|

Zabrali walizkę i zawieźli ją na most. Od tego zależało życie pięciu osób

Most graniczny w Słubicach tuż przed przekazaniem materiału
Most graniczny w Słubicach tuż przed przekazaniem materiału
Źródło: Michał Kleczewski

Jak machina ruszy, nie można jej zatrzymać, to byłoby jak wyrok śmierci dla człowieka. A tu zamykają granice. Nawet niebo zamykają! Polacy walizkę z "nowym życiem" przypięli pasami do noszy i ruszyli. W tym czasie do Słubic jechali już niemieccy kurierzy. Mieli spotkać się na moście. Na powodzenie akcji w stylu "mission: impossible" czekał Amerykanin. Trzy kraje, kilku kurierów i pandemia, która zamykała im przed nosem drzwi, przez które przechodzili tysiące razy.

Artykuł dostępny w subskrypcji

16 marca 2020 r. Most graniczny w Słubicach (woj. lubuskie).

Powoli zmierzcha. Przed prowizorycznym punktem kontroli granicznej tłoczą się ludzie. Czekają na pomiar temperatury. Ale nie wszyscy. Od strony Frankfurtu nad Odrą idzie dwóch Niemców. Omijają "ogonek" i po prostu przekraczają granicę. Czeka na nich policja. Dalej idą razem. Po polskiej stronie zatrzymują się przed autem. Wysiadają z niego dwie osoby.

Zaczyna się.

wideo 1
Nagranie z przejścia granicznego w Słubicach 16 marca
Źródło: Michał Kleczewski

Trzy dni wcześniej

13 marca 2020 r. Warszawa.

Mateusz Morawiecki: w związku z rozprzestrzenianiem się koronawirusa od niedzieli 15 marca wprowadzamy zakaz wjazdu do kraju dla cudzoziemców, a wszyscy obywatele wjeżdżający na terytorium Polski będą poddani kwarantannie. (…) Zamykamy drzwi przed pandemią. Chronimy naszych obywateli.

Odwołane zostają międzynarodowe loty pasażerskie oraz połączenia kolejowe. Przywrócono kontrole graniczne.

- Słuchałam tego komunikatu i wiedziałam, że mamy ogromny problem – mówi Iwona Tomanek z działu medycznego Fundacji DKMS.

Pracownicy fundacji, która rekrutuje dawców szpiku kostnego, chwytają za telefony i przez kilka godzin nie wypuszczają ich z rąk.

- W poniedziałek, 16 marca do jednej z klinik w Warszawie miało się stawić pięciu dawców szpiku kostnego oraz komórek macierzystych, na które liczy pięciu pacjentów walczących z nowotworem krwi w Stanach Zjednoczonych. Pobranie materiału to nie problem. Ale potem trzeba go jeszcze przetransportować do amerykańskich klinik. Trudno to zrobić, gdy władze podają, że za chwilę będziemy uziemieni – tłumaczy Tomanek.

Uziemieni

Normalnie "droga szpiku" wyglądałaby tak: w poniedziałek do kliniki po materiał przyjechałby amerykański kurier medyczny. Odebrałby woreczki i odleciał pierwszym samolotem z Warszawy do Frankfurtu nad Menem. Tam przesiadka w samolot do Stanów Zjednoczonych. Czternaście godzin i "nowe życie" dociera do pacjenta.

Teraz miało być inaczej.

- Zadzwoniłam do Christiana Schenka z firmy kurierskiej time:matters. Współpracujemy od lat. To jego człowiek miał do nas przyjechać. Wiedział już, jak wygląda u nas sytuacja i analizował, jak ten problem rozwiązać. Nagle usłyszałam: jest naprawdę trudno. Sposób, w jaki to wypowiedział, zmroził mnie – mówi Tomanek.

