Pomimo rosnącej liczby zakażeń koronawirusem rządzący nie decydują się na zaostrzenie obostrzeń epidemicznych. Jakub Majmurek z Krytyki Politycznej ocenił w "Faktach po Faktach", że "rząd PiS-u patrzy nie tylko na sondaże i na to, co sądzi opinia publiczna, ale też na to, co sądzi jego polityczne zaplecze w Sejmie". Redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" Bogusław Chrabota uznał zaś, że władze dorabiają "argumenty do określonej linii działania".
Ministerstwo Zdrowia poinformowało w niedzielę o 18 883 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2. Resort przekazał, że zmarło 41 osób. Niedzielna liczba zakażeń jest wyższa o 4441 niż przed tygodniem. Od początku pandemii w Polsce potwierdzono 3 345 388 infekcji, po zakażeniu koronawirusem zmarły 80 822 osoby.
Dlaczego rząd nie decyduje się na wprowadzenie restrykcji w sytuacji wysokiej liczby zakażeń? O tym dyskutowali w "Faktach po Faktach" w TVN24 redaktor naczelny dziennika "Rzeczpospolita" Bogusław Chrabota oraz Jakub Majmurek z "Krytyki Politycznej".
Majmurek: liczy się polityczny układ sił w Sejmie
Według Majmurka znaczenie ma między innymi polityczny układ sił w Sejmie. Jego zdaniem formalna większość PiS jest krucha i wisi na posłach, którzy "grają na ten antyszczepionkowy elektorat".
- Rząd PiS-u, zastanawiając się nad tym, jakie restrykcje wprowadzić, patrzy nie tylko na sondaże i na to, co sądzi opinia publiczna, ale też na to, co sądzi jego polityczne zaplecze w Sejmie i jakie to będzie miało skutki dla sejmowej większości PiS-u - komentował.
W tym tygodniu wiceminister zdrowia Waldemar Kraska mówił, że został przeprowadzony sondaż, z którego wynika, że zarówno wyborcy PiS, jak i PO, nie chcą nowych obostrzeń. Badanie nie zostało ujawnione.
Chrabota: należy podjąć takie działania, jakie dyktuje doświadczenie lekarzy
Chrabota przekonywał, że "należy schylić głowę przed faktami i podjąć takie działania, jakie dyktuje doświadczenie lekarzy".
Na uwagę, że rządzący posługują się argumentem, iż Polacy nie chcą ograniczeń i nakładania na nich przymusu, redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" stwierdził, że "dorabia się argumenty do określonej linii działania". - Kiedy ta linia się zmieni, ponieważ ktoś podejmie decyzję, że już jest tak poważna sytuacja w kraju, że trzeba podejmować inne działania, to tego typu argumenty znikną z przestrzeni publicznej - powiedział.
Obecność dziennikarzy na granicy. Jeśli jej nie będzie, to "ten rząd poniesie kolejną klęskę wizerunkową"
Goście "Faktów po Faktach" odnieśli się również do sytuacji na polsko-białoruskiej granicy. Jak ocenił Majmurek, "narracja, że my sami obronimy wschodnią granicę Europy (...), była groteskowa i rząd jechał z tą narracją, póki się dało". - Teraz widać, że jednak się nie da, że Unia Europejska wchodzi do gry - zauważył.
- Rząd, w momencie kiedy należało tą sprawą się zająć, należało wokół niej budować wielką koalicję w Unii Europejskiej i pisać scenariusze tego, w jakiś sposób można by nacisnąć na Łukaszenkę (a to należało robić w lipcu, kiedy pojawiły się pierwsze sygnały, po wypowiedzeniu umowy o readmisji, że coś takiego może się dziać) przespał to. Teraz po prostu reaguje na bieżąco - mówił dalej dziennikarz.
Według Chraboty, "jesteśmy dzisiaj świadkami i obiektem, a może i uczestnikiem świadomym, pewnej geopolitycznej gry, która dotyka nie tylko problemu polsko-białoruskiej granicy, ale przede wszystkim całego Wschodu i Ukrainy". - To ona jest tym ukrytym celem Rosji i wszyscy to dzisiaj wiedzą - mówił.
Odnosząc się do braku możliwości przebywania dziennikarzy na granicy - ze względu na obowiązujący tam stan wyjątkowy - redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" powiedział, że "rząd musi zrozumieć, że nasza dziennikarska pomoc jest rządowi potrzebna". - Bo to jest szansa na skonfrontowanie propagandy, która idzie ze Wschodu - wyjaśniał. - Jeśli my nie staniemy na tej granicy, jeśli my nie pokażemy obiektywnie i wiarygodnie dla świata, co tam się dzieje, to ten rząd poniesie kolejną klęskę wizerunkową - ocenił.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24