- Nigdy nie powiedziałem i nie mam zamiaru wskazywać powodu, który doprowadził do tego, że samolot rozpadł się w powietrzu - zapewniał w środę podczas posiedzenia sejmowej komisji obrony szef MON Antoni Macierewicz. Sprawdziliśmy, co minister w przeszłości rzeczywiście mówił o przyczynach katastrofy smoleńskiej - teorii było wiele, także o "serii wybuchów".
Już zaledwie cztery miesiące po katastrofie Macierewicz wskazywał, że jej przyczyną był "tajemniczy wyciek paliwa".
- Przed wylotem Tu-154M 10 kwietnia wykryto wyciek ze środkowego silnika, o którym nie powiadomiono pilotów - przekonywał w sierpniu 2010 r.
Pod koniec sierpnia 2010 r., podczas spotkania z amerykańską Polonią, przedstawił kolejną teorię. - Wygląda na to, że bezpośrednią przyczyną katastrofy smoleńskiej było działanie wieży kontrolnej - mówił Macierewicz. Dodał, że było to działanie celowe i konsultowane z "centralą w Moskwie".
We wrześniu 2010 r. polityk odrzucił teorię, zgodnie z którą samolot zahaczył przed wypadkiem o drzewo. - Nie ma wątpliwości, że to co się zdarzyło nad Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r., nie było wynikiem oderwania się skrzydła po uderzeniu w brzozę - zapewniał. - Dźwięk zderzenia z brzozą został wymyślony i na jego podstawie zmyślono całą hipotezę o drzewie, z którym miał się zderzyć Tu-154M - powie później w styczniu 2012 r.
"Oślepiający błysk", "nagłe obezwładnienie"
Powołany przez Macierewicza parlamentarny zespół ds. zbadania przyczyn katastrofy, wydał w październiku 2010 r. stanowisko, w którym powołano się na rosyjskich świadków. Według ich relacji, tuż przed upadkiem samolotu "doszło do niewyjaśnionej awarii, czego objawem był wielki, oślepiający błysk".
W styczniu 2011 roku Macierewicz rozwijał teorię o "naprowadzaniu na śmierć". - Od końca kwietnia rząd Rzeczypospolitej dysponował pełnym materiałem dowodowym pokazującym, jak na rozkaz centrali moskiewskiej ten samolot był naprowadzany na śmierć, a mimo to (rząd - red.) milczał - przekonywał.
W czerwcu tego samego roku zespół Macierewicza wydał "białą księgę", w której jako przyczynę katastrofy wskazano to, że tupolew znalazł się w "śmiertelnej pułapce", a błędne naprowadzanie na pas startowy było spowodowane naciskami "ważnych czynników w Moskwie". Ale pojawiła się też zupełnie nowa teoria.
- Badamy, jaka była bezpośrednia przyczyna obezwładnienia maszyny. Z badania komputera pokładowego wiadomo, że wtedy ustało zasilanie i wszystkie mechanizmy tego samolotu przestały działać - tłumaczy wówczas.
W listopadzie 2011 r. Macierewicz wspominał o tym, że przyczyną katastrofy były "dwa wstrząsy".
- Wiemy, że (katastrofa - red.) rozpoczęła się mniej więcej 69 m za brzozą na wysokości 26 m, gdy doszło do dwóch wstrząsów, których wprawdzie przyczyn jeszcze nie znamy, ale one zapoczątkowały dalsze dramatyczne wydarzenia - mówił dzisiejszy szef MON.
"Skalę zniszczeń mógł wywołać wybuch naziemny"
Teza o wstrząsach znalazła się kilka miesięcy później w raporcie przygotowanym przez zespół Macierewicza, opublikowanym w kwietniu 2012 r. Według autorów dokumentu, do wspomnianych "dwóch wstrząsów" miało dojść w odległości 714 m od progu pasa, "po czym zanikło zasilanie elektryczne i zamrożony został komputer pokładowy samolotu".
Wszyscy naukowcy, którzy byli zaangażowani w tę konferencję (…) zgadzają się co do jednego: że przyczyną dramatu, katastrofy smoleńskiej, była eksplozja Antoni Macierewicz w październiku 2012 r.
"Bezpośrednią przyczyną katastrofy były wspomniane wyżej dwa silne wstrząsy, których źródłem nie był mechanizm samolotu" - czytamy w raporcie. Dalej autorzy przekonują, że teza o braku wybuchu nie pokrywa się z ich ustaleniami.
