Wśród zakażonych koronawirusem jest personel medyczny. Od początku pandemii potwierdzono jego obecność u prawie tysiąca lekarzy i prawie 2,5 tysiąca pielęgniarek. Nie wszystkich udało się uratować. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Chirurg dr Wojciech Bichalski wciąż nie operuje. Nie pozwala mu na to zdrowie, chociaż od zakażenia koronawirusem minęło już pięć miesięcy. Jeśli to możliwe, udziela teleporad. - Bardzo długo, kilka miesięcy od zachorowania oceniałem na przynajmniej 50 procent ubytek sił fizycznych. Wejście na piętro, jakakolwiek aktywność fizyczna jest poza moim zasięgiem – mówi Bichalski.
Początki choroby przypominały banalną infekcje, początkowo Bichalski brał je za oznaki przemęczenia, ale test potwierdził zakażenie. Z czasem temperatura zaczęła rosnąć, pojawił się kaszel, a on stracił węch i smak. Próbował leczyć się sam. - Byłem zaopatrzony w pulsoksymetr, czyli aparacik mierzący natlenowanie krwi i kiedy się zorientowałem, że spadło do 88 procent, to zacząłem myśleć już o szpitalu – opowiada chirurg.
Norma wynosi 98-99 procent - były to już oznaki rozległego zapalenia płuc. W szpitalu spędził trzy tygodnie, potrzebna była tlenoterapia i intensywne leczenie lekami przeciwwirusowymi i antybiotykami. Opuszczenie szpitala nie oznaczało końca kłopotów - lekarze wykryli w jego płucach zwłóknienia, schudł aż 17 kilogramów. - Dzisiaj dziękuję Bogu, że tak to się skończyło, że nie wylądowałem na respiratorze – podkreśla.
Tysiące zakażonych lekarzy i pielęgniarek
Z danych Ministerstwa Zdrowia, które opublikował portal podyplomie.pl, wynika, że do 14 września koronawirusem zakaziło się 986 lekarzy i prawie 2400 pielęgniarek. Zmarło siedmiu lekarzy i sześć pielęgniarek.
Zakażonych pielęgniarek jest więcej nie tylko dlatego, że więcej ich pracuje w ochronie zdrowia. - Jako pierwsze mają kontakt z pacjentem, więc prawdopodobieństwo zakażenia się koronawirusem jest większe – wyjaśnia wiceprezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych Sebastian Irzykowski.
"Nie ma w tej chwili standardów profilaktycznego testowania"
Wraz ze wzrastającą liczbą wszystkich zakażeń w Polsce wraca temat testowania pracowników ochrony zdrowia. - Powinni być testowani często, najczęściej jak się da – podkreśla dr hab. n. med. Jerzy Jaroszewicz ze Szpitala Specjalistycznego nr 1 w Bytomiu. - Na pewno przy każdym najmniejszym podejrzeniu, na pewno na żądanie, czyli gdy tego potrzebują i na pewno metodami najbardziej sprawdzonymi, czyli testem PCR – dodaje.
Testowanie na życzenie w tym momencie jest faktem - odpowiada Ministerstwo Zdrowia. Nie ma jednak planów, by lekarze i pielęgniarki byli testowani regularnie, przesiewowo. - Nie ma w tej chwili standardów profilaktycznego testowania, ponieważ możemy się zagubić w wynikach fałszywie ujemnych – wyjaśnia rzecznik resortu zdrowia Wojciech Adrusiewicz. - Jeśli przetestujemy lekarzy po dwóch dniach od kontaktu, to tak naprawdę będziemy mieli wynik ujemny, a lekarz zacznie być objawowy, czy też zacznie zakażać, czwartego dnia – dodaje.
Testowanie przesiewowe pracowników wprowadził na początku pandemii szpital Bródnowski w Warszawie. Teraz zasady się zmieniły i testowani są ci, u których pojawił choćby cień zagrożenia zakażeniem. - Mamy na przykład panią pielęgniarkę, która pomaga jako wolontariusz w hospicjum. Miała kontakt z pacjentem, który miał do czynienia z osobą, która była zakażona – opowiada Piotr Gołaszewski, dyrektor Śródmiejskiego Centrum Klinicznego i rzecznik prasowy Mazowieckiego Szpitala Bródnowskiego. Ostatecznie okazało się, że pielęgniarka nie jest zakażona.
Źródło: TVN24