Nowe słowa. Nowe produkty. Nowe zawody. Nowe zjawiska. I oczywiście nowe choroby. Pandemia niszczy, osłabia, zabija – ale też zmusza do tworzenia. Co z tego zostanie?
Na początku było słowo. Zrazu niegroźne. I wcale nie nowe.
Koronawirusy istnieją od lat. Lecz dopiero zidentyfikowany w chińskim Wuhanie koronawirus SARS-CoV-2 spowodował, że słowo to rozlało się na cały świat – w ślad za patogenem. Zaś w warstwie językowej doprowadziło do powstania całej koronamowy, poprzez którą zaczęliśmy opisywać koronarzeczywistość, w jakiej się znaleźliśmy. Były więc: koronachaos, koronaferie, koronalekcje, koronaselfie, koronazoomy (ale i koronaparty), koronawakacje, koronaobligacje, a także koronakryzys, koronaprzekręt czy koronawybory. Kto nie wierzy, jak bardzo niebezpieczny jest nowy patogen, jest koronasceptykiem i wyśmiewa koronaściemę. Jego przeciwieństwem jest koronaświrus.
- W przypadku tych słów został zastosowany wygodny twór słowotwórczy, czyli dodana cząstka "korona-", choć gdyby trzymać się ściśle reguł polskiego słowotwórstwa, powinniśmy mówić "koronowirus" – zauważa dr hab. Marek Łaziński, językoznawca, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. I dodaje: - Ponieważ polszczyzna nie przepada za złożeniami, te słowa zwracają naszą uwagę. Są ciekawe dla ucha, ale właśnie dlatego mają niewielkie szanse na wejście do głównego trzonu języka.
Które słowa przetrwają
Szybko pojawiło się nowe słowo, niosące szerszy przekaz, powstałe od nazwy choroby COVID-19. Po roku pandemii słowa "covid" używamy chyba częściej niż "koronawirus". Powstał przymiotnik "covidowy", który jest bardzo pojemny znaczeniowo. Mamy więc oddział covidowy, szpital covidowy, pacjentów covidowych, zgony covidowe.
- Trudno przewidzieć, które słowa przetrwają dziesięć lat czy dłużej, ponieważ słowa żyją wtedy, gdy istnieją związane z nimi zjawiska. Są nowe słowa, które nagle się pojawiają, a potem znikają lub funkcjonują na obrzeżu języka. I są takie, które szybko przedostają się do centrum, czyli używa się ich powszechnie w mediach, publicznym dyskursie, w codziennych rozmowach – mówi prof. Katarzyna Kłosińska, językoznawczyni z Uniwersytetu Warszawskiego, przewodnicząca Rady Języka Polskiego PAN. - Jeżeli miałabym prorokować, sądzę, że przymiotnik "covidowy" zostanie z nami i to w centrum języka, ponieważ ma szeroki zakres użycia. Podobnie jak zostaną nazwy "covid" i "koronawirus", nawet po tym, gdy skończy się pandemia. Wciąż będzie się przecież o niej mówiło i pisało w różnych aspektach, a bez najważniejszych dla niej słów będzie to raczej niemożliwe – dodaje.
- "Covidowy" pozostanie, bo to naturalne wykorzystanie przymiotnika. Podobnie jak zostanie zapewne "covidowiec", skoro mamy sercowca, nerkowca czy zawałowca – stwierdza prof. Marek Łaziński. - Na drugim biegunie umieściłbym takie słowa jak "covidianin", "covidiota" czy, wracając do wcześniejszej grupy słów, "koronasceptyk". Te słowa przetrwają tylko w opisach pewnego dyskursu, który się toczył w czasie pandemii.
Do tego dyskursu odnoszą się też inne słowa powstałe w ostatnim roku: plandemia, infodemia, dyplomacja szczepionkowa, koronaściema, antymaseczkowiec.
