Usterki techniczne nie były przyczyną katastrofy wojskowej CASY pod Mirosławcem – taką wersję chce przyjąć wojskowa prokuratura okręgowa w Poznaniu - ujawniają dziennikarze "Superwizjera" TVN. - Nie zamierzamy spokojnie patrzeć, jak oskarżani są niewinni ludzie – mówią rodziny poległych w katastrofie pilotów. I zapowiadają złożenie zażalenia na taką decyzję prokuratury.
- Obecnie trwa zapoznawanie strony z aktami sprawy. Jeśli nie zdarzy się nic niespodziewanego, kończymy śledztwo tak szybko, jak jest to możliwe – tłumaczy ppłk Sławomir Schewe, rzecznik wojskowej prokuratury badającej wypadek samolotu. – Materiał jest kompletny i nie widzimy powodu, by wykonywać inne czynności procesowe. No, chyba, że strony złożą dodatkowe wnioski – dodaje prokurator Schewe.
Rzecznik nie chciał potwierdzić informacji, że zamknięcie śledztwa oznacza w tym konkretnym przypadku oskarżenie dwóch podejrzanych w sprawie osób. – Nie mogę zdradzać naszych decyzji przed zapoznaniem z nimi stron, czyli zarówno podejrzanych, jak i rodzin ofiar – zastrzega ppłk Schewe.
Trzy akty oskarżenia
Z informacji Superwizjera wynika, że prokuratura chce zamknąć śledztwo aktem oskarżenia przeciwko pułkownikowi Leszkowi L., byłemu dowódcy 13 eskadry transportowej z Krakowa – oraz porucznikowi Adamowi B., kontrolerowi lotów z lotniska w Mirosławcu. Leszek L. ma zarzut nieodpowiedniego dobrania załogi CASY do lotu.
Porucznik B. początkowo był podejrzany o nieumyślne spowodowanie katastrofy lotniczej. Miesiąc temu zarzuty mu jednak zmieniono na umyślne "przekroczenie uprawnień i niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariusza publicznego". Prokuratura uważa, że porucznik Adam B. podawał złe komendy pilotom podczas podejścia do lądowania, nie kontrolował samolotu na ścieżce zniżania oraz nie żądał potwierdzenia wysokości, na której znajdowała się CASA.
Obaj żołnierze są w tzw. rezerwie kadrowej, nie pełnią służby. Obaj także nie mogą komentować tego, co zamierza zrobić prokuratura. – Wierzę w sprawiedliwość – mówi płk L.
Usterek nie było
Oskarżenie obu żołnierzy oznacza także, że prokuratura całkowicie odrzuciła wątek usterki technicznej samolotu jako przyczyny katastrofy. Najpierw taką wersję zanegowała komisja wojskowa badająca wypadek, potem zespół cywilnych biegłych, powołanych przez prokuraturę. Biegli wydali w sumie dwie opinie, obie po tym, jak dziennikarze Superwizjera ujawnili, że samolot miał kłopoty techniczne – oraz że w dniu wypadku mogło dość do oblodzenia maszyny.
Taką teorię stawiał prof. Jerzy Maryniak, specjalista z Instytutu Techniki Lotniczej Politechniki Warszawskiej. Był jednym z biegłych powołanych w sprawie i jako jedyny napisał zdanie odrębne do wspólnej opinii. Prokuratura jednak nie wzięła jego zdania pod uwagę.
- Oskarżenie tych dwóch ludzi nie wyjaśnia sprawy katastrofy. Nadal nie wiemy, dlaczego doszło do wypadku. Nie jestem przekonany, żeby winny był człowiek, który wybrał załogę do lotu czy kontroler, który w korespondencji radiowej z załogą zamiast „wiatr” mówił „wiaterek” – mówi Andrzej Smyczyński, brat Michała Smyczyńskiego, drugiego pilota CASY.
Smyczyński przypomina, że eksperci pracujący dla wojskowej komisji – co ujawnili dziennikarze Superwizjera – dobrze ocenili pracę kontrolerów na lotnisku w Mirosławcu. Zdaniem ekspertów Adam B. popełniał błędy, ale nie były one przyczyną katastrofy. Wojskowa komisja w swoim końcowym raporcie to jednak pominęła.
"Nie pozwolimy"
Rodziny poległych w wypadku pod Mirosławcem lotników nie zgadzają się z wersją, jaką chce przyjąć prokuratura. – Nie pozwolimy, by za śmierć naszych mężów i ojców oskarżono niewinnych ludzi – mówią wdowy. Zapowiadają złożenie zażalenia na decyzję prokuratury i dodatkowych wniosków dowodowych. – To, co czytamy w aktach, nie daje odpowiedzi na pytania, dlaczego rozbił się samolot. I kto odpowiada za to, że w armii panuje olbrzymi bałagan – mówią dziennikarzom Superwizjera rodziny ofiar.
Przypomnijmy, że równolegle z prokuraturą – zaraz po wypadku - badaniem katastrofy zajmowała się także Wojskowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych, działająca pod auspicjami Ministerstwa Obrony Narodowej.
Po niespełna trzech miesiącach od wypadku komisja orzekła, że bezpośrednią przyczyną wypadku było wypatrywanie przez załogę samolotu świateł lotniska, a nie kontrolowanie lotów za pomocą przyrządów nawigacyjnych. Szef MON Bogdan Klich wymienił wówczas pięciu oficerów winnych, jego zdaniem, zaniedbań i przyczynienia się do wypadku. Obok por. Adama B. i płk Leszek L. byli to szef lotniska w Mirosławcu, drugi kontroler oraz oficer ze służby meteorologicznej. Dwóch z nich odeszło z armii.
20 ofiar katastrofy Samolot CASA C-295M rozbił się 23 stycznia 2008 r. podczas próby lądowania pod Mirosławcem (Zachodniopomorskie). W katastrofie zginęła czteroosobowa załoga i 16 wysokich oficerów lotnictwa, wracających z konferencji o bezpieczeństwie lotów.
Źródło: TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24