Wezbrała kolejna fala zakażeń, a napędza ją wariant brytyjski koronawirusa. Odpowiada w Polsce za około 40 procent zakażeń, w najbliższych dniach - zdaniem ekspertów - osiągnie pułap 50 procent. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Wiele wskazuje na to, że brytyjski wariant koronawirusa na dobre rozgościł się w Polsce. - Już na dziś to jest mniej więcej 40 procent całości obecności w Polsce koronawirusa - przyznaje rzecznik Ministerstwa Zdrowia Wojciech Andrusiewicz. - Niestety, ta mutacja brytyjska na pewno będzie się rozszerzać i na pewno w najbliższych dniach osiągnie pułap 50 procent - dodaje.
Z ostatnich badań Brytyjczyków wynika, że ten wariant koronawirusa może być nawet o 70 procent bardziej zakaźny. - Mniejsza ilość koronawirusa nas zaraża, a zatem krótszy nawet kontakt z osobą chorą, gdy nie mamy masek, nie trzymamy dystansu, może spowodować zakażenie - wyjaśnia prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych doktor Michał Sutkowski.
"Brytyjska wersja koronawirusa wywołuje od 30 do 70 procent większą śmiertelność"
Emilia Cecylia Skirmuntt, wirusolożka ewolucyjna z Uniwersytetu w Oksfordzie zwraca uwagę, że brytyjski wariant "wypiera inne warianty". - Tak jak się to stało w przypadku Wielkiej Brytanii czy Danii lub innych krajów. Chociaż w Wielkiej Brytanii i Danii możemy tu bardzo dokładnie stwierdzić, bo tutaj sekwencjonowanie jest na bardzo wysokim poziomie - dodaje.
Na Wyspach na takie "wyparcie" wystarczyły zaledwie trzy miesiące. Od momentu wykrycia tam w grudniu pierwszych takich przypadków naukowcy bardzo uważnie przyglądają się tej odmianie wirusa. - Ona jest uważana za najbardziej niebezpieczną pod względem zaraźliwości i być może pod względem śmiertelności - podkreśla profesor Marcin Drąg z Katedry Chemii Biologicznej i Bioobrazowania Politechniki Wrocławskiej.
Ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw COVID-19 Paweł Grzesiowski informuje, że "dane brytyjskie mówią aż o 30-40 procent większym odsetku osób, które mają cięższy przebieg COVID-19, wywołany przez wariant brytyjski". Tu jednak eksperci starają się być ostrożni: to wszystko trzeba jeszcze dobrze zbadać.
- Obecne badania wskazują, że brytyjska wersja koronawirusa wywołuje od 30 do 70 procent większą śmiertelność, ale na razie są to, można powiedzieć, badania wstępne - stwierdza profesor Drąg.
Wariant brytyjski nie opiera się działaniu szczepionki
Jeszcze w styczniu Brytyjczycy donosili, że ten wariant koronawirusa może powodować nieco inne objawy niż jego "tradycyjna" wersja. Grupa przebadanych miała częściej mówić o grypopodobnych objawach, a rzadziej o charakterystycznej utracie smaku i węchu. - To nie powinno usypiać naszej czujności, ale raczej napawać obawami, bo wiele osób może teraz nie pójść do lekarza, myśląc że to nie jest COVID, bo właśnie nie tracą węchu i nie tracą smaku - zwraca uwagę doktor Grzesiowski.
Dlatego eksperci za każdym razem podkreślają: zauważenie u siebie jakichkolwiek objawów powinno skończyć się konsultacją z lekarzem i wykonaniem testu. - Dalej walczymy z koronawirusem SARS-CoV-2 i nie ma znaczenia, czy jest to wariant brytyjski, europejski czy jakikolwiek inny, dalej kontakt z tym wirusem, kiedy jesteśmy niezaszczepieni, może się dla nas bardzo źle skończyć - przestrzega doktor Łukasz Rąbalski z Instytutu Biotechnologii Uniwersytetu Gdańskiego.
Dobra wiadomość jest taka, że wariant brytyjski nie opiera się działaniu szczepionki. - Tutaj nie ma takiego niebezpieczeństwa, że jeżeli zostaniemy zaszczepieni, to przejdziemy ciężko albo średnio ciężko chorobę. Jest bardzo duża szansa, że choroba przebiegnie wtedy w sposób bardzo łagodny - uspokaja profesor Drąg. Ale do czasu zaszczepienia całych populacji nie mamy nic lepszego niż dobrze znane dystans, dezynfekcja i maseczki.
Monika Celej, asty//now
Źródło: TVN24