- Słowa "infodemia" czy "plandemia" związane są z konkretnym sporem i sytuacją. Myślę, że za kilka lat znikną. Tak samo jak "dyplomacja szczepionkowa", określenie zbyt mocno skojarzone z konkretnym etapem sytuacji politycznej. Dziś rozumiemy, o co chodzi, ale prawdopodobnie za 50 lat "dyplomacja szczepionkowa" będzie dla użytkowników języka tak samo egzotycznym określeniem jak "wojny dorszowe" – przewiduje prof. Łaziński.
- Jak długo ludzie będą przekonani, że pandemia jest spiskiem, tak długo słowo "plandemia" będzie się pojawiało. Dopóki ktoś będzie chciał mówić o tych nowych zjawiskach, dopóty ich nazwy będą żyły w języku. Jednak zapewne nie w jego centrum, tylko na obrzeżach – uważa prof. Kłosińska.
Do określeń, których żywot - zdaniem językoznawców - też zależy od istnienia samego zjawiska, należą takie nowe związki frazeologiczne jak: tarcza antykryzysowa, odmrażanie gospodarki, luzowanie obostrzeń. Wydaje się, że szanse na dłuższe życie w języku mają: nauczanie hybrydowe/praca hybrydowa czy dystans społeczny (związany z odległością).
- Z nazw osobowych prawdopodobnie zostanie "medyk", które to słowo odkopaliśmy z dawnych słowników. Mamy potrzebę nazywać dziś jakoś wszystkich pracujących w ochronie zdrowia, a nie mówić osobno o lekarzach czy pielęgniarkach – zauważa prof. Marek Łaziński.
Odkopaliśmy też słowo "wyszczepić". Przed pandemią mówiliśmy "zaszczepić", "szczepić", "przeszczepić", "wszczepić". - Przedrostek "wy-", oprócz różnych swoich znaczeń, ma takie, że zrobiliśmy wszystko do końca w pewnym zbiorze obiektów: wymyliśmy wszystkie okna, wypisaliśmy wszystkie recepty, wykupiliśmy cały towar. Do tej pory nie było potrzeby wyszczepić całej populacji, więc nie było tego słowa. Nie można go jednak używać w odniesieniu do jednej osoby – tłumaczy prof. Łaziński.
Profesor Katarzyna Kłosińska zwraca uwagę, że "wyszczepić" to termin medyczny, który najpierw przeszedł do języka mediów i polityków, a potem zaczęto używać go powszechnie. Jej zdaniem powstawanie nowych słów w wyniku pandemii wcale się nie zakończyło. - Przypuszczam, że pojawią się jeszcze słowa odnoszące się do tego, co nastąpi po pandemii, a więc: "postpandemiczny", "popandemiczny" czy "pocovidowy". Tak jak obserwowaliśmy po 1989 roku. Pojawiło się wtedy dużo słów, które wskazywały na stan przejściowy, typu: "postradziecki", "postkomunistyczny", "posocjalistyczny" – mówi prof. Kłosińska.
Językoznawców nie zdumiewa, że w zaledwie rok polski język wzbogacił się o tyle nowych słów. - To skutek doświadczenia czegoś zupełnie nam nieznanego. Bo zmiana rodzaju polityki czy nawet sprzeniewierzenie się zasadom demokracji już się kiedyś zdarzały, a pandemia to zjawisko w skali świata wyjątkowe. Nową rzeczywistość trzeba jakoś nazwać – stwierdza prof. Łaziński.
Co jest nowego w koronasomnii
Lecz tak naprawdę na początku była przecież choroba. Nowa. A wraz z nią powstały kolejne nowe schorzenia.
COVID-19 (nazwa stworzona od angielskiego: Coronavirus Desease 2019) to ostra choroba zakaźna układu oddechowego wywołana zakażeniem wirusem SARS-CoV-2. Do podstawowych objawów - gorączki, suchego kaszlu, zmęczenia, płytkiego oddechu oraz utraty węchu i smaku - dochodziły, wraz z nowymi mutacjami wirusa - ból gardła, ból zatok, dolegliwości żołądkowo-jelitowe i inne. Po roku objawów zidentyfikowano już ponad 30.
Na czym polega nowość COVID-19, skoro koronawirusy, także te atakujące ludzi, istniały wcześniej?
