Narodowy Fundusz Zdrowia chce, by śledczy sprawdzili jak działał Szpital Powiatowy w Krotoszynie na początku epidemii. Są poważne zarzuty - placówka zamiast być dla wirusa tamą, mogła stać się lokalnym źródłem zakażeń. Krotoszyn to dziś czarny punkt na epidemicznej mapie Polski. Materiał reportera "Czarno na białym".
Liczący około 30 tysięcy mieszkańców Krotoszyn w województwie wielkopolskim nazywany jest przez lokalne media "polskim Bergamo". Przeprowadzane w nim dezynfekcje bloków, przystanków autobusowych czy ławek w miejscach publicznych to codzienność.
Damian Pawlik z Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej w Krotoszynie opowiada, że wielu mieszkańców przebywa na kwarantannach. - Są ludzie chorzy i kolejne osoby mieszkające wspólnie na jednej klatce schodowej. Boją się później wychodzić. Także nasza służba przynosi jakieś efekty - mówi podczas prowadzonej dezynfekcji.
Choć do włoskich statystyk daleko, to wielkopolski Krotoszyn jest czarnym punktem na epidemiologicznej mapie Polski. Co czwarty zakażony koronawirusem w województwie mieszka w powiecie krotoszyńskim - do tej pory wykryto tu ponad 140 przypadków.
"Jeżeli były zgłaszane braki, to one były uzupełniane"
Reporterzy "Czarno na białym" rozmawiali z pracownicą szpitala w Krotoszynie. Kobieta nie ma wątpliwości: jej choroba to efekt łamania procedur. Twierdzi, że placówka przyczyniła się do rozprzestrzenienia się wirusa. Mówi, że sytuacja w szpitalu jest krytyczna. - Płacz, przerażenie, jeden drugiego się obawiał. Brak sprzętu - wylicza pracownica szpitala, która chce zachować anonimowość.
Zapytana o środki ochrony osobistej, odpowiada, że personel medyczny był wyśmiewany i szykanowany. - Że straszymy pacjentów. Ta sprawa nadaje się do sądu - uważa.
- Do mnie takie informacje nie docierały. Jeżeli były zgłaszane braki, to one były uzupełniane - zapewnia rzecznik szpitala w Krotoszynie, Sławomir Pałasz. - Poczekajmy na ustalenia naszego zespołu do spraw zakażeń. Na pewno sanepid będzie wdrażał odpowiednie procedury wyjaśniające i wtedy dopiero będzie można powiedzieć, jak było naprawdę - dodaje.
"Kto nie dopełnił obowiązków lub złamał prawo, poniesie konsekwencje"
Sprawa jest poważna, bo wielkopolski Narodowy Fundusz Zdrowia złożył zawiadomienie do prokuratury. Chce, żeby śledczy sprawdzili pracę szpitala w czasie epidemii. Dyrektor placówki twierdzi, że zachowano wszelkie procedury. - Ani szpital, ani tym bardziej nasz personel, który w krytycznej sytuacji stanął na wysokości zadania, nie zasługuje na to, by zarzucać mu podejmowanie działań na szkodę pacjentów - przekonuje Krzysztof Kurowski, dyrektor SPZOZ w Krotoszynie.
Pierwszy raz koronawirusa wykryto w Krotoszynie w połowie marca, gdy na przyszpitalny SOR trafił 85-letni mężczyzna. Zaraził go syn, który wrócił z Belgii. Pacjent zmarł.
Dwa tygodnie później lekarzy szpitalnego oddziału wewnętrznego zaniepokoiła gorączka u ośmiorga pacjentów. Mieli koronawirusa. Zakaziło się także pięciu pracowników. Wcześniej dwóch innych pacjentów szpitala przewieziono do pobliskiego Pleszewa. Tam okazało się, że także oni są zakażeni.
Pracownica szpitala w Krotoszynie podkreśla, że mimo to, szpital pracował dalej. - Nawet po pobranych wymazach, nie wiedząc, że jesteśmy nosicielami - mówi. Kobieta opowiada, że pracowano bez maseczek czy innych zabezpieczeń. Dodaje, że miała kontakt z 34 osobami.
Zakażeniu ulegały kolejne osoby. Czekając kilka dni na wyniki testu, pracownicy szpitala, w którym wykryto wirusa, pracowali dalej, także w lokalnym hospicjum, gdzie wśród ciężko chorych również pojawiły się przypadki koronawirusa. Pacjentów trzeba było ewakuować.
Starosta powiatu krotoszyńskiego Stanisław Szczotka, który nadzoruje placówkę, przyznaje, że szpital ten był tykającą bombą. Jego zięć też zaraził się koronawirusem w tymże szpitalu. - Przyjdzie czas na rozliczenia i każdy, kto nie dopełnił obowiązków lub złamał prawo, poniesie konsekwencje - mówi. Zaznacza, że największym problemem były testy: ich brak albo kilka dni czekania na wyniki.
- Do wszystkich szpitali w Polsce wysłaliśmy zalecenia - mówi wiceminister zdrowia Waldemar Kraska. - Także wysłaliśmy drogą mailową do wszystkich dyrektorów informacje, że są do odbioru środki ochrony osobistej w bardzo dużych ilościach - dodaje.
Nie funkcjonuje szpital, hospicjum i komenda policji
Tyle, że teraz szpital w Krotoszynie, choć odkażony - praktycznie nie działa, bo 80 procent personelu albo ma kwarantannę albo koronawirusa. Prawie wszystkie oddziały są zamknięte. Jednym z nielicznych działających jest Szpitalny Oddział Ratunkowy.
Poza szpitalem i hospicjum wirusa wykryto u siedmiu policjantów - reszta poszła na kwarantannę - krotoszyńską komendę trzeba było zamknąć. Mieszkańcy boją się, że za chwilę zamknięty zostanie cały powiat.
Lokalne władze rozdają mieszkańcom maseczki. - Każda rodzina będzie mogła zaopatrzyć się w maseczkę - mówi burmistrz Krotoszyna Franciszek Marszałek.
Źródło: TVN24