- Tomek w bardzo profesjonalny sposób przedstawił uczucia, które nas, ofiary, dotykają i te uczucia potrafił pokazać opinii publicznej. To, że sami siebie niszczyliśmy, że nie potrafiliśmy sobie ze sobą poradzić, że prawie wszyscy z nas ulegli jakimś nałogom - mówił w "Tak jest" w TVN24 Marek Mielewczyk, ofiara księdza pedofila i jeden z bohaterów filmu braci Sekielskich, "Tylko nie mów nikomu".
W sobotę w internecie został opublikowany film dokumentalny Tomasza i Marka Sekielskiego "Tylko nie mów nikomu" - zapis dramatu osób wykorzystywanych przez księży pedofilów. Pokazano w nim wyznania poszkodowanych, którzy stanęli oko w oko ze swoimi oprawcami. Są także wyznania tych, którzy przyznają się do winy.
"Krzyk, który wychodzi z wewnątrz"
O swojej historii mówił we wtorek w "Tak jest" w TVN24 Marek Mielewczyk, ofiara księdza pedofila i jeden z bohaterów filmu "Tylko nie mów nikomu".
- Miałem wówczas 13 lat, bylem w siódmej klasie szkoły podstawowej - relacjonował.
Pytany, dlaczego przez lata nikogo nie poinformował o wykorzystywaniu przez księdza, wyjaśniał, że "taki młody człowiek, jakim jak wtedy byłem, na pewno nie chciałby, żeby został wyśmiany, żeby został pokazywany palcem, bo to grozi jakimś wewnętrznym konfliktem i wyniszczeniem swojego wnętrza".
Swoją tajemnicę Mielewczyk ujawnił dopiero w 1987 roku, kiedy miał 17 lat. Pierwszą osobą, która dowiedziała się o tym, że został wykorzystany przez księdza, była dr Irena Drewla ze szpitala, do którego Mielewczyk trafił po próbie samobójczej. Dopytywany, czemu to jej pierwszej powiedział o molestowaniu, stwierdził, że "jest to taki moment, że ten krzyk, który wychodzi z wewnątrz, jest tak silny, że człowiek właściwie nie widzi już innego wyjścia".
- Nie czułem wtedy nic innego niż to, żeby się tym podzielić, żeby powiedzieć to, co mnie spotkało, bo to była wówczas jedyna osoba, która była obok mnie najbliżej - kontynuował. Jak mówił dalej Mielewczyk, "to była taka wewnętrzna potrzeba zrelacjonowania tego, co się stało".
Film "pokazał uronione łzy, pokazał miłość, której bardzo brakuje"
Marek Mielewczyk mówił także o tym, jak film "Tylko nie mów nikomu' może wpłynąć na opinię publiczną.
- Myślę, że ten film Tomasza Sekielskiego (…) odsłonił pewne uczucia i Tomek w bardzo profesjonalny sposób przedstawił uczucia, które nas, ofiary dotykają i te uczucia potrafił pokazać opinii publicznej. To, że sami siebie niszczyliśmy, że nie potrafiliśmy sobie ze sobą poradzić, że prawie wszyscy z nas ulegli jakimś nałogom - wyliczał.
Jak mówił dalej Mielewczyk, Tomasz Sekielski w swoim filmie "pokazał uronione łzy, pokazał miłość, której bardzo brakuje, i to tak bardzo wzruszyło opinię publiczną".
"Trzeba wielkich, stanowczych zmian"
Na pytanie, czy pomogłoby mu, gdyby ksiądz, który dopuścił się molestowania, przeprosił go, Mielewczyk odpowiedział przecząco. - Nie wierzę mu po prostu. Myślę, że cokolwiek by powiedział i tak to nie jest skierowane do mnie i prawdziwe - przyznał gość TVN24.
Mielewczyk mówił także o tym, co musi się jego zdaniem zmienić wewnątrz samego Episkopatu w związku z problemem pedofilii w Kościele.
- Na pewno trzeba tam wielkich zmian, potrzeba stanowczych zmian, które doprowadzą do tego, że ofiary zaufają Konferencji Episkopatu Polski, że będą mogły nawiązać współpracę, że Episkopat wyciągnie w końcu ręce do ofiar, bo obecnie tego nie widzę - stwierdził Mielewczyk.
Czy Kościół się zmieni?
Marek Mielewczyk mówił także o tym, czy dalej wierzy w Boga. Przyznał, że każdego dnia zastanawia się, "co takiego się wydarzyło, że tak się stało (że został ofiarą pedofilii - red.), a co takiego musi się jeszcze wydarzyć, żeby wrócić do Boga".
Pytany, czy wierzy w to, że Kościół się zmieni, odparł, że "jest to wielki, długi proces, który nie wiadomo, kiedy się zakończy”. Jak przyznał, może ten proces "właśnie rozpoczęliśmy".
Autor: mjz/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24