***

Christian Schenk od 11 lat zajmuje się transportem medycznym – jako kurier, ale i jako koordynator. Tym razem był w tej drugiej roli. Przez te 11 lat nie zdarzyło się, by któryś ze specjalnie przeszkolonych pracowników zawiódł, spóźnił się, nie dał rady. Nie powstrzymał ich nawet wulkaniczny pył, który sparaliżował Europę w 2010 roku.

- Każde z państw na swój sposób radzi sobie z szalejącym koronawirusem, wprowadza własne zasady i regulacje prawne. Na początku cały nasz zespół poczuł ogromną mobilizację. Nie pierwszy raz stanęliśmy w obliczu kryzysu. Gdy Polska zamknęła granice, okazało się, że samo "damy radę" nie wystarczy. Gdy rozmawiałem z Iwoną, byliśmy po wstępnym rozważeniu kilku możliwych planów działania – relacjonuje Christian Schenk z firmy kurierskiej time:matters.

Wszystkie te plany zakładały, że do Niemiec paczkę przewiezie Polak. Ale to oznaczałoby, że po powrocie do kraju będzie musiał poddać się obowiązkowej już kwarantannie.

- Takie rozwiązanie nie było najlepsze. Trzeba było postarać się o specjalne pozwolenia dla kuriera lub opracować sposób przekazania paczki na granicy – relacjonuje Christian Schenk.

Koronawirus uziemił loty pasażerskie, ale nie cargo
Koronawirus uziemił loty pasażerskie, ale nie cargo
Źródło: DKMS

- A jakiś plan awaryjny? – dopytuję.

- Zawsze taki mamy, ale nie tym razem. Nikt nie przewidział takiej sytuacji, a plan awaryjny na wypadek globalnego kryzysu o takim zasięgu po prostu nie istniał – dodaje Schenk.

I tym razem o spóźnieniu nie mogło być mowy.

- Ci pacjenci zza oceanu nie tylko żyli nadzieją na to, że otrzymają szpik. Oni byli już do tego zabiegu przygotowywani, czyli kondycjonowani. To żmudny proces zaplanowany przez lekarzy w każdym calu. Polega na zniszczeniu całego chorego układu krwionośnego po to, by jego miejsce mógł zastąpić nowy, zdrowy od dawcy. Jak machina ruszy, to nie można jej zatrzymać. To byłoby jak wyrok śmierci – dodaje Tomanek.

Znalezienie dawcy szpiku jest jak szukanie igły w stogu siana
Znalezienie dawcy szpiku jest jak szukanie igły w stogu siana
Źródło: DKMS

Tunel

Pracownicy Fundacji DKMS nie są w stanie podliczyć, ile wykonali telefonów, by znaleźć jakiś "tunel", przez który udałoby się wydostać z Polski pobrany szpik kostny i komórki.

Rozmowy odbywały się na szczycie.

Ministerstwo Zdrowia. DKMS. Straż Graniczna. Poltransplant (koordynują pobieranie i przeszczepianie komórek, tkanek, narządów - przyp. red.). Kliniki zaangażowane w pobranie materiałów i w ich przeszczep.

- W sobotę rano wiedzieliśmy, że się uda. Ale przez cały dzień wymyślaliśmy, jak to rozwiązać logistycznie. Ministerstwo Zdrowia wyznaczyło Słubice jako jedyne miejsce w Polsce, w którym mogło dojść do przekazania szpiku i komórek. Musieliśmy szybko znaleźć kogoś, kto przewiózłby "paczkę" z Warszawy do Słubic i tam przekazał niemieckim kurierom – mówi Tomanek.

Szpik i komórki można wywieźć z Polski tylko ze specjalną "przepustką" Poltransplantu. Są w niej rubryki dotyczące danych kuriera, który realizuje transport. Nie można ich wypełnić "przy okazji".

***

Michał Kleczewski jest ratownikiem w Pogotowiu Medicover. W niedzielę odebrał telefon od swojego koordynatora Mirosława Świderskiego.

- Poinformował mnie, że ma dla mnie i kolegi z zespołu zadanie trochę inne niż zwykle. Według grafiku w poniedziałek miałem dyżur w karetce, czyli interwencje u pacjentów, ich zachorowania, urazy. Dyżur jak dyżur. Stało się jednak inaczej. Zadaniem moim i Mirosława Szymańskiego było odebranie przesyłki ze szpikiem kostnym i przewiezienie jej na czas do Słubic – opowiada.

Obaj się zgodzili. - Nie byliśmy zestresowani, tylko raczej zaciekawieni. Było to nowe wyzwanie. Presja czasu? W naszej pracy towarzyszy nam codziennie – dodaje.

Ratownicy otrzymali oficjalne zlecenie z DKMS. W poniedziałek około godziny 14 pojawili się w wyznaczonej klinice, żeby odebrać przesyłkę. Pełen pakiet to zakodowana dokumentacja oraz szpik. Materiał w przezroczystych woreczkach był zapakowany w styropianowy pojemnik i zabezpieczony wkładami. Wszystko po to, by na czas transportu utrzymać odpowiednią temperaturę od 2 do 8 stopni Celsjusza.

Szpik przechowywany jest w woreczkach
Szpik przechowywany jest w woreczkach
Źródło: DKMS

- Kurierzy, z którymi współpracujemy, mają do tego celu specjalne walizki. Nie mieliśmy takiej, bo nigdy nie była nam potrzebna. Trzeba było coś wykombinować – mówi Tomanek.

Pracownice laboratorium kilka razy sprawdziły całą dokumentację. Wszystko się zgadzało.

- Dało się wyczuć lekkie zdenerwowanie pomieszane z ekscytacją. Trudno się dziwić. Do tej pory obowiązywał pewien algorytm, teraz nie dało się go zrealizować i trzeba było działać zupełnie inną procedurą – opowiada Michał Kleczewski.

Ratownicy zabrali pakunek do ambulansu, położyli go na noszach i przypięli pasami.

Ruszyli.

Misja

Michał i Mirosław nie musieli się spieszyć. W Słubicach (woj. lubuskie) byli przed czasem. Zaparkowali na moście granicznym niedaleko namiotu rozstawionego przez Straż Graniczną. Dali znać pogranicznikom, że już są i po prostu czekali.

Przejście graniczne w Słubicach tuż przed spotkaniem z kurierami z Niemiec
Źródło: Michał Kleczewski

Christian: Gdy otrzymaliśmy oficjalną zgodę polskiej Straży Granicznej w Słubicach, reszta poszła ekspresowo. Dwóch naszych doświadczonych kurierów pojechało z Niemiec na przejście graniczne z Polską. Byli wyposażeni w sprzęt umożliwiający przepakowanie transportowanego materiału.

Między godziną 19 a 20 niemieccy kurierzy podjechali autem pod samą granicę. Zostawili samochód we Frankfurcie nad Odrą. Dalej poszli pieszo. Na twarzach mieli maseczki ochronne.

Michał: Straż Graniczna i policja byli bardzo pomocni. Tamci kurierzy nie musieli stać w kolejce i czekać na kontrolę sanitarną. Widzieliśmy, jak idą w naszą stronę. Policjanci, którzy stali tuż obok nas, poprosili ich o dokumenty. Od razu też na nie zerknęliśmy, żeby mieć pewność, że mamy do czynienia z właściwymi osobami. Potem wsiedliśmy razem do karetki.

Christian: nasi kurierzy dopełnili standardowych procedur, czyli podwójnego sprawdzenia materiału oraz dokumentacji wymaganej na cle.

Michał: Mieli ze sobą specjalną walizkę na szpik i komórki. W międzyczasie ustawili w niej odpowiednią temperaturę. Potem przepakowali przy nas woreczki. Wszystko trwało około 45 minut.