- Wyróżniają ją trzy rzeczy – tłumaczy dr n. med. Michał Chudzik z Kliniki Kardiologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, dyrektor medyczny Medicover Polska, który prowadzi badania nad ozdrowieńcami. - Jest to wirus niezwykły ze względu na patomechanizm uszkadzania organizmu, ponieważ wnika do komórek przez enzym, który jest zlokalizowany w naczyniach krwionośnych. Po drugie, w odróżnieniu od innych wirusów może zaatakować każdy narząd czy organ. Trzeci wyróżnik COVID-19 to mnogość objawów. Takiego wirusa nie mamy dziś w medycynie. No i wciąż mało wiemy o skutkach tej choroby – wymienia. - Nie wiemy, jak sobie radzić dziś z konsekwencjami przechorowania COVID-19. O ile w sferze uszkodzeń serca czy płuc potrafimy jakoś choremu pomóc, to na przykład po uszkodzeniu mózgu już nie mamy leków, które potrafią odwrócić zmiany demencyjne – dodaje.
- Mgła mózgowa to na pewno kolejna nowa jednostka chorobowa powstała w wyniku COVID-19. Pierwszy raz się spotkałem z takim określeniem – stwierdza dr Jerzy Friediger, dyrektor Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego w Krakowie. Nazwa pojawiła się jesienią, wraz z drugą falą pandemii w Polsce. Wcześniej takich objawów tak często nie notowano.
- Dziś uważamy, że mgła mózgowa ma powód naczyniowy i objawia się tym, czym demencja starcza – mówi dr Michał Chudzik. - U osób, które podają nam objawy mgły mózgowej, widzimy uszkodzenie mikrokrążenia. Te symptomy wyprzedzają o kilka, kilkanaście lat chorobę, którą znamy jako zespół otępienny – wyjaśnia. Podaje przykład adwokata, który nie może prowadzić dalej praktyki, ponieważ na rozprawie w sądzie nic nie pamięta. Albo studentki, która z tego samego powodu nie może przygotować się do egzaminu. Bywa, że ozdrowieńcy nie pamiętają już np. PIN-u do karty, mylą podstawowe słowa, zapominają nazw przedmiotów.
Schorzeniem po COVID-19, któremu też nadano nową nazwę, jest mowa covidowa. - Chory mówi wolno, zacina się, nie może sobie przypomnieć pewnych słów. To taki stan jak po przejściu udaru. Powodem jest uszkodzenie komórek mózgowych – tłumaczy dr Chudzik.
Z kolei na pewno nową chorobą, której nadano już międzynarodowy kod w Międzynarodowej Statystycznej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych ICD-10, są powikłania po COVID-19. Tak zwany zespół pocovidowy obejmuje powikłania medyczne (dotyczące płuc, serca, innych narządów), mózgowe (np. mgła mózgowa) i inne (w tym bóle kostne, mięśniowe, stawowe i zespół przewlekłego zmęczenia).
- Zespół pocovidowy, który został już dobrze opisany, ma rozpoznania i charakterystyczne objawy – to PISM. Inne są wciąż jeszcze słabo opisane - zauważa jednak dr Friediger. PISM to skrót od: pediatric inflammatory multisystem syndrome, czyli powikłania po COVID-19 u dzieci. Ta choroba przypomina infekcję, objawia się m.in. gorączką, bólem brzucha, wymiotami, wysypką, zapaleniem spojówek, zmianami na języku. Może przebiegać łagodnie, ale może też mieć ciężki przebieg. U części dzieci PISM może powodować powikłania kardiologiczne czy niewydolność wielonarządową.
Doktor Michał Chodzik przewiduje: - Sądzę, że musimy się spodziewać kolejnej nowej jednostki chorobowej: zespołu długiego COVID-19, zwanej "long COVID". To duży problem z uwagi na liczbę osób chorujących na COVID-19.
Za "długi COVID" uważa się dolegliwości, które utrzymują się dłużej niż 12 tygodni. Mają je zarówno tzw. chorzy skąpoobjawowi, jak i ci z ciężkim przebiegiem choroby.
