Kierowca ciężarówki, która uderzyła wpierw w samochód osoby, a następnie wpadła w autobus wycieczkowy na drodze wojewódzkiej nr 106 w Zachodniopomorskiem, nie miał przy sobie uprawnień do prowadzenia pojazdu. - Teraz będziemy prowadzić postępowanie, czy takie dokumenty posiada - powiedział Alvin Gajadhur, rzecznik prasowy Inspekcji Transportu Drogowego. Dodał również, że 25-latek "tak naprawdę nie powinien dziś usiąść za kierownicą", gdyż powinien być na 45-godzinnym odpoczynku. Kierowca został zatrzymany. W wyniku wypadku 25 osób trafiło do szpitali. Lekarze wciąż walczą o życie kierowcy autokaru.
Gajadhur poinformował, że inspektorzy transportu drogowego po przybyciu na miejsce wypadku dokładnie sprawdzili uprawnienia kierowcy oraz przeanalizowali jego czas pracy. - Jak się okazało, 25-letni kierowca ciężarówki nie miał przy sobie dokumentów, potwierdzających posiadanie odpowiednich kwalifikacji oraz badań lekarskich i psychologicznych. Teraz będziemy prowadzili postępowanie, czy takie dokumenty posiada - powiedział.
Powinien odpoczywać
Jak dodał inspektor, kierowca ciężarówki "tak naprawdę nie powinien usiąść dziś za kierownicą", gdyż wczoraj rano powinien rozpocząć odbieranie 45-godzinnego odpoczynku. - Powinien odpoczywać od wczoraj, a tak naprawdę dziś rano usiadł za kierownicą tego pojazdu. Dodatkowo w ostatnich dniach kierowca również skrócił dwukrotnie dzienny czas odpoczynku - podkreślił Gajadhur.
Poinformował także, że inspektorzy stwierdzili na miejscu wypadku, iż zainstalowany w ciężarówce tachograf "nie posiada stosownej legalizacji". - Zostało wszczęte w stosunku do przedsiębiorcy postępowanie wyjaśniające. Może się ono zakończyć nałożeniem kary administracyjnej na przewoźnika drogowego - mówił inspektor.
Kierowca ciężarówki zatrzymany
Jak poinformował wcześniej Przemysław Kimon z zachodniopomorskiej policji, prokurator zdecydował o zatrzymaniu kierowcy ciężarówki. - Przebywa on obecnie w Komendzie Powiatowej Policji w Stargardzie Szczecińskim. Prokurator zdecyduje o jego przesłuchaniu i o konsekwencjach, jakie może ponieść - powiedział policjant. Zaznaczył jednak, że za wcześnie jest jeszcze, by przesądzać jakie konsekwencje poniesie 25-latek. Mężczyźnie może zostać postawiony zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym.
Policja przesłuchała również kierowcę samochodu osobowego, który brał udział w wypadku.
Na miejscu trwa usuwanie skutków wypadku. Odbyły się tam także oględziny prokuratorskie i policyjne. Z miejsca wypadku został już zabrany autokar, trwa także oczyszczanie drogi z paliwa, które wyciekło z pojazdów.
Jak ustalono, kierowcy autobusu i ciężarówki byli trzeźwi.
Droga nr 106, na której doszło do wypadku, została już odblokowana.
"Najpierw widziałem kupę krwi"
Do wypadku doszło w sobotę rano na wysokości miejscowości Kicko koło Stargardu Szczecińskiego. Na łuku drogi zarzuciło naczepą ciężarówki z kruszywem, w którą uderzył jadący z naprzeciwka autokar wycieczkowy.
Podróżowało nim ok. 60 osób - dzieci i dorośli. Według policji była to grupa Świadków Jehowy jadąca ze Stargardu Szczecińskiego do miejscowości Mosty (Zachodniopomorskie).
10 osób zostało ciężko rannych, w tym kierowca autobusu, którego przewieziono helikopterem do szpitala. Lekarze wciąż walczą o jego życie w jednym ze szczecińskich szpitali.
W sumie hospitalizowanych zostało 25 osób. Poszkodowanych - jak powiedział wojewoda zachodniopomorski Marcin Zydorowicz - jest też czworo dzieci. Dla pozostałych 24 pasażerów podstawiono autobus zastępczy, którym zostali przewiezieni na badania. Po ich zakończeniu opuścili szpital.
Ranni mają głównie obrażenia kończyn, głowy, a także obrażenia wewnętrzne. Trafili oni łącznie do siedmiu szpitali, w tym sześciu w Szczecinie i jednego w Stargardzie Szczecińskim, gdzie po wypadku przewieziono 28 osób. W większości przypadków życiu poszkodowanych nie zagraża niebezpieczeństwo, a ich stan się poprawia. Pięć osób nadal jest hospitalizowanych na oddziałach ortopedii oraz chirurgii ogólnej.
Jak wspominają uczestnicy i świadkowie wypadku, "to było straszne przeżycie". - Zapamiętałem tylko coś ciemnego, huk, potem coś mnie w głowę walnęło. Pamiętam też krzyk ludzi, hałas, pisk. Najpierw widziałem kupę krwi - relacjonował jeden z pasażerów autokaru.
"Akcja ratunkowa nie była łatwa"
W akcji ratunkowej brało udział 15 karetek ratunkowych, dwa śmigłowce i sześć zastępów straży pożarnej. - Akcja ratunkowa nie była łatwa ze względu na liczbę osób, które jechały w autokarze - powiedział TVN24 Sławomir Łagonda ze straży pożarnej w Stargardzie Szczecińskim.
I dodał, że strażacy musieli użyć specjalistycznego sprzętu, by uzyskać dostęp do rannych.
Akcja ratunkowa przeciągała się bo - jak wyjaśnił Łagonda - część lżej poszkodowanych nie mogła się zdecydować na to, by pojechać do szpitala na szczegółowe badania. - Trochę trwało zanim służby ratunkowe ich do tego przekonały - zaznaczył Łagonda.
Jego zdaniem, akcja ratunkowa została prowadzona szybko i prawidłowo.
Zablokowana droga
Na miejsce wypadku przyjechał też minister zdrowia Bartosz Arłukowicz. Rozmawiał z ratownikami, podszedł też do opatrywanych na miejscu lżej rannych. Jak powiedział dziennikarzom, po przyjeździe do Szczecina odwiedził szpitale, do których trafili poszkodowani. Jak dodał, na miejscu zdarzenia wspólnie z wojewodą zachodniopomorskim pomagali w koordynacji akcji ratowniczej tak, "by ranni otrzymali odpowiednie zabezpieczenie, by nieść pomoc lekarską i psychologiczną". - Pacjenci zostali rozwiezieni do kilku placówek, by nie obciążać jednego szpitala dużą liczbą chorych. Część szpitali prowadzi zabiegi, część chorych trafiło na oddziały intensywnej terapii, pozostali na inne oddziały - poinformował szef resortu zdrowia.
Zapowiedział też, że w poniedziałek ma być dokonana ocena przebiegu akcji ratowniczej. Minister dodał, że lekarze nie zgłosili problemów z leczeniem, w tym także problemów dotyczących przetaczania krwi.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot. PAP/Marcin Bielecki