Ponad 100 kilometrów przejechał samochodem pewien kot spod Krakowa. Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że całą trasę spędził schowany w okolicach silnika. - To cud, że nic mu się nie stało - podkreśliła w rozmowie z TVN24 Justyna Kurek, zootechnik ze schroniska dla bezdomnych zwierząt w Dyminach w województwie świętokrzyskim.
Zwierzak trafił do schroniska w czwartek. - Dostaliśmy zgłoszenie telefoniczne, że kierowca po podróży usłyszał miauczenie kota w samochodzie. Nie wiedział gdzie, więc podjechał do zakładu mechanicznego i kotka zlokalizowano w okolicy silnika - wyjaśniała Justyna Kurek.
Tego dnia kierowca pokonał trasę spod Krakowa do Kielc. - Z relacji mężczyzny wynika, że kot przejechał ponad 100 kilometrów. To cud, że nic mu się nie stało - podkreśliła zootechnik.
Po przewiezieniu kota do gabinetu okazało się, że nie ma żadnych większych obrażeń oprócz otarć.
Krakus do adopcji
Kot ma około 5 lat i po swojej niezwykłej podróży dostał imię Krakus. - Jest zdrowy. Trafił do nas na kwarantannę i po okresie dwóch tygodni, po szczepieniach i kastracji, będzie gotowy do adopcji - poinformowała Kurek.
- Kotek jest bardzo przyjazny. Widać, że miał kontakt z człowiekiem, tak że jak najbardziej poleca się do adopcji - dodała.
Zootechnik zaapelowała również do kierowców o ostrożność w okresie zimowym.
- W okresie zimowym koty szukają ciepła. Przed podróżą warto zajrzeć pod maskę, żeby nie zaszkodzić jakiemuś zwierzęciu - bo ten akurat miał szczęście, że nic mu się nie stało, natomiast zazwyczaj są to duże poranienia lub śmierć - powiedziała Justyna Kurek ze schroniska w Dyminach.
Autor: mb//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24