Tak wygląda specjalna walizka, w której przewożone są woreczki ze szpikiem
Tak wygląda specjalna walizka, w której przewożone są woreczki ze szpikiem
Źródło: DKMS

Jeszcze tego samego wieczoru niemieccy kurierzy pojechali do Frankfurtu, gdzie czekali na nich amerykańcy kurierzy. Przejęli przesyłkę i wsiedli w samolot do Stanów Zjednoczonych.

Christian: kurierzy przez całą drogę nie rozstawali się z paczką. Podróż z Frankfurtu do ośrodków w USA odbywała się liniami pasażerskimi. Kilka dni później te loty zostały uziemione. Wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy. Ta przesyłka z Polski była jedną z ostatnich przetransportowanych na starych zasadach.

Taką trasę pokonali kurierzy
Taką trasę pokonali kurierzy
Źródło: TVN24

***

Woreczki z "nowym życiem" bezpiecznie ruszyły w dalszą podróż. Mirosławowi i Michałowi został do zrealizowania ostatni punkt zadania.

Michał: zadzwoniliśmy na numer alarmowy DKMS i przekazaliśmy, że "misja zakończyła się sukcesem".

Iwona: Czekałam na tę informację od koordynatora, który miał dyżur na telefonie alarmowym. To była wielka radość i takie poczucie spełnienia. Udało się!

Christian: Dla nas misja zakończyła się dopiero w chwili, gdy amerykańscy kurierzy pomyślnie przeszli kontrolę graniczną w Stanach Zjednoczonych. To była ostatnia przeszkoda na ich drodze. Byliśmy już wtedy zaangażowani w kolejny transport. Co tydzień kilkudziesięciu pacjentów czeka na paczkę, która może ocalić im życie. Tego koronawirus nie zmienił.

Michał: Na każdym etapie tej naszej podróży miałem świadomość, że wieziemy dla kogoś szansę na nowe życie, szansę zamkniętą w tak niewielkim pudełku, ale chyba dotarło to do mnie dopiero, jak oddaliśmy pojemnik ze szpikiem i komórkami macierzystymi. Wtedy przyszła refleksja, udało się. Przecież ktoś być może czekał na tę szansę od lat. A co gdyby materiał nie dojechał?

"Pomaganie masz we krwi"
"Pomaganie masz we krwi"
Źródło: TVN24/DKMS

***

A co gdyby szpik i komórki nie dojechały?

Fundacja DKMS i współpracujący z nią kurierzy nie dopuszczają do siebie takiej możliwości. Choć pandemia skutecznie komplikuje im zadanie i to na każdym etapie: od pobrania szpiku, przez jego transport do biorcy.

- Świeżo pobrane komórki macierzyste z reguły nie są zamrażane. Zostają schłodzone do temperatury między 2 a 8 stopni Celsjusza. Sprzęt, którego używamy, zapewnia takie warunki do nawet 96 godzin. To o wiele dłużej niż trwa transport w najdalsze zakątki świata, jak Australia czy Nowa Zelandia. Jednakże zdarza się, że w te najdalsze destynacje, dla stuprocentowego bezpieczeństwa zapada decyzja o mrożeniu produktu – tłumaczy Christian Schenk.

Woreczek z komórkami macierzystymi pobranymi z krwi obwodowej
Woreczek z komórkami macierzystymi pobranymi z krwi obwodowej
Źródło: DKMS

To, co było kiedyś wyjątkiem, teraz jest koniecznością.

- Obecnie za każdym razem mrozimy szpik. Świeży musiałby trafić do biorcy w 72 godziny. To dużo czasu, ale przez obostrzenia wprowadzane przez poszczególne państwa, nie jesteśmy w stanie zagwarantować, że kurier zdąży – opowiada Iwona Tomanek.

I to nie jedyna zmiana.

- Pacjenci są teraz kondycjonowani, dopiero gdy do ich kliniki dotrze już szpik. To też dla ich bezpieczeństwa – dodaje koordynator działu medycznego DKMS.

