Sąd aresztował w czwartek na trzy miesiące Edwarda S., byłego prezesa Elektrowni Ostrołęka oraz trzy inne osoby zatrzymane we wtorek przez CBA w związku z podejrzeniami o korupcję.
Decyzja sądu to konsekwencja wtorkowych działań Centralnego Biura Antykorupcyjnego w ramach śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Regionalną w Białymstoku. To na jej wniosek sąd aresztował na trzy miesiące cztery zatrzymane we wtorek osoby.
Układ z energią
Jak ustalili reporterzy tvn24.pl, agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego od około dwóch lat zbierali dowody świadczące o korupcyjnym procederze w związku z budową elektrowni w Ostrołęce.
Pod lupę wzięli działalność Edwarda S., który od maja 2016 roku do czerwca 2019 roku (tak wynika z wpisów do KRS, decyzja o odwołaniu zapadła w maju) był prezesem spółki odpowiedzialnej za budowę elektrowni w Ostrołęce. Po odwołaniu trafił do zarządu prywatnej firmy działającej w branży energetycznej gdzie wspólnikami byli m.in. jego synowie i dalsza rodzina.
- Ta firma stała się podwykonawcą dla spółki budującej elektrownię. Zdobywała także seryjnie kontrakty od PGE Dystrybucji - mówi nam osoba znająca ustalenia śledczych.
Prokuratura potwierdziła, że wśród zatrzymanych jest właśnie menadżer z PGE Dystrybucja, który usłyszał zarzuty "przyjmowania korzyści majątkowych w zamian za nadużycie udzielonych uprawnień w związku z publicznymi przetargami w zakresie budowy i modernizacji sieci i urządzeń elektroenergetycznych poprzez ujawnianie informacji istotnych z punktu widzenia prowadzonych postępowań przetargowych".
Polityczne wsparcie
Według ustaleń dziennikarzy "Gazety Wyborczej" objęcie fotela prezesa Edward S. zawdzięczał znajomości i wstawiennictwu posła PiS z Ostrołęki Arkadiusza Czartoryskiego. Teraz, gdy agenci CBA przyszli zatrzymać byłego prezesa, pojawili się jednocześnie w domu samego posła oraz warszawskim mieszkaniu w którym mieszka córka wpływowego parlamentarzysty.
Sam poseł zaprzeczył, by funkcjonariusze CBA przeszukiwali dom i mieszkanie z którego korzystał.
W rozmowie z tvn24.pl przyznał jednak, że odwiedzili go agenci CBA. - Udostępniłem to, o co mnie poproszono, i poinformowano mnie, że mogę występować w tej sprawie jako świadek - stwierdził. Odmówił nam odpowiedzi na pytanie, czy CBA zażądało również wydania jego telefonu, komputera oraz nośników pamięci.
Odwiedziny u posła prokuratura potwierdziła w oficjalnym komunikacie. Napisano w nim, że "w sprawie wydano postanowienie o żądaniu wydania rzeczy i przeszukaniu w mieszkaniach zajmowanych przez Posła na Sejm RP oraz jego córkę, jednakże z uwagi na dobrowolne wydanie żądanych rzeczy, odstąpiono od dokonania czynności przeszukań".
- Poseł wydał żądane przez nas rzeczy, które mogą mieć związek z działaniem korupcyjnego układu. Zatem nie było potrzeby dokonywać przeszukań - tłumaczą nam śledczy.
Bliscy posła
Kolejnymi osobami z kręgu posła Arkadiusza Czartoryskiego, które odwiedzili we wtorek agenci CBA, są Ryszard Chrostowski i jego syn Łukasz.
Ryszard Chrostowski razem z Czartoryskim działali w fundacji "Muzeum Żołnierzy Wyklętych". Od sierpnia 2019 roku Chrostowski zasiada w radzie nadzorczej spółki PGE Toruń.
- Znamy się z panem posłem Czartoryskim. Gdybym powiedział, że jest inaczej, byłbym łobuzem i łajdakiem. Ale fundacja od dwóch lat nie działa. Miała zbierać środki na budowę muzeum, ale to zadanie przejęło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego - tłumaczy Chrostowski w rozmowie z tvn24.pl.
Jego syn Łukasz pełnił do początku 2019 roku funkcję prezesa zarządu spółki Energa-Serwis.
- W listopadzie 2017 roku zawarto aneks między Elektrownią Ostrołęka a Energą Serwis. Według aneksu ta współpraca miała trwać aż do końca 2022 roku. Podwykonawcą Energi jest prywatna spółka rodziny Edwarda S. Był to czas, gdy grupą Energa kierował jeszcze prezes Daniel Obajtek - ujawnia nam osoba znająca ustalenia śledztwa.
Agenci zabezpieczyli od niego komputer stacjonarny i laptop. Łukasz Chrostowski potwierdził w rozmowie z dziennikarzem tvn24.pl wizytę CBA, odmówił jednak rozmowy o szczegółach.
Fiasko elektrowni za miliard
Sama nowa elektrownia miała być "ostatnią wielką węglową elektrownią w historii". Choć jej budowę zapowiadała premier Beata Szydło, następnie Mateusz Morawiecki, a także prezydent Andrzej Duda, to odstąpiono od realizacji projektu.
Wiadomo, że minimalna strata na rozpoczęciu jej budowy - przed czym od dawna ostrzegali eksperci - wyniesie 1,03 miliarda złotych. Tyle musiały odpisać spółki, które finansowały budowę.
Jednak w ocenie byłego senatora PiS z Ostrołęki Krzysztofa Majkowskiego, który kilkadziesiąt lat pracował w elektrowni, łączne straty będą wielokrotnie większe. On sam od lat publicznie ostrzegał, że inwestycja jest zagrożona, a zamiast samej elektrowni powstają wokół niej patologiczne mechanizmy.
- Po piśmie do premier Szydło, w którym opisałem układ personalny w elektrowni w Ostrołęce, dyscyplinarnie zwolniono mnie z pracy w elektrowni. Elektrownia to jedyny pracodawca w okolicy, kto więc ma elektrownię, ten ma władzę - mówił w czerwcu w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Majkowski.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Greenpeace