Sejmowa komisja zdrowia odrzuciła w pierwszym czytaniu projekt ustawy o walce z epidemią COVID-19. W czasie dyskusji posłowie opozycji przekonywali, że "ustawa jest od początku do końca zła". Jedna ze stron dokumentu została przepuszczona przez niszczarkę. - Zamiast konkretnej propozycji walki z pandemią, prezes największej partii politycznej proponuje nam donosy - mówił poseł Dariusz Joński (KO).
We wtorek po godzinie 15 zebrała się sejmowa komisja zdrowia, którą przerwano - w wyniku głosowania - w poniedziałek. Ministerstwo Zdrowia reprezentował wiceminister Piotr Bromber ze współpracownikami. Wtorkowe obrady zaczęły się od sprawdzenia kworum.
Pierwsze czytanie nowego projektu ustawy covidowej
Posłowie zajmowali się nowym projektem ustawy covidowej, nazywanym "lex Kaczyński". Prezes PiS, wicepremier Jarosław Kaczyński zapowiedział ten projekt na spotkaniu premiera z opozycją pod koniec stycznia. Dwa dni po tych rozmowach dokument wpłynął do Sejmu. W projekcie - zgłoszonym przez grupę posłów PiS - nie ma mowy o żadnych obowiązkach. Zakłada on natomiast między innymi, że pracodawca będzie mógł żądać od pracownika raz w tygodniu podania informacji o posiadaniu negatywnego wyniku testu oraz, że zakażony pracownik będzie mógł złożyć do pracodawcy wniosek "o wszczęcie postępowania w przedmiocie świadczenia odszkodowawczego" za zakażenie się od pracownika, który nie poddał się testowi.
Przewodniczący komisji Tomasz Latos (PiS) po rozpoczęciu obrad został zapytany, czy ma wiedzę, o której rozpocznie się posiedzenie Sejmu, ponieważ według harmonogramu była to godzina 16, co warunkowało prace komisji.
- My na razie zacznijmy pracować, a później będzie ewentualnie reakcja. Albo przerwa, albo będzie reakcja Prezydium Sejmu, opóźnienie posiedzenia. Tak było wielokrotnie - stwierdził wtedy Latos. - To nie jest jakaś sytuacja nadzwyczajna - dodał.
Rychlik o uzasadnieniu projektu
Później uzasadnienie do projektu ustawy wygłosił przedstawiciel wnioskodawców poseł Paweł Rychlik (PiS). Jak mówił, projekt zakłada zapewnienie pracownikom nieodpłatnego testowania w kierunku SARS-CoV-2 i możliwość żądania przez pracodawców informacji o negatywnym wyniku takiego testu. Nieodpłatny test pracownik będzie mógł wykonać raz w tygodniu - to może jednak ulec zmianie w zależności od decyzji ministra zdrowia. Testy będą finansowane ze środków Funduszu Przeciwdziałania COVID-19.
Jak mówił, jednym z głównych celów projektu jest potrzeba upowszechnienia testów diagnostycznych, które są skutecznym narządziem w zapobieganiu rozprzestrzeniania się koronawirusa SARS-CoV-2.
Nowa ustawa covidowa. "14 artykułów nędzy legislacyjnej, które niczego dobrego Polsce nie przyniosą"
- Szczepienia (...) niewątpliwie znacznie ograniczają ryzyko zachorowań na covid, a w przypadku zachorowania łagodzą przebieg choroby, jednak nie pozwalają całkowicie wyeliminować transmisji tego wirusa. Z tego względu konieczne jest wprowadzenie innych instrumentów hamujących transmisję covid - kontynuował.
Rychlik powiedział, że zgodnie z projektem pracownik, który nie poddał się testowi diagnostycznemu, nadal będzie świadczył u pracodawcy pracę na dotychczasowych zasadach. W przewidzianych w projekcie sytuacjach - mówił dalej poseł - będzie mógł zostać zobowiązany do zapłaty odszkodowania z tytułu zakażenia kogoś.
- Z wnioskiem o przyznanie odszkodowania będzie mógł wystąpić pracownik, u którego stwierdzono zakażenie i który ma uzasadnione podejrzenie i przesłanki, że do zakażenia doszło w zakładzie pracy lub miejscu wykonywania pracy. Wniosek będzie składał do pracodawcy w terminie do dwóch miesięcy od zakończenia izolacji - wyjaśniał Rychlik.
