwugenowych – wyjaśnia pracownik saniepidu.
Bez przetargów
Zapytaliśmy również, w jaki dokładnie sposób resort zdrowia wybierał konkretne firmy, od których kupował testy.
– Na podstawie ustawy z dnia 31 marca o zmianie ustawy o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19. Artykuł 6.1 tej ustawy mówi, że do zamówień publicznych na usługi bądź dostawy niezbędne do przeciwdziałania COVID-19 nie stosuje się przepisów ustawy prawo zamówień publicznych, jeżeli zachodzi wysokie prawdopodobieństwo szybkiego i niekontrolowanego rozprzestrzeniania się choroby - brzmi odpowiedź resortu zdrowia.
Ale testy kupowano również przed wejściem w życie ustawy z dnia 31 marca, która zawieszała obowiązek organizowania przetargów czy choćby konkursów ofert. Wtedy jednak także nie stosowano otwartych procedur wyłaniania dostawców, dlatego że - jak wynika z odpowiedzi resortu - przed 31 marca obowiązywała ustawa z 2 marca, która również znosiła dla urzędników obowiązek organizowania postępowań przetargowych.
Do zamówień, których przedmiotem są towary lub usługi niezbędne do przeciwdziałania COVID-19, nie stosuje się przepisów ustawy z dnia 29 stycznia 2004 r. – Prawo zamówień publicznych (Dz. U. z 2019 r. poz. 1843), jeżeli zachodzi wysokie prawdopodobieństwo szybkiego i niekontrolowanego rozprzestrzeniania się choroby lub jeżeli wymaga tego ochrona zdrowia publicznego.
- Co do samej firmy Argenta, to dostarczała testy do polskich laboratoriów jeszcze przed wybuchem epidemii i laboratoria, w tym wojewódzkie stacje SANEPID, wskazywały firmę Argenta jako wiarygodnego i pewnego dostawcę, który dysponuje w pełni wartościowymi testami – wyjaśnia biuro prasowe resortu.
W środowisku PiS
Sama firma Argenta, a także jej spółka-córka Integra nie są producentem testów. Sprowadzają i sprzedają testy produkowane między innymi w Chinach, Turcji, a także od amerykańskiego producenta. Z danych dostępnych w sądach gospodarczych wynika, że spółki są kapitałowo powiązane z Dorotą Julią Zdziebkowską i Katarzyną Zdziebkowską.
Dorota Julia Zdziebkowska nie ogranicza się do działalności w biznesie, choć jest obecna w całej sieci spółek. Angażuje się także w działalność organizacji społecznych, jako wiceprezes zarządu Stowarzyszenia Warsztaty Idei Obywateli Rzeczpospolitej. Wydaje ono rocznik "Actum", który jest opisywany jako "głos środowisk konserwatywnych, katolickich i prawicowych". Dostępne w sieci roczniki były poświęcone np. katastrofie w Smoleńsku, stowarzyszenie wydawało również muzykę poświęconą tej tragedii. W ostatnich wyborach do Sejmu i Senatu z 2019 roku Zdziebkowska została także wskazana przez Komitet Wyborczy Prawa i Sprawiedliwości jako członek komisji wyborczej. Podobną rolę "osoby zaufania" Prawa i Sprawiedliwości odgrywała w komisjach wyborczych podczas ostatnich wyborów samorządowych.
Duża część biznesowej działalności Doroty Julii Zdziebkowskiej łączy się z interesami jej męża – Tomasza Zdziebkowskiego. To przedsiębiorca działający w branży rolniczej, zaczynający swój interes w latach 90. od prywatyzacji PGR-ów.
Jeden z portali poświęconych tej branży tak opisuje jego sylwetkę: "Zakładając w 1995 toku Top Farms w Poznaniu Tomasz Zdziebkowski zaczynał od dzierżawy gruntów rolnych w Siedlisku koło Nowej Soli. Obecnie grupa Top Farms jest wiodącym producentem żywności oraz surowców i produktów dla przetwórstwa rolno-spożywczego…działa na obszarze ponad 30 tysięcy hektarów na terenie sześciu województw wielkopolskiego, lubuskiego, warmińsko-mazurskiego, pomorskiego, opolskiego i dolnośląskiego".
Podobnie jak żona, działa także poza biznesem. Jest członkiem Akademickiego Klubu Obywatelskiego im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Poznaniu, który popiera w kolejnych wyborach Prawo i Sprawiedliwość, a także jej kandydatów. Swój podpis składał pod poparciem dla kandydata Jarosława Kaczyńskiego w wyborach w 2010 roku, a także w ostatnich dla Andrzeja Dudy.
Razem w zakonie
Aktywnie działa w także w organach Suwerennego Rycerskiego Zakonu Maltańskiego, zasiadając na przykład w radzie Fundacji Pomoc Maltańska – Maltańska Służba Medyczna.
W działalność liczącego blisko tysiąc lat zakonu, który ma dziś status niezależnego państwa i swoją ambasadę w Polsce, angażuje się również jego żona Dorota Zdziebkowska.
Według informacji dostępnych na stronie zakonu, aktualnie liczy on w Polsce 160 członków. Wśród najbardziej wpływowych jest minister zdrowia Łukasz Szumowski. Dostępne na stronach informacje pokazują, że angażuje się w rozwój współpracy między strukturami państwa a zakonem. Poprzez biuro prasowe zapytaliśmy ministra Łukasza Szumowskiego, czy zna on małżeństwo Tomasza i Doroty Zdziebkowskich.
- Minister nie zna tych państwa osobiście – brzmi odpowiedź, którą otrzymaliśmy z biura prasowego resortu.
- Z panem ministrem nie zetknąłem się podczas działalności maltańskiej, natomiast być może braliśmy udział w jakichś uroczystościach, nie wiedząc o sobie, ale nie znamy się i nie mamy z sobą kontaktu – mówił Onetowi Tomasz Zdziebkowski.
Polski wytwórca z najmniejszym zamówieniem
Na przekazanej nam liście firm, które robiły interesy z Ministerstwem Zdrowia, znajduje się tylko jeden polski wytwórca testów. To notowana na warszawskiej giełdzie, posiadająca zakład produkcyjny oraz centrum badawczo-rozwojowe w Lublinie Biomaxima. Najmniejszy na liście kontrakt o wartości 1,5 miliona złotych za dostawę 24 tysięcy testów dwugenowych podpisał dopiero w ostatnich tygodniach. To oznacza, że jeden test kosztował resort zdrowia nieco ponad 60 złotych, dwukrotnie taniej niż średnia cena, jaką resort płacił Argencie.
- Swoim testem staraliśmy się zainteresować ministerstwo od marca. Długo bez żadnego odzewu. Mimo że nasz wyrób swoimi parametrami przewyższa wiele innych testów na rynku, jak zwykle polska firma musi udowadniać, że jej produkt jest co najmniej tak dobry jak zagraniczny, nigdy odwrotnie. Szkoda, że pieniądze podatnika powędrowały za granicę i tam wykorzystywane będą do inwestycji w badania i rozwój zaawansowanych technologii, które potem wrócą do Polski, by eliminować krajowych wytwórców – usłyszeliśmy od przedstawiciela Biomaximy, prezesa zarządu Łukasza Urbana.
Ministerstwo: nie ma dyskryminacji
W środę do kwestii zakupu testów odniósł się na konferencji prasowej wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński. Stwierdził, że "stawianie takiego zarzutu, że jest jakakolwiek dyskryminacja polskich przedsiębiorców jest absolutnie nie na miejscu, jest niezasadne".
Źródło: tvn24.pl