Jak rozszerzało się NATO? Po upadku komunizmu i zrzuceniu dominacji Moskwy polska obecność w Sojuszu nie przyszła natychmiast i nie była przesądzona. Osobiste wspomnienia Jacka Stawiskiego z polskiej drogi do Przymierza Atlantyckiego.
Dzisiaj, w 25. rocznicę przystąpienia Polski do Przymierza Atlantyckiego, większości Polaków wydaje się zapewne, że członkostwo naszego kraju w NATO jest czymś zupełnie oczywistym. Obecność w NATO popiera przygniatająca większość obywateli Rzeczpospolitej, słusznie widząc w Przymierzu najważniejszą gwarancję polskiej niepodległości i bezpieczeństwa.
Nie zapominajmy jednak, że po upadku komunizmu i zrzuceniu dominacji Moskwy polska obecność w NATO nie przyszła natychmiast i nie była przesądzona. W latach 90. Polska odniosła znakomity sukces, znajdując się w gronie państw członkowskich Przymierza, ale aby ten sukces odnieść, musiała stoczyć prawdziwą dyplomatyczną i medialną batalię, w której głównym adwersarzem była Rosja, i w której to batalii nie brakowało też przeciwników powiększenia NATO na samym Zachodzie. Chciałbym podzielić się osobistymi wspomnieniami z tamtego okresu, ponieważ śledziłem batalię o wejście do Przymierza Atlantyckiego szczególnie intensywnie i zapamiętałem bardzo dużo z tamtych wydarzeń. Byłem także osobiście świadkiem niektórych wydarzeń.
Wszystko, o czym teraz napiszę, opieram o własną pamięć i własne emocje.
Dwa zasadnicze warunki
Zanim Polska znalazła się początkowo na drodze do NATO, musiały przestać istnieć te struktury, które trzymały nas w sowieckiej strefie wpływów i które na całe dekady odcięły nas od Zachodu. Polska w pokojowy sposób zrzucała tę dominację od 1989 roku, ale robiła to na raty, etapami.
Najpierw powstały niekomunistyczne rządy, prezydentem Polski został Lech Wałęsa, historyczny przywódca wolnościowego ruchu Solidarność, wokół Polski sąsiedzi z dawnego obozu socjalistycznego także odrzucili komunizm i zwierzchność Moskwy, zjednoczone Niemcy weszły do Przymierza Atlantyckiego, a w końcu rozpadły się takie organizacje, jak Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej, czyli ekonomiczny system powiązań państw socjalistycznych, oraz Układ Warszawski, w całości podporządkowany Związkowi Sowieckiemu blok militarny. I na samym końcu, w grudniu 1991 roku, przestał istnień sam Związek Sowiecki. Niepodległość odzyskały i uzyskały liczne państwa, które dotychczas były jedynie sowieckimi republikami. Wśród nich między innymi Litwa, Łotwa i Estonia, ale również Ukraina. Aby droga do NATO została otwarta dla krajów byłego Układu Warszawskiego, w tym dla Polski, musiały zostać spełnione jeszcze dwa zasadnicze warunki:
- wojska sowieckie/rosyjskie musiały zostać wycofane z Europy Środkowo-Wschodniej, w tym ze zjednoczonych Niemiec, gdzie stacjonowały w byłym NRD,
- na Zachodzie musiał zwyciężyć pogląd, że powiększenie Przymierza Atlantyckiego służy interesom państw zachodnich.
Wojska rosyjskie, do niedawna sowieckie, opuściły Polskę definitywnie w 1993 roku, wcześniej wyszły z Węgier i Czechosłowacji, zaś w 1994 roku opuściły Niemcy. W Europie Środkowej i Wschodniej powstawać zaczęły warunki do podjęcia pierwszych kroków na rzecz powiększenia Przymierza Atlantyckiego. W Europie i w Stanach Zjednoczonych panował wówczas nastrój optymizmu i współpracy, ale nie było to powszechne poczucie szczęśliwości. Wojna w krajach byłej Jugosławii oraz brutalna interwencja Rosji w Czeczenii uświadomiły wielu ludziom, w tym przywódcom politycznym, że pozimnowojenny pokój nie jest dany raz na zawsze. Skala zniszczeń, jaką przyniosła ze sobą armia rosyjska podczas wojny z Czeczenami, pokazała naocznie, że Moskwa, nawet pod rządami w miarę demokratycznej i otwartej na Zachód ekipy Jelcyna, nie wyzbyła się imperialnych ambicji.
Wykorzystanie dekady słabości politycznej, gospodarczej i finansowej Rosji do zrealizowania poszerzenia NATO było błogosławieństwem dla Polski i jej sąsiadów.
Jelcyn wmanewrowany w oświadczenie
Sądzę, że początek dyplomatycznej batalii polsko-rosyjskiej o powiększenie Przymierza Atlantyckiego oraz batalii dyplomatycznej na rzecz skłonienia Zachodu do rozszerzenia NATO datować należy na lato 1993 roku.
Najpierw premier Hanna Suchocka odwiedziła Kwaterę Główną Przymierza w Brukseli, a w sierpniu, podczas spotkania w Belwederze, prezydent Lech Wałęsa wmanewrował prezydenta Rosji Borysa Jelcyna w publiczne oświadczenie, że Moskwa uznaje prawo Polski do samodzielnego wyboru sojuszników. Oświadczenie Jelcyna poszło w świat, Wałęsa odniósł wielki sukces, Jelcyn nie do końca rozumiał, co powiedział, ale jego otoczenie, w tym dowódcy armii, byli po prostu wściekli. Kilka tygodni później Jelcyn wycofał się ze swoich słów. Batalia ruszyła.
Doskonale pamiętam, jak we wrześniu 1993 roku renomowana agencja prasowa Reuters opublikowała depeszę o liście, jaki prezydent Rosji wysłał do przywódców najważniejszych mocarstw zachodnich: Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji oraz Niemiec. W liście Jelcyn ostrzegał, że powiększenie Przymierza Atlantyckiego o kraje dawnego bloku sowieckiego jest dla Moskwy nie do przyjęcia i dlatego Rosja będzie robić wszystko, aby do tego nie dopuścić. Czytając tę depeszę, mając ledwie 23 lata, poczułem wielki niepokój, że polska droga na Zachód może się zamknąć, i że właśnie jesteśmy świadkami sytuacji, w której Rosja zapowiada ni mniej, ni więcej, jak dążenie do utrzymania dalszej kontroli nad Polską i naszym regionem.
W Polsce w dniach, gdy Jelcyn wysyłał swój list do Zachodu, dokonywała się zmiana polityczna. W miejsce sił, które wywodziły się z ruchu Solidarność, do władzy przychodziły siły wtedy uznawane za postpeerelowskie: SLD i PSL. Na szczęście stosunkowo szybko przywódcy polityczni tych ugrupowań, w tym szczególnie Aleksander Kwaśniewski, opowiedzieli się za kontynuowaniem zaczętej dopiero co drogi do NATO. Kwaśniewski potwierdził ten pronatowski kierunek swojego obozu po zwycięstwie w wyborach prezydenckich w końcu 1995 roku. Mimo początkowych turbulencji w związku z tzw. sprawą Olina, czyli pojawieniem się zarzutów, że premier z SLD Józef Oleksy mógł współpracować z rosyjskimi służbami, kierunek do NATO został utrzymany.
Wewnętrznie polscy politycy spierali się choćby o zasady kontroli cywilnej nad armią, ale na zewnątrz prezentowano jednolity front na rzecz przystąpienia do Przymierza Atlantyckiego. Dla polityków i wojskowych w Polsce, a także dla większości środowisk medialnych, przystąpienie do NATO było sprawą oczywistą i konieczną. Panowała w tej kwestii niemal powszechna zgoda narodowa. Kompletnie odosobnione były głosy, sugerujące ogłoszenie przez Polskę neutralności i niedążenie do konfrontacji dyplomatycznej z Rosją.
Wałęsa był wściekły
Po liście prezydenta Rosji, skierowanym do Waszyngtonu, Londynu, Paryża i (wówczas) Bonn, na Zachodzie zapanowała pewna nerwowość. Z jednej strony zachodni przywódcy nie mogli sobie pozwolić, aby publicznie ogłosić, że dają Rosji prawo do ponownego decydowania o losie państw, które dosłownie chwilę wcześniej zrzuciły dominację Moskwy, z drugiej strony zaczęto wysyłać do ekipy Jelcyna sygnały, że rozszerzenie NATO nie nastąpi szybko, jest to sprawa otwarta, że to długi proces.
Zaczęło się odwlekanie decyzji, co szczególnie mocno irytowało choćby prezydenta Lecha Wałęsę. Dawał o tym publicznie znać. Kiedy kilka tygodni po liście Jelcyna zachodni politycy, zebrani w Niemczech, zaproponowali utworzenie tzw. Partnerstwa dla Pokoju, czyli programu szerokiej współpracy z krajami dawnego Układu Warszawskiego, Wałęsa był wściekły i ostro atakował za to prezydenta Stanów Zjednoczonych Billa Clintona podczas spotkania w Pradze w początkach 1994 roku. Po latach Madeleine Albright, wówczas jeszcze nie sekretarz stanu, ale ambasadorka amerykańska przy ONZ, mówiła mi, że Wałęsa po prostu nakrzyczał na polityków amerykańskich. Partnerstwo dla Pokoju było w ocenie Warszawy dziwną propozycją. Z jednej strony miało to być przygotowanie do członkostwa w Przymierzu, a z drugiej strony do Partnerstwa zaproszono także Rosję. Finalnie dla Polski korzystna była decyzja Moskwy, aby do Partnerstwa nie przystępować. Pod nieobecność Rosjan, w naturalny sposób, państwa uczestniczące w programie zaczęły się przygotowywać do członkostwa.
Dla samego Przymierza Atlantyckiego moment, kiedy zaczęto realizować program Partnerstwa dla Pokoju, był także czasem wielkim przemian. NATO podjęło - po wahaniach - pierwszą interwencję zbrojną poza swoimi granicami, próbując wymusić pokój w byłej Jugosławii. Na początku państwa NATO interweniowały w Bośni-Hercegowinie. Wtedy na Zachodzie zaczęto dyskutować, jaka powinna być przyszłość NATO. Czy ma się zatrzymać na tym, czym było do 1990 roku, powiększając się jedynie o obszar byłych Niemiec Wschodnich? Czy też powinno przyjmować nowe państwa z dawnego obozu sowieckiego i dodatkowo podejmować misje zbrojne o charakterze pokojowym i humanitarnym? A może NATO po likwidacji ZSSR także powinno przestać istnieć? Od rezultatu tej dyskusji zależały losy Polski. Dosłownie.
Powiększenie NATO wcale nie było przesądzone. Poważne środowiska i poważne osobistości w Stanach Zjednoczonych i Europie były temu przeciwne. Pamiętam, gdy w czasie jednej z wizyt zagranicznych prezydent Aleksander Kwaśniewski skarżył się, że łatwiej mu przekonywać do poszerzenia NATO polityków amerykańskich niż redakcję "New York Timesa", który często zamieszczał artykuły redakcyjne nawołujące do nieprzyjmowania do Przymierza Atlantyckiego nowych państw. Krytyczne stanowisko wobec powiększenia NATO zajmował londyński dziennik "The Times". Spośród wybitnych postaci polityki amerykańskiej przeciwny powiększeniu Przymierza był legendarny mędrzec dyplomacji amerykańskiej George Kennan, którego analizy sowieckiej polityki zagranicznej i wewnętrznej zaraz po II wojnie światowej ukształtowały dekady amerykańskiej polityki wobec Sowietów. Przeciwny rozszerzeniu NATO był John Chipman, dyrektor prestiżowego Instytutu Studiów Strategicznych w Londynie. Nagrałem z nim rozmowę jako dziennikarz BBC World Service. Tłumaczył mi, że najpierw trzeba powiększyć Unię Europejską i to zapewni bezpieczeństwo krajom takim jak Polska.
Moją rozmowę z Chipmanem opublikowała "Rzeczpospolita". Ja i redakcja "Rzeczpospolitej" byliśmy zdania, że opinia publiczna w Polsce musi poznać argumenty także tych, którzy sprzeciwiają się obecności nowych państw w zachodnim sojuszu. Pamiętam, że zostałem ostro skrytykowany przez osobę, doskonale zorientowaną w niuansach polskiej dyplomacji, za publikowanie tej rozmowy. Świadczyło to dobitnie, że w Warszawie każdy sygnał sprzeciwu traktowano bardzo, bardzo poważnie, nawet jeśli był to sygnał jednego z ekspertów. Ale tak jak byli przeciwnicy powiększenia NATO, byli i zwolennicy, wśród nich prof. Zbigniew Brzeziński, a nieco później do grona zwolenników dołączył Henry Kissinger, którego rady i analizy słuchane były z uwagą we wszystkich stolicach.
CZYTAJ TEŻ: DROGA POLSKI DO NATO. TAK TO SIĘ ZACZĘŁO >>>
Sposób na przekonanie Moskwy
Stopniowo i powoli, ale konsekwentnie, do poszerzenia Przymierza Atlantyckiego zaczęła przymierzać się administracja Billa Clintona. W tej administracji wiodącą rolę w polityce zagranicznej zaczęła odgrywać Madeleine Albright, awansowana ze stanowiska ambasadorki przy ONZ na sekretarz stanu. Albright zdecydowanie wsparła proces przyjmowania nowych państw do NATO.
Administracja amerykańska zaczęła szukać sojuszników do swoich koncepcji wśród europejskich państw Przymierza. Najzagorzalszym zwolennikiem przyjęcia nowych państw do zachodniego sojuszu były zjednoczone Niemcy. Chciał tego kanclerz Helmut Kohl oraz jego ambitny minister obrony Volker Rühe. Kolejnym sojusznikiem byli Brytyjczycy, zarówno rząd konserwatywny premiera Johna Majora, jak i rząd Partii Pracy premiera Tony'ego Blaira. Maszyna poszerzenia zaczęła przyspieszać, a Zachód zaczął szukać sposobu na przekonanie Moskwy i zaoferowanie jej czegoś w zamian za powiększenie NATO. W 1996 roku w Helsinkach Clinton przekonywał Jelcyna do przyjęcia propozycji: rozszerzenie, ale w zamian zobowiązanie NATO, że nie przesunie znaczących sił wojskowych i broni jądrowej do nowych państw. Akt Stanowiący NATO-Rosja, podpisany w Paryżu w 1997 roku, był właśnie oparty na takich zobowiązaniach. Dzisiaj, w dobie agresji rosyjskiej przeciwko Ukrainie, układ ten stracił sens, choć Zachód formalnie go nie wypowiedział.
Starając się o drugą kadencję i głosy, Bill Clinton zapewniał przedstawicieli Polonii i narodów Europy Środkowej w przemówieniu w Detroit, że rozszerzenie Przymierza Atlantyckiego jest rychłe. Wreszcie w lipcu 1997 roku na historycznym madryckim szczycie NATO do wstąpienia do zachodniego sojuszu zaproszono Polskę, Czechy i Węgry. Z grona prymusów wypadła i nie dostała zaproszenia Słowacja, rządzona przez populistyczno-nacjonalistyczny rząd Vladimíra Mečiara. Zaproszenia nie dostały też Rumunia, Bułgaria, państwa bałtyckie czy Słowenia. Ta grupa państw weszła do Przymierza dopiero pięć lat później.
Atmosfera na madryckim szczycie NATO była fantastyczna. Polska była najważniejszym krajem, zaproszonym do elitarnego sojuszu. W ambasadzie polskiej w Madrycie odbywał się wielki bankiet, na którym byli reprezentanci wszystkich sił politycznych. Jak mówił mi Janusz Onyszkiewicz, w rządach solidarnościowych minister obrony narodowej, choć krytyczny wobec rządu SLD i PSL, to dla NATO jest gotów z nimi współpracować. Zaraz po szczycie z Hiszpanii do Warszawy poleciał Bill Clinton i na placu Zamkowym zapewniał Polaków, że nigdy więcej nie pozostaną sami. Zaproszenie do Przymierza Atlantyckiego uruchomiło proces negocjacji o warunkach wejścia do NATO, ale trwały one ledwie kilka miesięcy i już w 1998 roku kilkanaście państw zachodnich musiało ratyfikować powiększenie sojuszu.
Polska odniosła sukces
Ratyfikacja nie była wcale spacerem. Wszyscy, na czele z administracją Clintona, z niepokojem patrzyli na Senat Stanów Zjednoczonych. W amerykańskim systemie politycznym to właśnie Senat ratyfikuje traktaty międzynarodowe. Co więcej, do ratyfikacji potrzebna jest zgoda 2/3 senatorów, czyli 67 głosów na "tak" spośród 100 senatorów. Istniały poważne obawy, że taka większość nie zostanie zebrana. Choć wpływowi senatorowie, w tym Joe Biden - dzisiejszy prezydent USA, poparli powiększenie Przymierza Atlantyckiego, to jednak spora grupa członków Senatu była długo nieprzekonana.
Polska dyplomacja przy wsparciu Polonii uruchomiła dlatego niesamowitą maszynę przekonywania poszczególnych senatorów do poparcia wniosku o rozciągnięcie gwarancji bezpieczeństwa NATO na nowe kraje. Jednym z prowadzących te działania lobbingowe był ambasador RP w Waszyngtonie Jerzy Koźmiński. Polscy korespondenci w Stanach Zjednoczonych cały czas donosili, że wynik głosowania w Senacie jest niepewny.