Pracodawca z kolei - jak zauważył - w ciągu siedmiu dni od otrzymania wniosku jest zobligowany do zweryfikowania, czy wśród pracowników, z którymi miał kontakt pracownik zakażony, znajdują się osoby, które nie poddały się testowi. W takim wypadku pracodawca nie później niż w ciągu trzech dni ma przekazać wniosek zakażonego wirusem pracownika do właściwego wojewody - wraz z listą pracowników, którzy nie poddali się testowi.
Wysokość odszkodowania wynosić będzie pięciokrotność minimalnego wynagrodzenia za pracę. - Jeśli pracodawca nie skorzysta z rozwiązania przewidzianego w projekcie ustawy, a pracownik, u którego zostanie potwierdzone zakażenie ma uzasadnione podejrzenie, że do zakażenia doszło w miejscu pracy, pracownik będzie mógł wystąpić do wojewody z wnioskiem o wszczęcie postępowania o odszkodowanie od pracodawcy - mówił poseł wnioskodawca.
Strona projektu covidowego w niszczarce
Po uzasadnieniu posłowie rozpoczęli dyskusję. Wiceprzewodniczący Rajmund Miller (KO) uznał, że "ustawa jest od początku do końca zła". - Pomijam to, że ta ustawa jest konfidencka, represyjna, skłócająca społeczeństwo - dodał.
Zwrócił się także do posłów, którzy są z wykształcenia lekarzami. - To co zakłada ustawa, czyli ściganie ludzi, wskazywanie tych, którzy mogą zarazić drogą kropelkową, jest niezgodne z naszą wiedzą medyczną - ocenił. Przekonywał, że "nie da się wskazać ani ustalić osoby, która jest źródłem zakażenia".
Marek Rutka (Lewica) mówił, że jest to "projekt, który urąga podstawowym zasadom państwa prawa, sprawiedliwości społecznej, zasadom życia społecznego". - Urąga także zasadom budowania relacji międzyludzkich opartych na zaufaniu, wreszcie uwłacza rozsądkowi i elementarnej przyzwoitości - kontynuował.
- Przedłożony projekt nigdy nie powinien trafić pod obrady Sejmu. Co więcej, on nigdy nie powinien ujrzeć światła dziennego. Jedynym miejscem, w którym ten projekt powinien się znaleźć, to jest to urządzenie - powiedział. Następnie przepuścił jedną ze stron dokumentu przez niszczarkę.
- Panie pośle, myślałem, że stać pana na więcej - zwrócił się do Rutki przewodniczący Latos.
Głos zabrał ponownie poseł Lewicy, który powiedział: "teraz uzasadnienie do dokonanej przeze mnie dematerializacji tego legislacyjnego bubla". - Wedle tego projektu warto donosić na kolegów, na koleżanki, bo to się może opłaca - mówił.
Szopiński: współczuję ministrowi Niedzielskiemu, który musi bronić tego gniota
Natomiast poseł Jan Szopiński z Lewicy powiedział, że "ta ustawa spowoduje: po pierwsze, masowy paraliż punktów, w których trzeba będzie dokonywać testów". - Po drugie, spowoduje załamanie systemu badań diagnostycznych w szpitalach. Po trzecie, nastąpi paraliż gospodarki, urzędów administracji publicznej, bo wszyscy będą szukali z jednej strony donosicieli, a z drugiej będą donosili wzajemnie na siebie - wyliczał.
Dodał, że dodatkowo wiązać się będzie z ponoszeniem ogromnych kosztów przez administrację publiczną. - Rozumiem, że pod tym PiS się podpisuje. Jednocześnie współczuję ministrowi Niedzielskiemu, który musi bronić tego gniota, bo rozumiem, że minister zdrowia jest ministrem uczciwym, ale musi bronić tego gniota. Ta ustawa powinna trafić do kosza - podsumował.
Z kolei Katarzyna Lubnauer (KO) stwierdziła, że ten projekt ustawy jest oparty na błędnym założeniu, że jedynym miejscem, gdzie można zarazić się to jest praca. - Jesteśmy chyba jedynym krajem na świecie, gdzie mając broń, jakim są szczepienia, rządzący postanowili, że nie będą z tej broni korzystać - powiedziała.
