Pogotowie dla Zwierząt i policja zlikwidowały nielegalną hodowlę psów pod Widawą w Łódzkiem. Właściciel miał ponad 100 psów - większość z nich schorowanych i z pasożytami. Materiał "Faktów" TVN.
W pseudohodowli pod Widawą weterynarza najprawdopodobniej nigdy tam nie było. Boksy w starej oborze były nieogrzewane i zaniedbane, a suki rodziły małe w prowizorycznych legowiskach w oponach samochodowych. Psy trafiły do domów tymczasowych.
"Przysłał umowę, że nie wolno ujawnić"
- Ludzie, którzy chcieli adoptować jednego czy dwa pieski, usłyszeli że pan nie zajmuje się sprzedażą detaliczną - twierdzi Grzegorz Bielawski z Pogotowia dla Zwierząt. Hurtem dwadzieścia szczeniaków kupiła pani Magda, która zaalarmowała Pogotowie dla Zwierząt. Chciała zachować anonimowość, bo mężczyzna jej groził.
- Jeszcze śmiał mi przesłać umowę, że nie wolno tego wyjawić, bo inaczej będę musiała mu zapłacić jeszcze 5 tysięcy. To po prostu draństwo, bandyctwo - przyznaje oszukana kobieta. Poważnie zaniepokoiła się, gdy szczeniaki po czterech dniach zaczynały padać. Okazało się, że miały wszystkie możliwe pasożyty i choroby.
- Jak otworzy się podręcznik od chorób zakaźnych psów, to można było mieć stuprocentową pewność, że te szczeniaki to wszystko mają - stwierdziła lekarka weterynarii Martyna Augustyniak.
Nikt nie słyszał
Sprawca tego nieszczęścia nie ma ani sobie, ani swojej hodowli nic do zarzucenia. - Zarejestrowana nieważne w jakim klubie, należała do stowarzyszenia - mówi pseudohodowca.
Stowarzyszenia może założyć każdy. Jednak w tym sprawdzonym, bo działającym od 80 lat związku kynologicznym w Polsce nikt o tej hodowli nikt nigdy nie słyszał. Sprawę bada policja.
Autor: lukl/kka / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN