- Jako prezydent traktował wszystkich z szacunkiem - wspominał ambasador USA w Polsce Marek Brzezinski, który rozmawiał z dziennikarzem "Faktów" TVN i TVN24 Piotrem Kraśką o Jimmym Carterze. Były prezydent USA i laureat Pokojowej Nagrody Nobla zmarł w niedzielę w wieku 100 lat.
W trakcie rozmowy w TVN24 BiS Mark Brzezinski pokazał oprawione w ramkę pismo, które umieszczono w przedsionku wejścia do ambasady USA w Polsce. Ambasador wyjaśnił, że pismo to napisał do niego Jimmy Carter.
- Mój ojciec był wtedy doradcą do spraw bezpieczeństwa narodowego prezydenta Cartera. Ja miałem trzynaście lat. Właśnie miałem mieć bierzmowanie w kościele Świętego Łukasza w McLean (w Wirginii). Mój ojciec był moim świadkiem bierzmowania, ale okazało się, że w ostatniej chwili został wezwany na specjalną misję do Egiptu - wspomniał ambasador. Kontynuował, że wtedy prezydent Jimmy Carter zaoferował, że będzie jego świadkiem, jednak gdy ojciec Brzezinskiego usłyszał o tym pomyśle, powiedział, że jest to "absolutnie wykluczone".
- Prezydent Carter napisał do mnie taki list: "Markowi Brzezinskiemu. Ponieważ twój ojciec był na misji w Egipcie, na misji pokojowej, nie mógł być twoim świadkiem na bierzmowaniu. On i ja jesteśmy z ciebie bardzo dumni w tym specjalnym dniu. Ty także możesz być dumny ze swojego ojca. Twój przyjaciel Jimmy Carter" - przeczytał Brzezinski.
- Wystawiłem ten list tutaj, przy wejściu do rezydencji ambasadora, aby pokazać, jakim wspaniałym przywódcą (był Jimmy Carter - red.). Dla wspaniałych przywódców ważne są także bardzo małe rzeczy - podkreślił.
CZYTAJ WIĘCEJ: Jimmy Carter nie żyje. Były prezydent USA miał 100 lat
Brzezinski o Carterze: człowiek o lokalnych korzeniach i światowym zasięgu
Brzezinski wspominał, że gdy tylko mógł porozmawiać z prezydentem Carterem, ten "pokazywał szacunek dla wszystkich". - Gdy wrócił do Białego Domu, na przykład personel, kamerdynerzy, obsługa pokojowa, obsługa kuchni, wszyscy się tłoczyli, aby go pozdrowić, ponieważ jako prezydent traktował wszystkich z szacunkiem - zaznaczył Brzezinski.
Przypomniał, że Jimmy Carter, chociaż był prezydentem USA, mówił, że "każdy jest obrazem Pana i każdy jest ważny". - Mógł sobie pozwolić na willę z widokiem na ocean gdzieś w Kalifornii, a po czterech latach w Waszyngtonie chciał wrócić do tego samego malutkiego miasteczka (w którym mieszkał - red.) - zauważył. W ocenie Brzezinskiego Carter był "człowiekiem o lokalnych korzeniach i światowym zasięgu".
Źródło: TVN24