O nastrojach ciągle mówił i pisał słynny reporter Jacek Kalabiński, z którym współpracowałem, pracując w BBC. Organizatorzy akcji przekonywania senatorów z niepokojem patrzyli na antysemickie demonstracje tzw. obrońców krzyży obok obok byłego niemieckiego nazistowskiego obozu Auschwitz. Demonstracje szkodziły obrazowi Polski, ale na całe szczęście przywódcy środowisk żydowskich w Ameryce poparli powiększenie NATO o Polskę.
Mimo niepokoju wynik głosowania był znakomity: poparcie dla rozszerzenia Przymierza Atlantyckiego 30 kwietnia 1998 roku zadeklarowało prawie 90 senatorów. Polska odniosła wielki sukces, a pierwszy ambasador III RP w Waszyngtonie Kazimierz Dziewanowski komentował, że Rosja liczyła na swoich przyjaciół na Zachodzie, ale okazało się, że Polska ma więcej przyjaciół.
Zaraz po głosowaniu rozmawiałem przez telefon z Janem Nowakiem-Jeziorańskim, słynnym "kurierem z Warszawy", który patrzył na głosowanie senackie z galerii dla publiczności. Niestety, nie mam nagrania tej rozmowy, ale pamiętam, że Nowak-Jeziorański powiedział mi: "doczekałem się Polski bezpiecznej".
Ratyfikacja w Senacie amerykańskim przetarła drogi do ratyfikacji we wszystkich parlamentach (oprócz Kanady, Danii i Norwegii, które ratyfikowały dokumenty akcesyjne wcześniej), a co ważne i symboliczne, parlament zjednoczonych Niemiec ratyfikował powiększenie NATO jeszcze przed decyzją podjętą w Waszyngtonie. Gorącymi zwolennikami ratyfikacji w Bundestagu byli kanclerze Helmut Kohl (CDU) i Gerhard Schröder (SPD) oraz minister spraw zagranicznych Joschka Fischer (Partia Zielonych). Dzisiaj Schrödera postrzegamy inaczej, widzimy w nim poplecznika Putina i jego imperialnej polityki. Ale w sprawie Polski w NATO zachował się należycie i przyzwoicie.
Jacek Kalabiński po ratyfikacji nie ukrywał radości, że przez kilka lat relacjonując sprawę powiększenia zachodniego sojuszu o Polskę, ma swój udział w sukcesie. Jednak ta sprawa bardzo go wyczerpała i nie doczekał przystąpienia Polski do NATO. Trzy miesiące po ratyfikacji w Senacie zmarł.
Koniec jałtańskiego koszmaru
Polska weszła do Przymierza Atlantyckiego 12 marca 1999 roku, gdy dokumenty akcesyjne zostały złożone w Bibliotece im. Prezydenta Trumana w Missouri w obecności Madeleine Albright i ministra spraw zagranicznych RP Bronisława Geremka.
Dla Polski kończył się jałtański koszmar. Ale zaczynała się też nowa, nieznana epoka, chociaż już jako pełnoprawnego członka NATO.
Dosłownie kilka dni po formalnym wejściu do Przymierza zachodni sojusz podjął interwencję przeciwko Serbii w ramach wsparcia dla albańskiej ludności Kosowa. Decyzja o rozpoczęciu akcji zbrojnej zapadła w czasie, gdy w Berlinie odbywał się szczyt Unii Europejskiej. Byłem na tym szczycie i obserwowałem, jak dosłownie z minuty na minutę szczyt unijny zamienił się w wojenny miniszczyt NATO. Atmosfera była bardzo, bardzo nerwowa. Interwencja przeciwko Serbii była wielkim wyzwaniem i niewiadomą.
Dwa lata później, we wrześniu 2001 roku, Przymierze Atlantyckie przywołało najważniejszy zapis traktatów NATO - słynny artykuł V z zasadą "jeden za wszystkich, wszyscy za jednego". Sojusznicy, w tym Polska, uznali, że napadnięci zostali wszyscy, gdy Al-Kaida zaatakowała najważniejszy kraj Przymierza - Stany Zjednoczone. W XXI wiek weszliśmy już jako jedno z państw zachodniego sojuszu. Dyplomatyczna misja numer jeden na lata 90. została wykonana.
Miałem okazję to obserwować, czasami być tego bardzo blisko.
wojska sowieckie/rosyjskie musiały zostać wycofane z Europy Środkowo-Wschodniej, w tym ze zjednoczonych Niemiec, gdzie stacjonowały w byłym NRD,
na Zachodzie musiał zwyciężyć pogląd, że powiększenie Przymierza Atlantyckiego służy interesom państw zachodnich.
Autorka/Autor: Jacek Stawiski
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Hulton Archive/Pool/Getty Images