- Zapewne z czasem powstanie w medycynie specjalizacja covidowa, a potem także poradnie specjalistyczne – mówi dr Chudzik. - Skala problemu i powinowactwo tej choroby są unikalne – dodaje.
Na przykład zaburzenia snu. Coraz częściej słychać o koronasomnii (słowo powstało z połączenia słów "koronawirus" i "insomnia", drugie oznacza zaburzenia rytmu snu). Określenie stało się popularne po tym, jak w październiku 2020 roku Christina Pierpaoli Parker, badaczka psychologii klinicznej i medycyny behawioralnej snu na Univesity of Alabama w Birmingham, tłumaczyła w CNN, że jest duży związek między pandemią a zwiększoną bezsennością. Określiła to zjawisko koronasomnią. A profesor medycyny Jennifer Martin z Uniwersytetu Kalifornijskiego wyjaśniała w CNN: "Ludzie są zaprogramowani, aby nie zasnąć w obliczu niebezpieczeństwa, więc obawy związane z pierwszą powszechną globalną pandemią od stu lat doprowadziły u wielu do niezdrowych wzorców snu".
Albo oczy. We wrześniu 2020 roku naukowcy z Centrum Badań i Edukacji Oka z kanadyjskiego Uniwersytetu w Waterloo wyodrębnili nowe zjawisko chorobowe: syndrom MADE, czyli zespół suchego oka wywołany noszeniem maski (skrót od: Mask-Associated Dry Eye Syndrome). Powoduje go wydychane do góry spod nieszczelnie przylegającej maski powietrze.
Czy to jest nowa choroba? Jeśli chodzi o objawy, może nie. Z powodu przyczyny zyskała nową nazwę. Czy będą się o niej uczyć przyszli studenci medycyny? Czas pokaże.
Szok dla rynku pracy
W maju 2020 roku jedna z włoskich agencji pracy ogłosiła bezpłatne szkolenia na nowe stanowiska – kontrolerów do spraw COVID-19, czyli specjalistów od przestrzegania zasad walki z pandemią. Kurs obejmował kilka poziomów: osobny był dla tych, którzy mieli uświadamiać pracowników przedsiębiorstw, osobny dla kontrolerów mających pracować w miejscach rozrywki i imprez masowych, osobny dla kontrolerów w galeriach handlowych czy supermarketach, a osobny dla stewardów plażowych, jako że właśnie ruszał sezon letni. Jeszcze inne szkolenie dotyczyło stanowiska menedżera do spraw COVID-19 – taki nowy zawód uznały już wówczas władze dwóch regionów: Lombardii i Wenecji Euganejskiej. W rozporządzeniu napisano, że menedżer ten "pełni funkcje koordynacyjne w zakresie wdrażania środków zapobiegawczych i przeciwdziałających zakażeniu COVID-19" i ma być głównym kontaktem firmy ze strukturami systemu opieki zdrowotnej oraz organami kontrolnymi.
Zapotrzebowanie na menedżerów do spraw COVID-19 pojawiło się nie tylko we Włoszech. Podobne oferty pracy są już w różnych krajach i w naprawdę różnych firmach. Na przykład Sask Rugby, organ zarządzający rozgrywkami rugby w kanadyjskim Saskatchewan, szukając kogoś na stanowisko COVID-19 manager, wyjaśniał, że będzie on "centralnym punktem kontaktowym dla członków organizacji we wszystkich sprawach związanych z COVID-19" i będzie odpowiadał za kontakty z krajowym związkiem Rugby Canada i klubami członkowskimi.
"Pandemia była szokiem dla rynku pracy i bardzo szybko stworzyła zapotrzebowanie na nowe miejsca pracy i nowe umiejętności" – mówiła w rozmowie z portalem shmr.org Julia Pollak, ekonomistka w ZipRecruiter, portalu z ofertami pracy. Firmy uruchomiły np. takie posady, jak: opiekun COVID (z ang. COVID caregiver) - osoba zajmująca się zakażonymi (oferowano 25 dolarów na godzinę), specjalista ds. śledzenia kontaktów (z ang. contact tracer) - identyfikuje tych, którzy mogą być zakażeni koronawirusem, udziela im wskazówek, porad, organizuje testy (od 17 do 25 dolarów za godzinę), specjalista ds. pomiaru temperatury (z ang. temperature screener) - praca na lotniskach, stadionach, w restauracjach, firmach (od 14 do 25 dolarów za godzinę).