"Charakter zniszczeń Tu-154M nr 101, w tym znaczne rozrzucenie jego szczątków na obszarze ponad 1 hektara wyklucza, by doszło jedynie do awaryjnego lądowania (...) także śmierć wszystkich członków załogi i pasażerów czyni wersję niepoprzedzonego wybuchem awaryjnego lądowania (lub upadku) znacznie mniej prawdopodobną; podobną skalę zniszczeń konstrukcji samolotu mógłby wywołać wybuch naziemny" - stwierdzono w dokumencie podpisanym przez Antoniego Macierewicza.
O eksplozji mówiono już wprost podczas konferencji smoleńskiej zorganizowanej w październiku 2012 r. na warszawskim Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego.
- Wszyscy naukowcy, którzy byli zaangażowani w tę konferencję (…) zgadzają się co do jednego: że przyczyną dramatu, katastrofy smoleńskiej, była eksplozja. Był wybuch, który miał miejsce wewnątrz samolotu - mówił wówczas Macierewicz.
- Oczywiście są jeszcze różnice zdań, co do tego, co spowodowało ten wybuch. Dominuje przekonanie, że był to materiał wybuchowy. Ale są też opinie, że mogło do tego dojść na skutek zainicjowania eksplozji oparów paliwa, które zostały zainicjowane przez iskrę będącą skutkiem przetarcia się przewodów elektrycznych w samolocie - dodał.
"Kilkadziesiąt świadectw o wybuchu"
Przed trzecią rocznicą katastrofy jego zespół przygotował nowy raport. Powtórzono w nim tezę, że "najbardziej prawdopodobną przyczyną katastrofy Tu-154M pod Smoleńskiem były eksplozje, które zniszczyły samolot w powietrzu". Oprócz tego pojawiła się teoria dotycząca sabotażu, zgodnie z którą "służba wywiadu rosyjskiego od początku do końca kierowała remontem tupolewa".
W tamtym czasie polityk przekonywał także podczas spotkania z sympatykami, że katastrofę w Smoleńsku przeżyły trzy osoby.
Pod koniec września 2013 r. Macierewicz udzielił obszernego wywiadu tygodnikowi "Do Rzeczy", w którym rozwinął kluczowe dla siebie teorie: wybuchu i działania rosyjskich służb.
- Wszystko zaczęło się około 50 metrów przed brzozą. Znamy świadectwa kilkudziesięciu osób, które słyszały lub nawet widziały eksplozję. Prokuratura także dysponuje analizą pokazującą wybuch - mówił Macierewicz.
Przekonywał też, że komisja Jerzego Millera ukrywała fakty dotyczące wybuchu, bo "kawałki skrzydła (które oderwały się w jego efekcie - red.) prawdopodobnie zakłóciły pracę jednego z silników", co "także zostało odnotowane przez rejestratory lotu".
Macierewicz wyraźnie mówił o wybuchu także rok później, w kwietniu 2014 r.
- Mieliśmy do czynienia ze zbrodnią. Ci ludzie zginęli, dlatego że samolot wybuchł w powietrzu. Oczywiście jest kwestia dojścia do wszystkich szczegółów, za zwłaszcza do odpowiedzialnych tej zbrodni. Niestety prokuratura, zwłaszcza naczelne organy państwa, głównie zajmują się blokowaniem tego śledztwa - powiedział Macierewicz w rozmowie z dziennikarzami w Sejmie.
Zamiast dwóch wybuchów - seria
W kwietniu 2015 roku temu komisja Macierewicza przygotowała kolejny raport na temat przyczyn katastrofy. Najnowsze wyniki badań pozwoliły autorom dokumentu wysnuć tezę już nie o dwóch wybuchach, ale o całej ich serii.
Według zespołu podczas odejścia samolotu na drugi krąg, 900-1000 m od początku pasa startowego, w wyniku eksplozji zniszczona została końcówka lewego skrzydła.
Na dystansie kolejnych 200-300 metrów miała - według autorów raportu - "miejsce dalsza destrukcja skrzydła wraz z urwaniem jego końcówki". Miało to skutkować gwałtownymi wstrząsami, zmianą kursu magnetycznego i utratą wysokości.
"Jeszcze przed pierwszym uderzeniem w ziemię nastąpiła potężna eksplozja w kadłubie samolotu, która zniszczyła jego strukturę (oderwała tylną część kadłuba wraz z silnikami, wywinęła burty) oraz zabiła większość pasażerów. Końcowym etapem katastrofy był wybuch w prezydenckiej salonce już po uderzeniu samolotu w ziemię" - tak brzmi jeden z wniosków raportu.
Zgodnie z dokumentem, eksplozja rozrzuciła części salonki "z wyraźnymi śladami działania wysokiej temperatury i ciśnienia" w promieniu 30 metrów, prostopadle do kierunku uderzenia.
Autor: ts/gry / Źródło: tvn24.pl