Proces powołania Julii Przyłębskiej na funkcję prezesa Trybunału Konstytucyjnego był wadliwy- powiedziała w "Faktach po Faktach" Sylwia Gregorczyk-Abram z inicjatywy "Wolne Sądy". Dodała jednak, że jest ona prezesem "siłą faktu" i oceniła, że jej kadencja mija we wtorek 20 grudnia. Wokół kwestii zakończenia kadencji Przyłębskiej pojawiły się wątpliwości.
Między innymi eksperci Fundacji Batorego wskazywali, że kadencja obecnej prezes Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej upłynie 20 grudnia, po 6 latach, i jednocześnie nie będzie ona miała możliwości ponownego ubiegania się o tę funkcję. Prawnicy z Biura TK podkreślali zaś, że kadencja prezes Przyłębskiej kończy się w momencie końca jej kadencji sędziowskiej w TK, czyli 9 grudnia 2024 roku.
Sylwia Gregorczyk-Abram z inicjatywy "Wolne Sądy" pytana o tę kwestię w "Faktach po Faktach" powiedziała, że Przyłębska "nie była legalnie powołanym prezesem, ponieważ została powołana bez uchwały Zgromadzenia Ogólnego" Sędziów TK. - Od samego początku mówimy, że proces jej powołania na funkcję prezesa był wadliwy - dodała.
Prawniczka powiedziała, że Przyłębska "jest siłą faktu prezesem". Oceniła, że "ta kadencja mija we wtorek 20 grudnia". Przypomniała, że PiS w 2016 roku zmienił ustawę o Trybunale Konstytucyjnym i "wprowadził przepis, który mówi o sześcioletniej kadencji".
- On go wprowadził z oczywistych względów, żeby ta arytmetyka polityczna im się zgadzała. Dotychczas prezesem się było na czas kadencji sędziowskiej, czyli przez 9 lat - zaznaczyła Gregorczyk-Abram.
Pytana, czy ta zmiana dotyczy Przyłębskiej, powiedziała, że jej zdaniem dotyczy dlatego, że "poprzednia ustawa przestała obowiązywać".
Pod koniec 2016 roku Prawo i Sprawiedliwość pospiesznie zmieniało prawo o Trybunale Konstytucyjnym. Nową ustawę uchwalono 30 listopada, w Dzienniku Ustaw ukazała się 19 grudnia, a zaczęła obowiązywać 20 grudnia. Julię Przyłębską prezydent na prezesa TK powołał dzień później, 21 grudnia, ale przepis o kadencyjności prezesa wszedł w życie 3 stycznia 2017 roku.
OGLĄDAJ MATERIAŁ "FAKTÓW" TVN: Sześcioletnia kadencja prezes TK. Politycy PiS: Julii Przyłębskiej to nie dotyczy
Gregorczyk-Abram mówiła w "Faktach po Faktach", że "jedynym obowiązującym przepisem jest art. 10 ust. 2 tej nowej ustawy o którym pani Przyłębska wiedziała i pan prezydent również wiedział". - To był jedyny przepis, który w sferze prawnej regulował kwestię kadencyjności prezesa TK, jak została ustawa ogłoszona. Następnie weszła w życie. Jak była ogłoszona, regulowała cały stan prawny, faktyczny na ten czas - przekonywała. - Nie możemy się teraz powoływać na przepisy ustawy, która nie obowiązywała, kiedy powołano panią Przyłębską - dodała.
Ewa Siedlecka z tygodnika "Polityka" powiedziała, że sędziowie w Trybunale mogli spróbować wybrać i przedstawić prezydentowi dwóch kandydatów na prezesa. - Myślałam, że takie ruchy będą, ponieważ nie jest ona lubiana w Trybunale - dodała.
- Pani Przyłębska rządzi się w sposób, w który nawet ci sędziowie uważają za łamiący prawo – mówiła dziennikarka.
Wskazała, że "taką najważniejszą patologią jest przede wszystkim to, że zmienia składy sądzące". - Oficjalne tłumaczenie jest takie, że ona je zmienia i dobiera, żeby szybciej wydać wyrok. Dla niej wartością jest, jeżeli wyrok jest szybko i jeżeli jest możliwie jednomyślny – dodała. Zaznaczyła jednak, że "wyroki nie dość, że nie zapadają szybko, to jeszcze w ogóle nie zapadają". Jak mówiła Siedlecka, w porównaniu z 2015 rokiem jest wydawanych czterokrotnie mniej orzeczeń.
Źródło: TVN24, PAP