Gdy wymieniam dr Agnieszce Polkowskiej, badaczce trendów, te nowe posady, studzi mój zapał. - No nie wiem, czy to są nowe zawody… – zastanawia się. - Powyższe przykłady to raczej próba odzyskania kontroli nad obecną sytuacją, a nie nowe profesje. W przyszłości takie funkcje mogłaby też pełnić sztuczna inteligencja – stwierdza trendwatcherka.
Rozkwit innowacji
Na razie dzięki sztucznej inteligencji i technologiom potwierdza się teza, że potrzeba jest matką wynalazków. Z tym że w pandemii innowacje zdominowane są przez wymogi izolacji i bezpieczeństwa.
Już wiosną 2020 roku nastąpił wysyp gadżetów mających ułatwiać życie w pandemii i zapobiegać roznoszeniu koronawirusa. Firma Slightly Robot z Seattle zaproponowała opaskę Immutouch, która ma chronić przed dotykaniem twarzy, co z kolei ma zapobiec przenoszeniu wirusa. Gdy ręka zbliża się do twarzy, algorytm interpretujący dane z czujnika grawitacyjnego uruchamia sygnał.
Inne wymyślane głównie przez studia projektowe i start-upy produkty to: uchwyty, dzięki którym nie musimy dotykać klamek; urządzenie FaceFence do noszenia na szyi, które ostrzega, gdy druga osoba zbliża się do nas na odległość nieuznawaną za bezpieczną; skaner sprawdzający skuteczność umycia rąk; roboty do dezynfekcji powierzchni; mobilne pudełka dostarczające żywność ze sklepu do domu.
Kanadyjska firma Cad Crowd, która oferuje usługi projektowania w systemie CAD i modelowania 3D, przeprowadziła na swojej platformie dwa otwarte konkursy na projekty mające spowalniać rozprzestrzenianie się koronawirusa w miejscach pracy i w przestrzeni publicznej. W pierwszym trzeba było uwzględnić obszary przenoszenia wirusa, w drugim chodziło o pomysły, które pomogłyby w dystansowaniu się społeczeństwa. - Interesowały nas projekty open-source, czyli takie, które każdy może pobrać, łatwo wyprodukować i używać w przestrzeni publicznej – wyjaśnia MacKenzie Brown, współzałożyciel Cad Crowd. Założenie było takie, że wszystkie powstałe rzeczy będą dostępne na stronie firmy do pobrania za darmo. W pierwszym konkursie powstało 137 innowacyjnych projektów, w drugim 91. - Najwięcej zgłoszeń było w kategoriach: bezdotykowe drzwi, części z pleksi do montażu drukowane w 3D oraz maski typu "zrób to sam", drukowane w 3D – wymienia MacKenzie Brown. - Ważną cechą tych projektów była możliwość szybkiego ich wyprodukowania, czyli wydrukowania w 3D bądź zbudowania z łatwo dostępnych części. Wtedy jeszcze łańcuchy dostaw były napięte, brakowało środków ochrony osobistej – dodaje.
Wśród zwycięskich prac są np. zakładany na palec pierścień z haczykiem, umożliwiający bezdotykowe otwieranie drzwi; wskaźnik do naciskania przycisków bez ich dotykania (np. w windzie czy bankomacie); hak do podnoszenia ciężkich towarów (np. butelek z wodą); mechanizm do otwierania drzwi stopą i przytrzymywania ich.
Ten rozkwit innowacji - w wielu sferach - dostrzegli specjaliści od trendów.
