To, co obowiązuje, to prawomocny wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego, który rozsądzał, czy należy ujawnić listy poparcia kandydatów do KRS i jak się do tego mają przepisy o ochronie danych osobowych - powiedział w "Faktach po Faktach" rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. - Wszystkie zabiegi zmierzające do tego, aby tego wyroku nie wykonać, są po prostu śmieszne z punktu widzenia funkcjonowania państwa prawa. Jeżeli Kancelaria Sejmu nie wykonuje wyroków, to je lekceważy - dodał.
Kancelaria Sejmu wydała komunikat w sprawie żądania Sądu Okręgowego w Olsztynie w sprawie przekazania list poparcia kandydatów do KRS. "Do sądów powszechnych nie należy kontrola prawidłowości przebiegu procedur parlamentarnych, w tym wyboru osób na stanowiska obsadzane przez Sejm" - oświadczyło w czwartek Centrum Informacyjne Sejmu.
Jak dodano, "Kancelaria Sejmu, po dokonaniu analizy korespondencji przesłanej z Sądu Okręgowego w Olsztynie, podejmie działania, uwzględniając obowiązujące prawo, w tym unijne i krajowe przepisy dotyczące ochrony danych osobowych".
"Jeżeli Kancelaria Sejmu nie wykonuje wyroków, to po prostu je lekceważy"
Do reakcji Kancelarii Sejmu odniósł się w "Faktach po Faktach" w TVN24 rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. - To, co obowiązuje, to jest prawomocny wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego, który rozsądzał kwestie, czy należy ujawnić i jak się do tego mają przepisy o ochronie danych osobowych i prywatności osób, które podpisały te listy poparcia - powiedział.
- Trzeba ten wyrok wykonać. Teraz te wszystkie zabiegi zmierzające do tego, aby tego wyroku nie wykonać, są po prostu śmieszne z punktu widzenia funkcjonowania państwa prawa. Jeżeli Kancelaria Sejmu nie wykonuje wyroków, to po prostu je lekceważy - dodał.
"Sędzia pokazał, na czym polega jego rola w demokratycznym państwie prawnym"
RPO odniósł się także do sprawy sędziego Pawła Juszczyszyna.
Ministerstwo Sprawiedliwości odwołało w poniedziałek z delegacji do Sądu Okręgowego w Olsztynie sędziego tamtejszego sądu rejonowego Pawła Juszczyszyna. To sędzia rozpatrujący apelację w sprawie, w której w pierwszej instancji orzekał sędzia nominowany przez nową Krajową Radę Sądownictwa. Juszczyszyn po wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej chciał sprawdzić, czy sędzia pierwszej instancji spełnia wymogi niezależności oraz niezawisłości. Wezwał dyrektora Kancelarii Sejmu pod rygorem "skazania na grzywnę" do dostarczenia w ciągu tygodnia utajnionych list poparcia kandydatów do KRS.
- Pan sędzia pokazał, na czym polega jego rola w demokratycznym państwie prawnym - ocenił. - Jeżeli powziął wątpliwość dotyczącą tego, kto wydał wyrok, który on ma oceniać jako sąd drugiej instancji, w międzyczasie został wydany wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który kwestionuje kompetencje Krajowej Rady Sądownictwa, to w ramach swoich możliwości działania stwierdził, że przeprowadzi postępowanie wyjaśniające. Ma do tego pełne prawo - skomentował Bodnar.
Według niego, "teraz, odpowiadając na ten komunikat Kancelarii Sejmu, żeby być konsekwentnym, to pewnie będzie musiał nałożyć grzywnę na szefa Kancelarii Sejmu".
- Sędziowie od kilku lat w zasadzie pokazują, na czym polega ich rola w państwie demokratycznym, opowiadają się za konstytucją, za przestrzeganiem praw i wolności obywatelskich, ale także za swoją bardzo konkretną rolą w systemie państwa. Opierają się tej przemocy prawnej, która się w stosunku do nich odbywa, czyli zmienianiem ustaw, które regulują ich status w taki sposób, że często nie mają nawet jak na to zareagować, szukają różnych możliwości dotarcia do sumień społeczeństwa i pokazania, że nie chodzi o nich, ale chodzi o całe społeczeństwo, o to, w jaki sposób będzie nasze prawo do sądu gwarantowane - mówił.
Kwestia odwołania z delegacji i jedno z pierwszych pism RPO
Zapytany, czy jako RPO będzie przyglądał się temu, co się będzie działo z sędzią Juszczyszynem, odparł: - Oczywiście będę się przyglądał. Natomiast ta kwestia odwołania z delegacji to jest dla mnie ironia dziejów.
- Tak się składa, że jedno z pierwszych pism, jakie wysłałem w czasie mojej kadencji, jeszcze za czasów, kiedy ministrem sprawiedliwości był Borys Budka, dotyczyło odwołania sędziego z delegacji mocą decyzji ministra sprawiedliwości. Zrobiłem to w wyniku wniosku, który został do mnie skierowany przez jednego z sędziów. Był jeden sędzia, który bardzo mocno walczył o to, aby w takim przypadku przysługiwało prawo odwołania do sądu. To był sędzia Łukasz Piebiak - powiedział.
Przypomniał, że w tamtych czasach on był sędzią sądu rejonowego, delegowanym do sądu okręgowego, który został odwołany właśnie z delegacji mocą decyzji ministra sprawiedliwości. - Ja wystosowałem pismo, mówiąc do ministra Budki, żeby zmienić te przepisy. Minister Budka nie zdążył się tym zająć. Później przyszedł minister Piebiak jako wiceminister, który mówił: "Tak, zmienimy te przepisy", co nigdy nie nastąpiło - mówił Bodnar.
Z artykułów publikowanych w drugiej połowie sierpnia przez Onet wynikało, że wiceszef MS Łukasz Piebiak utrzymywał w mediach społecznościowych kontakt z kobietą o imieniu Emilia, która miała prowadzić akcje dyskredytujące niektórych sędziów, m.in. szefa Iustitii Krystiana Markiewicza. Miało się to odbywać za wiedzą wiceministra. Po tych doniesieniach Piebiak podał się do dymisji. Według sierpniowych informacji Onetu, na komunikatorze WhatsApp miała powstać zamknięta grupa o nazwie "Kasta", która wymieniała się pomysłami na oczernianie niektórych sędziów.
"Czyn, który stanowi nawoływanie do przemocy politycznej"
RPO skomentował także umorzenie przez prokuraturę śledztwa w sprawie manifestacji zorganizowanej w listopadzie 2017 roku w Katowicach, której uczestnicy powiesili na symbolicznych szubienicach zdjęcia europosłów głosujących za rezolucją Parlamentu Europejskiego w sprawie praworządności w Polsce.
W opinii śledczych uczestnicy zorganizowanego przez środowiska narodowe zgromadzenia pod hasłem "Stop współczesnej Targowicy. Manifestacja w obronie wartości narodowych i patriotycznych", nie dopuścili się przestępstwa.
- Dla mnie to jest czyn, który stanowi nawoływanie do przemocy politycznej, czyn porównywalny, jeżeli chodzi o nasze wydarzenia publiczne, tylko i wyłącznie z wystawieniem aktów zgonu przez Młodzież Wszechpolską w stosunku do prezydentów miast - powiedział Bodnar.
Jak podkreślił, "prokuratura takimi sprawami powinna się zajmować, powinna chronić osoby, które są narażone na przemoc ze strony obywateli". - Jeżeli tego nie robi, to wysyła taki sygnał, że takie rzeczy można robić - ocenił.
- Tego typu akty stanowią nawoływanie do przemocy i śmierć prezydenta (Pawła - red.) Adamowicza jest najlepszym przykładem tego, do czego to może prowadzić - dodał.
Autor: KB/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24