- Nie można robić akcji politycznych na nieszczęściu dzieci - uważa marszałek Senatu Stanisław Karczewski. W całej sprawie dzieci z Aleppo chodzi o prowokację polityczną Platformy Obywatelskiej, tym dzieciom najlepiej jest pomóc na miejscu - dodał.
W piątek prezydent Karnowski oświadczył, że władze Sopotu będą się starać o umożliwienie przyjęcia na określony czas dzieci na leczenie i rehabilitację z Aleppo. W tym celu Karnowski zwrócił się do MSWiA. W odpowiedzi na list MSWiA tłumaczy, że "z uwagi na obecną sytuację w Aleppo, a także ze względów na bezpieczeństwo nie ma możliwości prowadzenia ewakuacji z tego miasta znajdującego się już pod kontrolą armii rządowej, ani też bezpośrednio z terenów dotkniętych konfliktem".
W sobotę rzecznik rządu Rafał Bochenek zaprzeczył, że rząd polski odmówił przyjęcia dzieci z Aleppo. Jak podkreślił, "rząd polski nie podjął żadnej decyzji w tej sprawie".
"Prowokacja"
Karczewski był pytany o tę sprawę w RMF FM. - To jest prowokacja, prowokacja mająca na celu przykrycie tego, o czym rozmawialiśmy kilka tygodni temu, a mianowicie pan eurodeputowany Janusz Lewandowski (...) powiedział rzecz zdumiewającą, niebywałą. Powiedział, że świat właściwie powinien patrzeć na Polskę, w której dzieje się... I właśnie tutaj zawiesił głos. Ale mówił, żeby nie patrzeć na Aleppo, tylko świat powinien skierować swoje zainteresowanie w kierunku Polski - powiedział Karczewski.
- Wszyscy eksperci mówią, że najgorszym rozwiązaniem byłoby przywiezienie tych dzieci tutaj - dodał marszałek Senatu.
"Najlepiej pomagać na miejscu"
Jego zdaniem najlepiej tym dzieciom pomagać na miejscu. - Te dzieci tam mają swoje rodziny, chcą być jak najbliżej - przekonywał. - Pomagamy tym dzieciom, przeznaczyliśmy prawie czterokrotnie więcej pieniędzy niż Platforma Obywatelska, by pomagać właśnie m.in. tym dzieciom - mówił Karczewski.
Zaznaczył też, że "prezes Jarosław Kaczyński jako pierwszy powiedział, że trzeba tam pomagać".
Marszałek Senatu powiedział, że jeśli trzeba będzie wykorzystać specjalistów medycznych, by tym dzieciom pomóc, to - "jesteśmy otwarci". - Ale tu chodziło o coś zupełnie innego, o przyjęcie tych dzieci ze swoimi opiekunami nie w celach leczniczych, bo to dopiero później się pojawiło - przekonywał.
Poza tym, dodał, akurat przywożenie do Sopotu dzieci chorych nie ma sensu. - Czy w Sopocie są jakieś szpitale, nie ma szpitala - zwracał uwagę. - Nie można robić akcji politycznych na nieszczęściu dzieci - uważa Karczewski.
Autor: KB/mtom / Źródło: RMF FM, PAP