Narodowy Fundusz Zdrowia redukuje ryczałty tak zwanym szpitalom jednoimiennym, czyli placówkom, które walczyły z pandemią. Fundusz uznał, że skoro skupiały się tylko na koronawirusie, to można dać im mniej pieniędzy na pozostałą działalność. Szpitale mówią, że stracą przez to miliony złotych. Rząd twierdzi, że szpitale i tak dostały ogromne wsparcie, ale przecież to miały być kwoty dodatkowe, a więc nie kosztem ustalonego ryczałtu na funkcjonowanie. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Chociaż szpital wojewódzki w Szczecinie przestał pełnić funkcję placówki jednoimiennej - wciąż leczeni są w nim chorzy na COVID-19. To prawie 30 osób. Reszta pacjentów to osoby z innymi problemami zdrowotnymi. Okazuje się, że teraz problemy ma sam szpital, który otrzymał w maju i czerwcu dodatkowe 15 milionów złotych w związku z tym, że zajmował się pacjentami z koronawirusem. Teraz okazało się, że Narodowy Fundusz Zdrowia zabiera mu 12 milionów z rocznego ryczałtu, który przeznaczony jest na bieżące funkcjonowanie szpitala. - To może być zagrożeniem dla wypłat dla personelu. To mogą być obcięcia w wykonywanych usługach medycznych dla naszych pacjentów - podkreśla Mateusz Iżakowski, rzecznik placówki.
W szpitalu w Szczecinie wiosną przyjmowani byli nie tylko pacjenci z koronawirusemi, bo placówka mieści się w kilku budynkach, ale zabiegów planowych wykonywano zdecydowanie mniej. Teraz ze zmniejszonym ryczałtem trudno będzie odrobić straty.
Finansowanie zredukowano też innym szpitalom "covidowym" oraz takim, które miały utrzymywać gotowość do przyjęcia takich pacjentów. Dotyczy to między innymi szpitala w Gorzowie Wielkopolskim, Poznaniu i Zielonej Górze. Szpitalowi w Torzymiu, który od marca do końca maja utrzymywał ponad sześćdziesięciołóżkowy oddział "covidowy", NFZ zredukował ryczałt o prawie pół miliona - zdaniem dyrekcji szpitala zupełnie bezprawnie.
- 1 czerwca się dowiedziałam, bo to przyszło w postaci jednostronnego oświadczenia naszego lubuskiego oddziału NFZ o dokonaniu korekty tego ryczałtu za miesiąc maj, czyli za cały miesiąc wstecz - zwraca uwagę Katarzyna Lebiotkowska, prezes Lubuskiego Szpitala Specjalistycznego Pulmonologiczno-Kardiologicznego w Torzymiu.
"Od kiedy prawo działa wstecz?"
Ministerstwo Zdrowia tłumaczy, że szpitale skierowane do walki z koronawirusem dostały z budżetu państwa potężne dodatkowe pieniądze na leczenie chorych na COVID-19. - Styczeń, luty to były miesięczne przychody szpitali jednoimiennych, które wówczas jeszcze jednoimiennymi nie były na poziomie 284 milionów dla 22 szpitali. W dobie koronawirusa po powołaniu szpitali jednoimiennych do życia, te przychody wzrosły do 434 milionów złotych miesięcznie - powiedział Wojciech Andrusiewicz, rzecznik Ministra Zdrowia.
Rzecz w tym, że Narodowy Fundusz Zdrowia zapewniał, także w komunikacie, który pojawił się na jego stronie pod koniec marca, o dodatkowych środkach przeznaczonych na walkę z COVID-19 i doprecyzowywał, że takie finansowanie nie odbędzie się kosztem innych świadczeń, za które płaci Narodowy Funduszu Zdrowia.
- Obie strony mają swoje racje. Z jednej strony szpitale, które spodziewały się dodatkowych środków. Z drugiej strony ministerstwo i fundusz mówią o tym, że w tym czasie one nie przyjmowały innych pacjentów i ta kwota zostaje im umniejszona od tego ryczałtu - wyjaśnia Aleksandra Kurowska, redaktor naczelna cowzdrowiu.pl.
Szpitale się bronią i proszą Ministerstwo Zdrowia i Narodowy Fundusz Zdrowia o cofnięcie niekorzystnych dla nich decyzji. - Od kiedy prawo działa wstecz? Ja jako prezes szpitala w Torzymiu czuję się pokrzywdzona i tak naprawdę okradziona z pieniędzy, które się nam należały - zwraca uwagę Katarzyna Lebiotkowska.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24