Nie milkną pytania o sytuację dzieci dorastających w domach, w których stosowana jest przemoc. Po dramacie Kamila, który zmarł skatowany przez ojczyma, w środę padł wyrok za bestialstwo w Toruniu, gdzie matka i ojciec dostali po osiem lat więzienia za znęcanie się nad maleńkim dzieckiem. Pogotowie opiekuńcze jest miejscem, do którego trafiają dzieci z interwencji - gdy nie ma dla nich miejsca w pełniących tę samą funkcję rodzinach zastępczych. Materiał magazynu "Polska i Świat".
O chłopcu z Łodzi, który zmarł w wyniku przemocy domowej, do tej pory nie mówiły media. Rodzeństwo zmarłego chłopca "doświadczało przemocy pod postacią na przykład zamykania w piwnicy" – mówi dyrektor Pogotowia Opiekuńczego nr 1 w Łodzi Konrad Kurczewski. Dzieci miały być zmuszane do klęczenia przy ścianie na kamieniach i "całej masy innych działań". Dyrektor Pogotowia Opiekuńczego nr 1 w Łodzi, słysząc o niedawnej tragicznej śmierci Kamila z Częstochowy, widział ją jako kolejną z wielu. Z jednym przypadkiem sam zetknął się niedawno, kiedy do jego placówki z interwencji trafiły dzieci z rodziny, którą nigdy wcześniej nie interesowała się pomoc społeczna. Dopiero śmierć ich brata sprawiła, że opuściły przemocowy dom.
- Na początku dzieci za bardzo nie wiedziały, co się dzieje. Natomiast później zaskakujące jest to, że od razu bardzo dobrze się zaadoptowały. To nam pokazało, że dzieci poczuły się bezpiecznie – stwierdza Konrad Kurczewski.
Pogotowie opiekuńcze jest miejscem, do którego trafiają dzieci z interwencji - gdy nie ma dla nich miejsca w pełniących tę samą funkcję rodzinach zastępczych. W ostatni piątek w placówce w Łodzi było 57 dzieci na 14 miejsc. W trakcie wizyty dziennikarzy policja przywiozła kolejne dziecko.
- W Łodzi na 1000 mieszkańców mamy ponad 12 dzieci w pieczy. Natomiast w Warszawie niecałe 5. To pokazuje, jak wiele dzieci u nas wymaga umieszczenia. One żyją w warunkach, które wymagają pilnego umieszczenia w pieczy zastępczej – zwraca uwagę Karolina Tatarzyńska z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łodzi.
Rodziny zastępcze zapewniają bezpieczeństwo dzieciom
Najlepsze - zwłaszcza dla dzieci młodszych - są rodziny zastępcze spokrewnione, niezawodowe lub zawodowe.
- Jak widzę, kiedy moje dzieci przychodzą w bardzo złym stanie, po ciężkich przeżyciach i rozkwitają i każdego dnia robią postępy, to powiem szczerze, że no to jest najlepsza praca, jaką miałam do tej pory – przyznaje Monika Jadczak.
Kobieta i jej mąż są zawodową rodziną zastępczą od czterech lat. Mają dwoje biologicznych dzieci, a w pieczy zastępczej kolejną czwórkę. Do niedawna przez ponad dwa lata opiekowali się chłopcem, który cudem przeżył to, co robili mu rodzice.
- Przyszedł do nas w wieku trzech lat i trzech miesięcy. On miał zdeformowane paluszki od za małych butów, u stóp, asymetryczną twarzoczaszkę. Chłopiec, który generalnie cały czas się uśmiechał i tak jakby się na niego spojrzało to być może nie widać by było tego dramatu jaki ma za sobą – wskazuje Monika Jadczak.
- Nie mówił, jadł papier, folię, pił wodę z toalety, a to co mnie przeraziło, to że zjadł to, co zwymiotował. Był skrajnie zaniedbany. To był chłopiec, który pozostawał sam, bez opieki, w domu, miał bardzo wysoko rozwinięte funkcje do przeżycia, ale nie potrafił podstawowych rzeczy – dodaje.
Dziś chłopiec ma już nową, długoterminową rodzinę. Gdy odebrano go od znęcających się rodziców, miał stwierdzone upośledzenie w stopniu umiarkowanym. Dziś wiadomo, że wynikało to wyłącznie z zaniedbania. Udało się go uratować. Dzięki pracy rodziny zastępczej, terapeutów i lekarzy, ale to nie zawsze jest możliwe.
Brak miejsc w pieczy zastępczej
- Nie ma specjalistów. Brakuje ich w skali całego kraju, więc nawet jeśli są powiaty, które chciałyby sobie stworzyć takie centrum, mogą mieć realny problem ze znalezieniem osób – przyznaje prezeska Fundacji "Gajusz" Tisa Żawrocka-Kwiatkowska.
Kolejnym problemem w całym kraju jest brak miejsc w pieczy zastępczej. Mimo zapowiadanego zwiększenia liczby zawodowych rodzin zastępczych, w zeszłym roku było ich jedynie 2098.
- Zawsze staramy się to miejsce znaleźć, natomiast mamy też takie sytuacje, choćby głośna ostatnio w Szczecinie, noworodków pozostawionych w szpitalach, które mogłyby trafić do pieczy zastępczej, ale nie mamy dla nich miejsc – mówi rzecznik prasowy miasta Szczecin ds. pomocy społecznej Maciej Homis.
W Poznaniu dzieci czekają na umieszczenie w pieczy zastępczej
Również w Poznaniu jest bardzo zła sytuacja. Wicedyrektorka poznańskiego Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie Izabela Najdek zwraca uwagę, że na umieszczenie w pieczy zastępczej oczekuje 14 dzieci.
- Nie mamy gdzie umieszczać tych dzieci. I one nadal przebywają w środowisku rodzinnym, pod nadzorem kuratora i pod nadzorem asystenta rodzinnego – mówi Izabela Najdek, która przyznaje, że dzieci te nie są bezpieczne.
Te słowa padają ponad dwa tygodnie od śmierci ośmioletniego Kamila, który w przemocowej rodzinie pozostał za długo. System zawodzi. Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej stara się naprawić go podniesionym w tym roku wynagrodzeniem zawodowych rodzin zastępczych i rodzinnych domów dziecka - oraz planowaną kampanią medialną za 2,5 miliona złotych. Jednak krzywdzone już teraz dzieci nie mogą czekać.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock