Nie będzie śledztwa ws. inwigilacji dziennikarzy na podstawie audytu działalności policyjnej grupy z Biura Spraw Wewnętrznych. Warszawska prokuratura uznała, że nie ma do tego podstaw. - Nie zachodzi uzasadnione podejrzenie popełnienia przestępstwa - mówił Przemysław Nowak, rzecznik stołecznej prokuratury w rozmowie z tvn24.pl.
W ubiegłym tygodniu do Prokuratury Okręgowej w Warszawie dotarły materiały z raportu z audytu policyjnej grupy, która rozpracowywała kulisy "afery taśmowej". Grupa działała w ramach Biura Spraw Wewnętrznych policji. Audyt zarządził Zbigniew Maj, były już komendant główny policji. - Dokument ten nie wskazuje na uzasadnione podejrzenie popełnienia jakiegokolwiek przestępstwa, w tym w szczególności przestępstwa polegającego na przekroczeniu uprawnień przez funkcjonariuszy Policji z BSW. Wobec powyższego sprawozdanie to nie daje podstaw do wszczęcia nowego śledztwa - mówił w rozmowie z tvn24.pl prokurator Nowak na temat oceny prokuratury dotyczącej sprawozdania z audytu.
Później na konferencji prasowej dodał, że dokument objęty jest klauzulą tajności, więc nie może odwołać się do jego treści. - Nie mogę informować o jego treści, nie mogę informować o ustaleniach poczynionych podczas tego audytu - powiedział.
Audyt na zlecenie Maja
Na początku stycznia Maj stwierdził, że "wobec dziennikarzy i ich rodzin były prowadzone policyjne czynności operacyjne”. Chodziło o dziennikarzy, którzy zajmowali się ujawnianiem nagrań z "afery taśmowej" i ich kulis. Jak informował portal tvn24.pl, Maj - gdy został szefem polskiej policji - zlecił audyt dotyczący grupy rozpracowującej kulisy "afery taśmowej".
Dwie grupy
Okazało się, że w Centralnym Biurze Śledczym Policji działała grupa współpracująca z Prokuraturą Okręgową Warszawa Praga. W trakcie audytu wyszło na jaw, że w tej samej sprawie działała także o wiele większa pod względem liczby funkcjonariuszy grupa w Biurze Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji. Miała też szersze uprawnienia - mogła się zajmować m.in. kontrolą korespondencji kilkudziesięciu rozpracowywanych osób. Według audytorów grupa z BSW musiała mieć bezpośredni dostęp do smartfonów dziennikarzy. Inspektor Maj nie chciał powiedzieć więcej ponad to, że "wobec dziennikarzy i członków ich rodzin prowadzono policyjne czynności operacyjne". Wynik audytu przekazał szefowi MSWiA Mariuszowi Błaszczakowi.
Nie ma dowodów na podsłuchiwanie dziennikarzy?
Pod pojęciem "operacyjne czynności policji" kryje się m.in. zbieranie bilingów, danych z logowania telefonów czy obserwowanie rozpracowywanej osoby. Chodziło o ustalenie źródeł informacji dziennikarzy, którzy ujawniali treść i nagrania z "afery taśmowej". Czy ci dziennikarze byli także podsłuchiwani? Tego do tej pory nie wiadomo.
Prokuratura po lekturze raportu z audytu jest jednak pewna, że nie ma dowodów na popełnienie przestępstwa. Czy to znaczy, że dziennikarzy nie poddawano innym formom inwigilacji jak np. zbieranie ich bilingów, obserwowanie ich tak by, odkryć kim są ich informatorzy? Prokuratura nie odpowiada, zasłaniając się tajnością dokumentów przesłanych jeszcze przez Maja. - Sprawozdanie to opatrzone jest klauzulą tajności, dlatego też nie mogę udzielać informacji o jego treści oraz o poczynionych w trakcie audytu ustaleniach. O treść sprawozdania oraz o poczynione ustalenia proszę pytać organ, który dokument ten sporządził i opatrzył klauzulą niejawności - mówi portalowi tvn24.pl Nowak.
Nie podejmą śledztwa
W lutym 2015 r. "Gazeta Wyborcza" pisała, że tajna grupa utworzona latem 2014 r. badała, czy za "aferą podsłuchową" stoją byli szefowie ABW, SKW i BOR oraz urzędujący szef CBA. Według "GW" ówczesny szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz miał ich podejrzewać o spisek i nadzorować grupę, w której mieli być policjanci z Biura Spraw Wewnętrznych KGP oraz oficerowie SKW.
"GW" twierdzi, że m.in. wystąpili oni do sądu o zgodę na podsłuchy "numerów nieznanych", tzw. NN - mimo że było im wiadomo, iż należą do generałów służb. Sam Sienkiewicz zaprzeczał, że powołał taką grupę i ją nadzorował. W maju warszawska prokuratura okręgowa odmówiła podjęcia śledztwa w związku z publikacją "GW". Prokuratura zwróciła się z pytaniami w tej sprawie do Komendy Głównej Policji i Służby Kontrwywiadu Wojskowego, BOR, ABW, Centralnego Biura Śledczego Policji oraz Prokuratury Generalnej, Naczelnej Prokuratury Wojskowej, Komendy Stołecznej Policji i resortu spraw wewnętrznych. Po ujawnieniu przez Maja informacji o rozpracowywaniu przez BSW dziennikarzy, ta sama prokuratura zwróciła się do KGP o materiały z audytu. Teraz prokurator Nowak tłumaczy, że to śledztwo nie zostanie podjęte, bo dokumenty przekazane przez Maja nie dają ku temu podstaw.
Afera taśmowa
We wrześniu 2015 r. Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga sformułowała akt oskarżenia ws. tzw afery podsłuchowej, który objął cztery osoby: biznesmena Marka Falentę, jego współpracownika Krzysztofa Rybkę oraz kelnerów z dwóch warszawskich restauracji: Sowa i Przyjaciele oraz Amber Room - Łukasza N. i Konrada L. Według prokuratury motywy ich działania były biznesowo-finansowe.
Śledztwo trwało 15 miesięcy i dotyczyło podsłuchiwania od lipca 2013 r. kilkudziesięciu osób z kręgu polityki, biznesu oraz byłych i obecnych funkcjonariuszy publicznych. Falenta, według śledczych, miał zlecić wykonanie nagrań dwóm pracownikom restauracji - Łukaszowi N. i Konradowi L. Za takie przestępstwo grozi im i współpracującemu z nimi Rybce do dwóch lat więzienia. Falenta nie przyznaje się do zarzutów.
W "aferze taśmowej" nagrani zostali m.in. ważni politycy Platformy: b. szef MSZ i b. marszałek Sejmu Radosław Sikorski, b. wicepremier i minister finansów Jacek Rostowski, b. minister transportu Sławomir Nowak, b. minister sportu i b. sekretarz generalny PO Andrzej Biernat, b. minister zdrowia Bartosz Arłukowicz i b. minister skarbu Włodzimierz Karpiński, b. wicepremier i minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska, oraz b. szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz
Autor: Maciej Duda (m.duda2@tvn.pl) / kk / Źródło: tvn24.pl