Mikrosygnały zmiany
- Zauważyłem, że ludzie bardzo szybko zaczęli robić nowe rzeczy. Pomyślałem: zacznijmy zbierać mikrosygnały zmiany – opowiada dr Piotr Wasyluk z Instytutu Filozofii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, analityk trendów i projektant usług. Studenci kierunku analiza i kreowanie trendów w kwietniu i na początku maja 2020 roku zbierali więc nowe zjawiska, które już wtedy zmieniały sposób myślenia i zachowania się ludzi. Opisali ich ponad 150, z czego powstał raport "Pandemiczne mikroświaty. Mikrotrendy w czasie koronawirusa". Zebrane sygnały zmian pogrupowano w obszarach: społecznym, technologicznym, ekonomicznym, środowiskowym.
Autorzy raportu zauważają na przykład, że konieczność dystansowania społecznego ujawniła jednak potrzebę bliskości z innymi ludźmi. By to pogodzić, studio kreatywne Production Club z Los Angeles zaprojektowało kombinezon nowej generacji Micrashell – hermetyczny, zabezpieczający przed wirusami, który ma się przydać na koncertach, eventach czy innych masowych wydarzeniach.
Przykładem zaprojektowanego dystansu mogą być opracowane przez włoską firmę Nuova Neon Group 2 przezroczyste kabiny mające zapewnić bezpieczeństwo na plaży. Do tej grupy pomysłów należy też Parc de la Distance – projekt austriackiej firmy Precht wiedeńskiego parku publicznego, w którym wysokie żywopłoty ułożone w labirynt gwarantują spacerującym zachowanie odpowiednich odległości.
Studenci z UWM znaleźli też rozwiązania komunikacyjne: Dylan Coonrad, dyrektor kreatywny amerykańskiej firmy projektowej Cannon Design, zaprojektował dziesięć tablic drogowych pokazujących konieczność zachowania dystansu fizycznego w czasie epidemii. Z kolei jako przykłady projektów mających zapewnić bezpieczeństwo usługodawcom i usługobiorcom autorzy raportu wymieniają bezdotykowe systemy doręczania paczek, bezdotykowe formy płatności czy paczkomaty umożliwiające bezdotykowe odbieranie kupionej żywności.
- Te wszystkie nowe produkty czy usługi odpowiadają na potrzebę rynku. Czy na dłuższą metę się utrzymają? Tylko tam, gdzie będą potrzebne. Co się nie sprawdzi w życiu codziennym, może znaleźć zastosowanie na przykład na oddziałach zakaźnych. Trzeba szukać zastosowania do tych wynalazków – mówi dr Piotr Wasyluk. Według niego tak powszechny dziś dystans i izolacja nie będą trendami przyszłości. - Właśnie w pandemii uświadomiliśmy sobie, że dystans nam przeszkadza, a czasami nawet psuje głowy, czego skutek zobaczymy dopiero z czasem – podkreśla.
Agnieszka Polkowska sądzi nieco inaczej: - Te wszystkie bariery, odległości, które powstały, zdecydowanie z nami zostaną. Zaczniemy się do tego przyzwyczajać, bo zagrożeń będzie coraz więcej. Mobilne sklepy, technologie bezkontaktowe umożliwiające korzystanie z dóbr... To nie zniknie.
Nowe użycie przestrzeni
W kontekście trendu ważne jest, na ile dana sytuacja jest trwała albo powtarzalna i nowe zachowania z nią związane nie są tylko modą. Wiele już napisano o tym, że praca zdalna, zoomy i webinary z nami zostaną – lecz to jest raczej nasilenie się pewnego zjawiska niż nowość. Podobnie przeniesienie nawyków zakupowych do sieci czy usługi od firm w postaci aplikacji.
A które trendy są rzeczywiście nowe i mogą kształtować przyszłość?
- Gdybym miała przewidywać, wskazałabym użycie przestrzeni – mówi Agnieszka Polkowska po dłuższym zastanowieniu. - Zamknięcie wygenerowało ogromną ilość pustych przestrzeni - biurowych, hotelowych - i my zaczęliśmy zmieniać ich przeznaczenie: na przykład pokoje hotelowe stały się izolatkami. Pustoszejące centra handlowe zaczną być inaczej wykorzystywane. W Stanach Zjednoczonych, gdzie proces umierania galerii handlowych zaczął się wcześniej, powstawały w nich mieszkania. Coś trzeba będzie zrobić z pustą przestrzenią biurową, którą mamy po przejściu na pracę zdalną. Nie wszyscy przecież z niej wrócą.