W jej ocenie projekt ten nie jest zbudowany na żadnej wiedzy merytorycznej. - Niszczy program szczepień, bo informuje tych Polaków, którzy się zaszczepili, że właściwie to nie ma żadnego znaczenia, bo i tak będą musieli co tydzień pójść się przetestować - powiedziała. Dodała, że ustawa nie jest oparta na możliwościach państwa, jeśli chodzi o testowanie. - Ta ustawa to jest bubel. Bubel, który rzeczywiście powinien być odrzucony w pierwszy czytaniu - mówiła. Lubnauer dodała, że posłowie lekarze głosując za tą ustawą, skompromitują się.
Przerwa w obradach
Przed godziną 16 poseł Latos zarządził przerwę i posłowie poszli na obrady na salę plenarną. Po godzinie 16.30 posiedzenie zostało wznowione.
Joński: skupiliście się na donosach
Posłanka Barbara Dolniak (KO) mówiła w drugiej części posiedzenia, że "ten projekt jest nieprzygotowany pod względem prawnym". - Jest to po prostu bubel prawny, który w wielu przypadkach jest nieprecyzyjny, niejasny - oceniła.
Zdaniem Dariusza Jońskiego (KO) "nie ma żadnego projektu, nie ma żadnego pomysłu, nie ma żadnej strategii". Wskazywał, że na sali powinni być obecni między innymi minister zdrowia i premier.
- Zamiast konkretnej propozycji walki z pandemią, prezes największej partii politycznej proponuje nam donosy - powiedział. - Nie skupiliście się na paszportach covidowych, nie skupiliście się na testach, skupiliście się na donosach - dodał, zwracając się do przedstawicieli koalicji rządzącej.
Siarkowska: ustawa o donosicielstwie wprowadzi kolejne podziały społeczne
Posłanka klubu PiS Anna Siarkowska, znana ze stanowiska sceptycznego względem szczepień przeciw COVID-19, oceniła, że ta "ustawa o donosicielstwie wprowadzi zdecydowanie kolejne podziały społeczne". - Wprowadzi konflikt pomiędzy pracodawcą a jego pracownikami, jak i również wśród samych pracowników. Po drugie, ustawa ta wprowadza tryb administracyjny dla roszczeń cywilnoprawnych, czyli roszczeń odszkodowawczych, który jest nieznany w naszym porządku prawnym - wskazywała.
Dziambor: autorzy projektu powinni zostać okryci infamią do końca politycznych żyć
- Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Byłoby dobrze, żebyśmy wiedzieli, kto chce zarobić pieniądze na zestawach testowych - mówił natomiast Janusz Korwin-Mikke (Konfederacja). W jego ocenie konieczne jest przed rozpatrzeniem tego projektu ujawnienie "nazwisk właścicieli, udziałowców i menadżerów firm mających dostarczać państwu zestawu do wymazów testowych w kierunku SARS-CoV-2".
Natomiast poseł Artur Dziambor wskazał, że wszyscy autorzy projektu powinni "zostać okryci infamią do końca politycznych żyć". Grzegorz Braun ocenił zaś, że "wszystko, co tutaj proponujecie, jest oczywiście niemerytoryczne i dodatkowo nielegalne. (...) Naród przemawia własnym głosem". - Złożyliśmy wczoraj wniosek o wysłuchanie publiczne. Mam nadzieję, że nie będziecie mieli śmiałości odebrać głosu naszym rodakom, Polakom - stwierdził poseł.
Posłowie Konfederacji dodawali, że projekt wiązać się będzie z ponoszeniem ogromnych kosztów przez administrację publiczną. - Będzie nas to wszystko kosztowało nie tylko zniszczenie wszystkich relacji społecznych, ale także miliardy złotych. Chodzi o kilkadziesiąt miliardów rocznie. Kto za to zapłaci? - pytał poseł Jakub Kulesza.
Wiceszef MZ: resort wspiera każdą inicjatywę, która dotyczy ochrony życia i zdrowia obywateli
Po serii pytań od parlamentarzystów i odpowiedziach przedstawiciela wnioskodawców, głos zabrał wiceminister zdrowia Piotr Bromber. Powiedział, że MZ "nie wywiesiło białej flagi" w zakresie walki z pandemią.
W swojej krótkiej wypowiedzi wskazywał też, że jego resort "wspiera każde rozwiązanie formalno-prawne, jak również organizacyjne, każdą inicjatywę, która dotyczy w swym przedmiocie ochrony życia i zdrowia obywateli w okresie pandemii".
Projekt odrzucony
W głosowaniu nad odrzuceniem w całości projektu głosowało 39 posłów. Za było 22, przeciw 17, nikt się nie wstrzymał od głosu. Posłem sprawozdawcą komisji został Paweł Rychlik z PiS.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24