Prawo i Sprawiedliwość zgłosiło do obwodowych komisji wyborczych ponad 21 tysięcy osób. Najwięcej ze wszystkich komitetów. Ale adnotacji o rzekomym fałszowaniu wyników w protokołach poszczególnych komisji trudno się doszukać. - To nie tak, że nie mieliśmy tych sygnałów od razu. One po prostu wymagały weryfikacji. Teraz to się dzieje, czego efektem są kolejne protesty składane do sądów - tłumaczy szef komitetu wykonawczego partii, Joachim Brudziński.
W środę Jarosław Kaczyński z mównicy sejmowej podkreślał, że po 10 dniach od daty wyborów samorządowych "z tej najważniejszej w Polsce trybuny muszą paść słowa prawdy: te wybory zostały sfałszowane".
Niemal natychmiast część komentatorów i polityków innych partii zaczęła pytać: jak mogło dojść do rzekomego fałszerstwa, o którym mówi prezes PiS, skoro przedstawiciele tej partii zasiadali w przytłaczającej większości obwodowych komisji wyborczych? I co sygnałami rzekomych fałszerstw, które na bieżąco powinny były spływać do komitetu wyborczego PiS od jego ludzi w terenie?
W komisjach najwięcej ludzi PiS
Sprawdziliśmy, ile dokładnie osób do komisji obwodowych - kluczowych w trakcie wyborów samorządowych (bo to tam do urn wrzucaliśmy swoje głosy i tam po raz pierwszy były one zliczane) - wskazało PiS.
Z danych PKW wynika, że to właśnie ta partia najchętniej zgłaszała swoich ludzi do poszczególnych komisji. Na ich ogólną liczbę blisko 27,5 tys. w całym kraju, reprezentantów PiS było 21 tys. 219. Oznacza to zatem, że tylko w jednym na pięć obwodów ta partia nie miała swojego przedstawiciela.
Na drugim miejscu w tym zestawieniu znalazł się komitet wyborczy Polskiego Stronnictwa Ludowego, który zgłosił do obwodowych komisji 20 tys. 234 osoby, a na trzecim komitet wyborczy Platformy Obywatelskiej z 20 tys. 216 osób. Niewielu mniej przedstawicieli miała w komisjach koalicja Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Lewicy Razem - 19 tys. 897 osób.
"Mieliśmy sygnały, ale musieliśmy sprawdzić"
Przewodniczący komitetu wykonawczego PiS Joachim Brudziński podkreśla, że to właśnie dzięki tak dużej liczbie członków komisji, zgłoszonych przez partię, możliwe jest dzisiaj skrupulatne wskazywanie nieprawidłowości. "Absurdalnymi" nazywa pojawiające się zarzuty, że mówiąc dziś o fałszowaniu wyborów, PiS tak naprawdę samo się obciąża, bo w komisjach największe grono stanowili reprezentanci tej właśnie partii.
- A dlaczego prezes Jarosław Kaczyński już w wieczór wyborczy, kiedy sondażowe wyniki dawały nam pięciopunktową przewagę nad PO, mówił o nieprawidłowościach? Właśnie dlatego, że te informacje płynęły do nas przez cały dzień wyborczy - tłumaczy Brudziński w rozmowie z portalem tvn24.pl.
- To nie jest tak, że od tamtego czasu nic z tymi sygnałami nie robiliśmy. W tej chwili każda z tych informacji jest przez nas weryfikowana i, jeśli udaje nam się ją potwierdzić, dołączamy stosowną informację do protestów składanych w sądach okręgowych - dodaje pose PiSł.
Do końca tego tygodnia takie zawiadomienia mają trafić do każdego z 16 sądów okręgowych. Na razie - jak deklaruje Brudziński - są w 10. Składane protesty dotyczą różnego rodzaju nieprawidłowości związanych z przebiegiem głosowania w wyborach, które mogły mieć wpływ na ich wynik.
PiS domaga się orzeczenia o nieważności wyborów do sejmików, stwierdzenia wygaśnięcia mandatów radnych, a także wydania postanowienia o przeprowadzeniu ponownych wyborów do sejmików.
Sądy mają 30 dni na rozpatrzenie protestów.
Autor: Łukasz Orłowski / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24