Czy rząd powinien wprowadzić restrykcje w związku z pogarszającą się sytuacją epidemiczną w kraju? Między innymi o tym dyskutowali politycy w "Faktach po Faktach". Zdaniem Joanny Muchy z Polski 2050 "cyniczny, polityczny rachunek decyduje o tym, że ograniczenia nie są wprowadzane". Kosma Złotowski z PiS stwierdził zaś, iż restrykcje "nie sprawiają, że jest mniej zachorowań".
W czwartek resort zdrowia poinformował o 28 128 nowych, potwierdzonych przypadkach zakażenia koronawirusem. W środę nowych zakażeń było prawie tyle samo - 28 380.
Wiele państw w Europie wprowadza pandemiczne obostrzenia, które przybierają mniej lub bardziej restrykcyjne formy. W czwartek czeski rząd zdecydował o wprowadzeniu stanu wyjątkowego na 30 dni. Obostrzenia epidemiczne obowiązują między innymi we Francji, Holandii czy Włoszech. Na Słowacji i w Austrii trwa lockdown.
W Polsce jest zgoła inaczej. Strategią rządzących jest na razie powiększanie liczby łóżek dla pacjentów chorych na COVID-19. Minister zdrowia Adam Niedzielski zasygnalizował w tym tygodniu, że w przypadku nasilenia czwartej fali wprowadzenie restrykcji może mieć miejsce na początku grudnia.
Gośćmi czwartkowego wydania "Faktów po Faktach" w TVN24 byli eurodeputowany PiS Kosma Złotowski oraz posłanka Polski 2050 Joanna Mucha. Dyskutowali o sytuacji pandemicznej w Polsce i działaniach rządu w tej sprawie.
Mucha: o ograniczeniach decyduje polityczny rachunek
Mucha oceniła, że czwarta fala "jest już w swoim epicentrum". - Jest na samym szczycie. Skutki, które zobaczymy za dwa, trzy tygodnie, czyli wtedy, kiedy ci, którzy się dzisiaj zarazili, trafią do szpitali, to będą tysiące, dziesiątki tysięcy Polaków, którzy umrą zupełnie niepotrzebnie. Mogli żyć, mogli być zdrowi, natomiast oni od nas odejdą - powiedziała.
- Sprawę stawiam jasno: Jeśli umrze trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt tysięcy Polaków, to PiS myśli sobie, że straci mniej więcej proporcjonalną do tej liczby zgonów liczbę wyborców. Jeśli rząd wprowadzi obostrzenia, to straci tych kilka procent, od których może zależeć bardzo wiele. Tutaj cyniczny, polityczny rachunek decyduje o tym, że ograniczenia nie są wprowadzane - stwierdziła.
Mucha wspomniała także o certyfikatach potwierdzających szczepienie przeciw koronawirusowi. - Państwo nie robi prawie nic w kwestii fałszywych certyfikatów - oceniła. Jej zdaniem fałszywe certyfikaty to "bardzo istotny problem" i "przestępstwo", które powinno się śledzić i za nie karać. - Natomiast rządzą nami ludzie, którzy po prostu dają przyzwolenie dla nieszczepienia się, dla lewych certyfikatów - podsumowała.
Złotowski: restrykcje nie przynoszą skutków
Złotowski stwierdził, że rząd oprócz nakazu noszenia maseczek oraz stosowania dystansu i dezynfekcji, a także wystawiania mandatów za niestosowanie się do tych zaleceń, propaguje szczepienia przeciw COVID-19. Na uwagę, że szczepienia stoją w miejscu, Złotowski przyznał, że "nie ma się czym chwalić".
Dodał też, iż "restrykcje nie sprawiają, że jest mniej zachorowań". - Nie przynosi to skutków. Nie przynosi to oczekiwanych skutków. Jedyny skutek, którego oczekujemy, to mniej zarażeń, a mniej zarażeń może być tylko dzięki szczepionce - oświadczył europoseł PiS.
Zgodził się ze zdaniem, że ograniczenie aktywności osób niezaszczepionych w miejscach publicznych, gdzie gromadzą się duże grupy, zmniejszy ryzyko rozprzestrzeniania się epidemii. - To prawda, że ograniczona aktywność tych niezaszczepionych ludzi z całą pewnością wpłynęłaby na mniejszą liczbę zarażeń - mówił. - Ale jednocześnie to ograniczenie praw obywatelskich - powiedział.
Na uwagę, że rząd w kwestii obostrzeń stosował kiedyś nawet zamykanie lasów i pytania, czy nie było to ograniczanie swobód obywatelskich, Złotowski ocenił: - To był absurd, z którego rząd szybko się wycofał.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24