2-letni Adaś, który uległ krańcowemu wyziębieniu po tym, jak wyszedł z domu w samej pidżamie, został odłączony od sztucznego płucoserca. Nie oznacza to jednak, że stan dziecka się poprawił. Chłopiec wciąż jest w głębokiej śpiączce. - Nadal jest zagrożenie życia, nadal stan jest bardzo ciężki - stwierdziła w rozmowie z reporterką TVN24 rzeczniczka szpitala w Prokocimiu, do którego trafił malec.
- Najnowsze informacje płynące ze szpitala dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu mówią o tym, że sztuczne płucoserce, do którego dwuletni Adaś był podpięty, zostało odłączone, bo wypełniło już swoją rolę - relacjonowała reporterka TVN24 Marta Gordziewicz.
Jak dodała, udało się dzisiaj podnieść temperaturę ciała chłopca do 36 stopni. - Ale lekarze studzą emocje. To, że płucoserce zostało odłączone, nie znaczy, że stan Adasia się poprawił. Chłopiec nadal jest w głębokiej śpiączce, oddycha za niego respirator - mówiła reporterka TVN24.
"Następnym krokiem wybudzanie dziecka ze śpiączki"
- Udało się dziecko odłączyć od sztucznego płucoserca, ale nie odczytywałabym tego jako zdecydowanej poprawy. Trzeba pamiętać, że nadal jest zagrożenie życia, nadal stan jest bardzo ciężki. Tutaj nic się nie zmieniło - mówiła Magdalena Oberc, rzeczniczka szpitala w Prokocimiu.
- Myślę, że następnym krokiem będzie wybudzanie dziecka ze śpiączki po to, by móc ocenić jego stan i funkcjonowanie poszczególnych organów - dodała.
Dziecko znalazł policjant
Policja została poinformowana o zaginięciu chłopca o godz. 8 w niedzielę. Dziecko w odległości ok. 650 metrów od domu znalazł podkom. Michał Godyń.
Jak relacjonował policjant na antenie TVN24, najpierw oczyścił jego twarz z liści, następnie wziął go na ręce i pobiegł w kierunku najbliższych zabudowań.
- Biegnąc, rozpocząłem akcję reanimacyjną. Następnie jeden z sąsiadów zaprosił nas do domu i tam wykonaliśmy dalsza reanimację - mówił funkcjonariusz. Dodał, że dziecko nie było od razu rozgrzewane, aby nie nastąpił wstrząs. Na miejsce przyjechały dwie załogi pogotowia ratunkowego i po ok. godzinie chłopiec został przewieziony do Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego na krakowskim Prokocimiu. Tam zajęli się nim lekarze.
Dlaczego wyszedł?
Jak poinformował podkom. Godyń, dziecko przebywało wraz z dwoma kuzynami u swojej babci. - Spało z kuzynem, prawdopodobnie było niespokojne, zbudziło się w nocy. Dom przypadkowo nie był zamknięty i chłopiec wyszedł na zewnątrz - mówił policjant. Jak ustalili funkcjonariusze, dwulatek kierował się w stronę swojego domu rodzinnego. Był w samej pidżamie.
W poszukiwaniach oprócz policji wzięło udział 33 strażaków. Pomagali także mieszkańcy.
Stan ciężki, ale stabilny
W chwili, gdy 2-latek trafił do szpitala, temperatura jego ciała wynosiła zaledwie 12 st. C. Lekarzom udało się ją podnieść do 36 stopni. Nie można jednak na razie stwierdzić, czy doszło do uszkodzenia narządów wewnętrznych, w tym mózgu. Wiadomo, że samodzielnie pracują serce i nerki dziecka.
Chłopiec jest utrzymywany w stanie śpiączki.
Czynności w sprawie prowadzi prokuratura. Nadal nie można porozmawiać z jego babcią. Kobieta trafiła do szpitala psychiatrycznego.
Autor: db,kde//plw,rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24