Pilot i konsul

Żeby być kurierem time:matters, trzeba przejść wielomiesięczne szkolenie. Jeden kurier zabezpiecza średnio 10 ratujących życie transportów rocznie. Ze swoimi przesyłkami nie rozstają się nawet na krok.

Chile. Piloci wysiadają z samolotu z walizką ze szpikiem, na który czeka dziecko
Chile. Piloci wysiadają z samolotu z walizką ze szpikiem, na który czeka dziecko
Źródło: time:matters

Ale nadzwyczajny czas wymaga nadzwyczajnych środków i wydeptywania ciągle nowych ścieżek transportu.

- Przed pandemią polegaliśmy na transporcie kurierskim, gdyż był on najszybszy, najbardziej elastyczny i najbezpieczniejszy. Rozwiązanie uniwersalne. Dziś kurier przewożący paczkę stanowi największą niewiadomą i zagrożenie dla transportu z uwagi na obostrzenia dotyczące przemieszczania. Wypracowujemy nowe modele przekazywania paczek z kraju do kraju. Docieramy do pilotów obsługujących loty handlowe i prosimy o zabranie paczki do kokpitu – mówi Christian Schenk.

- Obecnie za każdym razem mrozimy szpik. Świeży musiałby trafić do biorcy w 72 godziny. To dużo czasu, ale przez obostrzenia wprowadzane przez poszczególne państwa, nie jesteśmy w stanie zagwarantować, że kurier zdąży - opowiada Iwona Tomanek z Fundacji DKMS.

Fundacja DKMS korzystała już nawet z pomocy kuriera-dyplomaty. Stało się tak, gdy o pomoc w dostarczeniu komórek macierzystych poprosiła koordynatorka z rejestru litewskiego.

- W tamtejszej klinice transplantacyjnej na przeszczepienie szpiku czekał młody człowiek. Pacjent miał dawcę z Niemiec i był już na etapie kondycjonowania. Ale przez zamknięte granice transport był zagrożony – mówi Magda Przysłupska, rzecznik Fundacji DKMS.

I znów dopięcie wszystkich szczegółów podróży szpiku przypominało scenariusz filmu sensacyjnego.

- Z kliniki pobrania w Niemczech kurier medyczny przewiózł walizkę, w której umieszczony był materiał przeszczepowy z krwiotwórczymi komórkami macierzystymi i zawiózł go do granicy w Słubicach. Stamtąd walizkę przejął kurier z Polski i przewiózł ją do Warszawy, gdzie czekał na niego zmiennik – relacjonuje Przysłupska.

I co dalej?

- "Przesyłka z życiem" wyruszyła w kolejną podróż na wschód Polski. W konsulacie Republiki Litewskiej w Sejnach czekała już na nią pani konsul, by osobiście przewieźć przez granicę i dostarczyć do kliniki pacjenta – opowiada Przysłupska.

Wygląda na to, że wszyscy razem jesteśmy w stanie zrobić więcej, niż sobie to wyobrażamy! Komórki macierzyste dla naszego Pacjenta bezpiecznie dotarły do kliniki, spędzając w trasie zaledwie 16 godzin. Nasz zespół i rodzina wysyłamy wam gorące pozdrowienia.
podziękowania koordynatorki ds. przeszczepień szpiku i komórek macierzystych z Rejestru Dawców Szpiku z Litwy

***

-  A teraz nad czym główkujecie? – dopytuję.

- Nad tym, jak przetransportować szpik dla dziewięciu pacjentów w Turcji. Tam też są zamknięte granice  – odpowiada Tomanek.

Liczba dawców szpiku kostnego i komórek macierzystych
Liczba dawców szpiku kostnego i komórek macierzystych
Źródło: TVN24/DKMS

***

Dziękuję za pomoc w pracy nad artykułem Iwonie Tomanek, Magdzie Przysłupskiej oraz Renacie Rafie.

Czytaj także: