Nie mam najlepszych oczekiwań na najbliższe dwa, trzy tygodnie - powiedział w TVN24 ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw COVID-19. Doktor Paweł Grzesiowski komentował nowe obostrzenia, ogłoszone w czwartek przez premiera i ministra zdrowia. Podkreślił, że "nie jest za tym, aby ograniczać w sposób nieuzasadniony mobilność, prawo do przemieszczania się", ale uznał, że dotychczasowy częściowy lockdown nie poprawia sytuacji w szpitalach. Zdaniem Grzesiowskiego wszystkie decyzje o ograniczeniach, które były do tej pory podejmowane, "były o miesiąc spóźnione".
Minister zdrowia Adam Niedzielski przedstawił w czwartek listę nowych obostrzeń, które będą obowiązywać od soboty, 27 marca. Są to między innymi nowe limity klientów w placówkach handlowych, targach i na poczcie oraz wiernych w obiektach kultu religijnego, zamknięte sklepy meblowe i budowlane powyżej dwóch tysięcy metrów kwadratowych oraz salony urody, zakłady kosmetyczne i fryzjerskie. Zamknięte zostaną też przedszkola i żłobki (opieka wyłącznie dla dzieci rodziców wykonujących zawód medyczny i służb porządkowych).
Nowe zasady komentował na antenie TVN24 ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw COVID-19 doktor Paweł Grzesiowski.
"Spodziewaliśmy się wszyscy większego radykalizmu w tych decyzjach"
- Nie dość, że zapora (przed wirusem - red.) jest niewysoka, to jeszcze dziurawa - ocenił. - Niestety ja nie mam najlepszych oczekiwań na najbliższe dwa, trzy tygodnie. Myślę, że spodziewaliśmy się wszyscy większego radykalizmu w tych decyzjach - dodał.
Grzesiowski przekazał, że pacjenci, z którymi rozmawiał, "mówili, że spodziewali się zakazu opuszczania miejsca zamieszkania, godziny policyjnej, a okazuje się, że poza zamknięciem żłobków, przedszkoli, gabinetów fryzjersko-kosmetycznych i dużych sklepów budowlanych właściwie nic się nie zmienia". - I to martwi - uznał lekarz.
Zapewnił, że "nie jest za tym, aby ograniczać w sposób nieuzasadniony mobilność czy prawo do przemieszczania się". - Natomiast widzimy w tej chwili wyraźnie, że te działania, które były podejmowane dotychczas, nie dały oczekiwanych efektów. Bo ja nie mogę się zgodzić z tym, że ten częściowy lockdown przyspiesza poprawę sytuacji w szpitalach - przyznał Grzesiowski.
- Pamiętajmy, że w tej chwili tak naprawdę walczymy o to, aby w szpitalach było mniej chorych, którzy wymagają intensywnej terapii i leczenia tlenem, bo po prostu już nie ma gdzie tych ludzi przyjmować. Jeżeli nie będziemy w stanie pomóc szpitalom, to zacznie się sytuacja dramatyczna, ponieważ pacjenci będą pozostawać w domach i tam będą umierać, bo nie będzie gdzie zawieść tych chorych - wyjaśnił.
"Ludzkiego życia nie da się wznowić"
Zdaniem Grzesiowskiego wszystkie decyzje o ograniczeniach, które były do tej pory podejmowane, "były o miesiąc spóźnione". - W tej chwili także jesteśmy dopiero tydzień po zamknięciu szkół - zauważył.
- Wszyscy rozumiemy, że nauka w szkołach jest ważna, ale jeśli po drugiej stronie mamy umierających ludzi, to uważam, że wybór jest tylko jeden. Po prostu musimy ratować ludzkie życie i ludzkie zdrowie, a będziemy nadrabiać te problemy edukacyjne w kolejnych latach - powiedział.
Podkreślał, że "ludzkiego życia nie da się wznowić". - Jeśli ludzie poumierają, to po prostu stracimy bliskich, stracimy mnóstwo osób, które być może moglibyśmy uratować, redukując liczbę zachorowań w wyniku bardziej restrykcyjnych działań rządu - dodał ekspert.
Źródło: TVN24