Zbliżały się wybory, zapowiedzi były więc szumne. Gdy Bartosz Arłukowicz opuścił SLD i wstąpił do PO otrzymał specjalnie dla niego utworzone stanowisko "pełnomocnika ds. osób wykluczonych". Na wielki obietnicach poprawy losu osób starszych, niepełnosprawnych czy dzieci jednak się skończyło. Konkretów działań ministra mało. Wybory minęły, urząd już zdążono zlikwidować.
Dzisiaj Arłukowicz jest ministrem zdrowia w rządzie PO i PSL. Jednak gdy w maju 2011 roku, pół roku przed wyborami, w sposób zaskakujący opuścił SLD i przeszedł do PO, powierzono mu inne zadanie. Jako specjalny pełnomocnik rządu w randze ministra miał zajmować się "osobami wykluczonymi", czyli osobami starszymi, niepełnosprawnymi i dziećmi.
Zadanie obecnego ministra było sformułowane dość ogólnie i nikt wówczas nie potrafił dokładnie wyjaśnić co też będzie robił. Arłukowicz na przekór sceptykom zapewniał jednak, że pomysłów ma "milion" i będzie je aktywnie realizował. Opozycja jednak nie miała wątpliwości. Mariusz Błaszczak z PiS mówił, iż nowa posada to twór "sztuczny", stworzony wyłącznie na polityczne zapotrzebowanie związane z transferem Arłukowicza. Bardziej dosadny był Grzegorz Napieralski, ówczesny szef SLD. - To nagroda za zdradę i uderzenie w Sojusz - mówił.
Przedwyborczy skok
Czas pokazał, kto był bliższy prawdy. Obecnie mało kto potrafi wskazać konkretne wyniki działań Arłukowicza jako "pełnomocnika" wykluczonych. Nie pomaga w tym to, że urząd istniał tylko do wyborów. Gdy w nowym rozdaniu były polityk SLD dostał stanowisko ministra zdrowia, osierocone stanowisko pełnomocnika zlikwidowano.
Namacalnych skutków pół roku pracy mało. Arłukowicz proponował między innymi "czwartki seniora" czyli wolne wejścia do muzeów i galerii dla emerytów w czwarty dzień tygodnia. Dzisiaj po propozycji zostały wspomnienia. Podobnie z wieloma innymi. - Na szumnych hasłach się skończyło. Z tych wielkich planów nie zdarzyło się kompletnie nic - mówi Jan Mela z fundacji "Poza horyzonty".
Faktycznie pełnomocnik Arłukowicz pomógł jedynie w szeregu doraźnych spraw. Doglądał dostarczenia 30 tysięcy podręczników dla potrzebujących dzieci, czy wsparł pomocą prawną, administracyjną i finansową fundację Bohdana Smolenia. Na tym jednak się skończyło. Żadnych długofalowych skutków pracy Arłukowicza nawet jego koledzy z PO nie są w stanie wymienić.
Pytaniem pozostaje ile pieniędzy kosztowało przedwyborcze "pomaganie" wykluczonym. Na zapytanie "Faktów" Kancelaria Premiera Rady Ministrów nie była w stanie w krótkim terminie przedstawić szacunkowych wyliczeń.
Autor: mk//bgr / Źródło: Fakty TVN