Nadkomisarz Remigiusz Minda znał anonim wskazujący miejsce przetrzymywania Krzysztofa Olewnika i nazwiska porywaczy - pisze 'Newsweek". Prowadzący śledztwo w sprawie porwania policjant dotychczas twierdził, że list do niego nie dotarł.
Szef policyjnej spec-grupy, która przez pierwsze trzy lata prowadziła śledztwo w sprawie porwania Krzysztofa Olewnika, nadkomisarz Remigiusz Minda znał doskonale treść anonimu, wskazującego w 2003 roku sprawców porwania - ustalił "Newsweek". Dowodem jest znajdująca się w aktach operacyjnych tego śledztwa notatka aspiranta Macieja Lubińskiego, odpowiadającego za działania operacyjne w tym śledztwie. W notatce z 20 stycznia 2003 Lubiński zapisał, że Minda poinformował go o tym anonimie i jego treści.
Tymczasem do tej pory Minda zasłaniał się co najmniej niepamięcią. - O ile sobie przypominam, to przez moje ręce ten anonim nie przeszedł - powtarzał Minda w sądzie na procesie sprawców i niedawno w TVN24. Zarzucał Włodzimierzowi Olewnikowi, ojcu porwanego, mijanie się z prawdą, gdy ten powtarzał, że natychmiast po otrzymaniu anonimu poinformował go przez telefon o tym i wysłał mu go faxem. Dopiero później przekazał go do prokuratury.
Jest to o tyle ważne, że jednym z poważniejszych zarzutów stawianych policji jest właśnie zlekceważenie tego anonimu. 16 stycznia 2003 roku, kiedy Krzysztof Olewnik jeszcze żył, anonimowy autor napisał (pisownia oryginalna): Panie Olewnik, nie chcę śmierci Krzyśka, a wiem, że grozi mu niebezpieczeństwo. Dotarła do moich uszów wiadomość, że porywacze chcą go zabić, jeżeli pan może w jakiś sposób znaleźć Piotrowskiego Boksera on jest kluczem do zagadki. Słyszałem, że ukrywa się koło Dworu Mazowieckiego i pilnuje Krzyśka, kontaktuje się z nim Pazik, bywa też czasami w Drobinie.
Pół roku później Krzysztof Olewnik został zamordowany. Robert Pazik za jego zabójstwo został skazany na dożywocie, a pilnujący Krzysztofa Piotrowski ps. Bokser na 14 lat więzienia.
"Rzeczpospolita": Układ walczył z Olewnikiem
Przez podstawione osoby lokalny układ polityczno-urzędniczo-biznesowy próbował zagarnąć majątek rodziny porwanego Krzysztofa Olewnika. Jedną z takich osób mógł być Andrzej Ł. - pisze "Rzeczpospolita".
Andrzej Ł. - jeden z kontrahentów firmy Włodzimierza Olewnika - zaproponował mu współpracę na krótko przed uprowadzeniem jego syna. Potem niewiele brakowało, by przejął jego firmę za długi. Ten m.in. wątek, mogący wiązać się z uprowadzeniem syna biznesmena, jest szczegółowo badany przez olsztyńskich śledczych - ustaliła "Rz".
- Andrzejowi Ł. postawiliśmy zarzut wyłudzenia od rodziny Olewników 160 tys. zł w zamian za obietnicę pomocy w znalezieniu syna - mówi "Rz" Cezary Kamiński, szef Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.
Źródło: Newsweek, Rzeczpospolita
Źródło zdjęcia głównego: TVN24