Kolejną grupą zjawisk rodzącą nowy trend, według trendwatcherki, jest izolacja, wymuszony przez pandemię dystans i bariery, które nagle powstały. Te fizyczne i te psychiczne, które musieliśmy przełamać, by móc dalej normalnie żyć i pracować. - Tak na przykład nauczyciele i wykładowcy starszej daty musieli się nauczyć zdalnego nauczania, obsługiwania zoomów, robienia prezentacji – tłumaczy Agnieszka Polkowska. - A bariery fizyczne, które widzimy na lotniskach, dworcach, w bankach, sklepach? Niby nic nowego, lecz wcześniej istniały w zupełnie innych kontekstach. Nawet teleporady są jakąś barierą, która powstała z troski o nasze zdrowie – dodaje.
Inną nowością, za którą mogą pójść duże zmiany, jest podejście do kwestii posiadania. - Pokolenie Z, czyli osoby urodzone po 1997 roku, słynęło z tego, że jest generacją, która lubi współdzielić (oczywiście, generalizując). Oni nie chcieli posiadać – tłumaczy Agnieszka Polkowska. - I nagle lockdown zmusił ich do zamknięcia się z rodzicami w domu i korzystania z tego, co jest dostępne, czyli z tego, co posiadają. W dodatku okazało się, że współdzielenie może być niebezpieczne. Pojawiają się więc głosy wśród tych młodych, że posiadanie nie jest takie złe, a ważna jest kwestia jakości dóbr – tłumaczy.
- Chyba zostanie świadomość tego, że żyjemy w świecie kryzysów – zastanawia się dr Piotr Wasyluk. Na to, co nowego w trendach przyniesie pandemia, nie patrzy tylko przez pryzmat negatywnych wydarzeń. - Warto dostrzec, jak wzrosła aktywność obywatelska – i nie mam tu na myśli tylko akcji typu Strajk Kobiet. Zniechęcenie demokracją wystąpiło w wielu krajach, dzięki czemu jesteśmy bardziej wyczuleni na informacje. Sądzę, że skończy się indywidualizm. Nie zgadzam się z tymi, którzy mówią, że zamkniemy się w swoich bańkach nieufności.
Co więc się stanie z tymi wszystkimi barierami, które powstały i które wciąż projektujemy?
- To będzie domena instytucji. To one budują bariery. Ludzie będą postępować przeciwnie. Proszę zobaczyć, jak jednak do siebie lgniemy. Niezależnie od tego, czy to dla nas zdrowe, czy nie, chcemy ze sobą przebywać, obcować z innymi ludźmi. Bardzo to doceniliśmy – odpowiada dr Wasyluk.
Agnieszka Polkowska zauważa, że w siłę rosną dwa zjawiska: - Ze względu na sytuację przeważa kierunek technologiczny, ale widać też, jak bardzo łączymy się teraz w lokalne społeczności i podtrzymujemy te bliskie kontakty. Nowe jest skierowanie się ku temu, co jest w bliskim zasięgu.
Przywołuje cytat z amerykańskiego futurologa Johna Naisbitta, autora książki "Megatrendy", który tak opisywał megatrend ultratechnologii/ultrastyku: "Każdorazowe wprowadzenie nowej technologii musi być zrównoważone ludzkimi reakcjami, które określam terminem ultrastyk. [...] Im bardziej zaawansowana technologia (ultratechnologia), tym żywsza reakcja społeczna (ultrastyk)". - Mówiąc prościej: im bardziej technologia rośnie w siłę, tym bardziej łakniemy kontaktu z ludźmi – podsumowuje Agnieszka Polkowska.
To byłby na pewno dobry popandemiczny trend.
Autorka/Autor: Renata Gluza
Źródło: Magazyn TVN24