Czas walki z koronawirusem jest wyjątkowy dla nas wszystkich. Aktorka i działaczka społeczna Anna Dymna przekonuje, że "każdy czas można wykorzystać dobrze". - Boli mnie, że mam podopiecznych, którym rozmowa telefoniczna ani kontakt przez Skype'a nic nie dają, bo oni niedokładnie rozumieją, co się dzieje - mówi w rozmowie z Piotrem Jaconiem.
Aktorka teatralna i filmowa Anna Dymna, w rozmowie z Piotrem Jaconiem na temat życia w czasie pandemii COVID-19, podkreśla, że mniej więcej co godzinę, jak się tylko trochę gorzej poczuje, mówi sobie: "świetnie jest, super jest".
- Tak naprawdę mam strasznie ambiwalentne uczucia. Z jednej strony dokładnie wiem, że ostatnio miałam tyle rzeczy na głowie, że ja byłam w ogóle gościem w domu. Że wrzucałam rzeczy do jednej czy drugiej szuflady, myśląc, że jak będzie czas, to się tym zajmę. I cały czas, jak na coś narzekałam, to mówiłam: "Boże święty, żebym ja kiedyś miała chociaż tydzień wolnego albo trzy dni, albo nawet jeden dzień" - mówi Anna Dymna.
Teraz przyznaje, że odgrzebując rzeczy, którymi latami wypełniała szuflady, odbywa "sentymentalną podróż po rzeczach, o których zapomniała".
"Z nimi rozmowa telefoniczna ani kontakt przez Skype'a nic nie daje"
Aktorka, która od ponad 16 lat prowadzi fundację Mimo Wszystko, zajmującą się dorosłymi osobami niepełnosprawnymi, przyznaje, że w tym trudnym czasie trzeba być pokornym i cierpliwym. - Ja się tego uczę od tylu lat od chorych ludzi, którzy w takim zagrożeniu żyją, że umiem to robić - dodaje.
Przyznaje, że momentami boi się. - Jest coś takiego, że jak człowiek uruchomi w sobie wyobrażenie, gdzie jest ten wirus, że może być wszędzie, to wtedy można zwariować - mówi. Aktorka podkreśla, że stara się zachowywać racjonalnie - stosuje podstawowe zasady bezpieczeństwa: nosi rękawiczki, maseczki, odkaża ręce. Zdradza, że najbardziej boli ją kontakt wyłącznie za pośrednictwem internetu. - Ja całe życie czerpię energię i siłę nie z tego, że się patrzę w czarną dziurkę, tylko w oczy - mówi, wskazując na kamerę znajdującą się przy komputerze.
- Boli mnie to, że mam podopiecznych, którym rozmowa telefoniczna ani kontakt przez Skype'a nic nie daje, bo oni niedokładnie rozumieją, co się dzieje i oni najbardziej lubią, żeby przyjść i się przytulić, żeby sobie popłakać. To są ludzie, którzy wiedzą, że się dzieje coś złego: oni są dużo bardziej wrażliwi od nas, a nie są w stanie tego zrozumieć - zwraca uwagę.
Anna Dymna mówi, że od terapeutów ośrodka w Radwanowicach, należącego do księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, dowiedziała się, że chociaż jest tam teraz ogromny problem z dostawami żywności, to "w tych sytuacjach oni są najlepszym lekarstwem".
Aktorka przyznaje, że jak kiedyś się dowiedziała, że już co czwarta osoba w Polsce ma różne problemy psychiczne, to pomyślała, "że ci ludzie z niepełnosprawnością intelektualną kiedyś będą nas ratować od tego, żebyśmy się nie zasmucili na śmierć". - Ja dlatego tak ich kocham i dwadzieścia lat, a może nawet więcej, mam z nimi kontakt. Oni dają mi największą radość i siłę, chociaż wydawałoby się to nielogiczne - dodaje.
"Nie wiemy, co się stanie"
Anna Dymna podkreśla, że z kolei praca ze studentami za pośrednictwem komunikatora internetowego jest dla niej męcząca, ale dodaje, że "każdy czas można wykorzystać dobrze". - Nie patrzę się im w oczy i nie mogę od nich wymagać, żeby w pełni pokazali mi, jak popracowali nad swoim warsztatem, natomiast nam brakuje zwyczajnych rozmów. Szczególnie młodym ludziom tego brakuje - uważa.
Podczas ćwiczeń ze studentami pracują nad krótkimi opowiadaniami Zbigniewa Herberta z tomu "Hermes, pies i gwiazda", które jej zdaniem oddają obecne wydarzenia. - To są opowiadania na czas, kiedy nagle zatrzymało się wszystko. My wszyscy teraz wstrzymaliśmy oddech i czekamy. Nie wiemy, co się stanie, ale potem świat rusza dalej, "ale słychać strzelanie powietrza o powietrze", że jednak coś w nas zostaje, jakieś ostrzeżenie. Już nie będziemy tacy beztroscy i niewinni, bo będziemy wiedzieli, że było takie zagrożenie - mówi.
Aktorka zwraca uwagę, że "jak człowiekowi coś grozi, to nagle zastanawia się nad rzeczami, nad którymi nawet nie chciał się zastanawiać". - Nad sensem życia, nad sensem cierpienia, nad sensem umierania. Ten czas nas do tego prowokuje. Teraz zbliżają się święta, to jakbyśmy odbywali światową drogę krzyżową. Nie wiadomo, ile razy kto upadnie i ile ofiar to pochłonie - dodaje.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24