W ciągu 10 lat polskie placówki dyplomatyczne interweniowały ponad 1400 razy w sprawie pojawiających się w zagranicznych mediach przekłamań historycznych dotyczących Polski – wynika z danych, jakie portal tvn24.pl uzyskał w MSZ. Wątpliwości pojawiły się przy podsumowaniu ubiegłego roku. Wiceminister spraw zagranicznych informował w grudniu o 102 interwencjach. Teraz resort wyjaśnia, że było ich aż 258.
Konieczność przeciwdziałania pojawiającym się określeniom "polskie obozy śmierci”, "polskie obozy zagłady”, czy "polskie obozy koncentracyjne” stanowi główne uzasadnienie nowelizacji ustawy o IPN.
Wprowadza ona karę grzywny lub do 3 lat więzienia za publiczne i wbrew faktom przypisywanie "Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie (…) lub za inne przestępstwa stanowiące zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni”.
Ponieważ autorzy rządowego projektu ustawy, jak i popierający go parlamentarzyści mówią, że krzywdzące Polskę i Polaków opinie o współudziale w zbrodniczych działaniach nazistowskich Niemiec są zjawiskiem masowym i powtarzającym się, sprawdziliśmy, jak problem ten przedstawiają oficjalne statystyki.
"Wadliwe kody pamięci"
Kampanię przeciwko upowszechnianiu określeń "polskie obozy śmierci" MSZ prowadzi już 13 lat, od 2004 roku. Tak wynika z informacji przedstawionej jeszcze w ubiegłej kadencji przez wiceminister spraw zagranicznych Henrykę Mościcką-Dendys. Od 2008 roku – informowała wiceminister – MSZ prowadzi też statystyki podejmowanych przez placówki dyplomatyczno-konsularne interwencji w sprawie "wadliwych kodów pamięci", jak określa niepoprawne sformułowania resort.
"Wadliwe kody pamięci" to zestaw ponad 20 haseł, pod kątem których dyplomaci obserwują zagraniczne media. Wśród nich są m.in. określenia: "polski obóz koncentracyjny", "polski obóz śmierci", "polski obóz zagłady", "polskie komory gazowe", "polska fabryka śmierci", "polski Holokaust", "polscy naziści", "polskie ludobójstwo", "polskie zbrodnie wojenne", "polskie zbrodnie przeciwko ludzkości", "polscy zbrodniarze wojenni", "polski udział w Holokauście", "polskie SS", "polskie Auschwitz".
W latach 2008-2017, jak wynika z najnowszych, udostępnionych przez MSZ statystyk, polscy dyplomaci na całym świecie przeprowadzili 1412 różnego rodzaju interwencji.
W latach 2008-2013 ich liczba była w miarę stała i wynosiła około 100 rocznie. W roku 2014 wzrosła już jednak do 151. Najwięcej było ich w roku 2015 – aż 277, a rok później - 241.
Pytanie o powód tak wyraźnego wzrostu interwencji w sprawie sformułowań krzywdzących dla Polski skierowaliśmy do MSZ.
Jak nam odpowiedziało biuro rzecznika prasowego MSZ, ten wzrost wynikał z faktu, że w zagranicznych mediach tematyka Holocaustu pojawiała się częściej. "Przykładowo, w 2015 r. wadliwe kody pamięci pojawiły się w relacjach prasowych na temat obchodów 70. rocznicy wyzwolenia niemieckiego nazistowskiego obozu Auschwitz-Birkenau, z kolei w 2017 r. przy okazji wizyty książęcej pary brytyjskiej w byłym obozie koncentracyjnym w Stutthofie. Przy okazji tego typu wydarzeń problematyka Holocaustu jest częściej podejmowana przez media” – tłumaczą służby prasowe ministerstwa.
Spóźnione raporty
W grudniu 2017 r. wydawało się, że sytuacja będzie lepsza. Gdy wiceminister Konrad Szymański 27 grudnia 2017 odpowiedział na poselską interpelację o interwencje polskich dyplomatów w sprawie tak zwanych "polskich obozów", załączył dokładny wykaz tych działań. Wynikało z niego, że od 1 stycznia do 14 grudnia 2017 roku przeprowadzono 102 interwencje w sprawie krzywdzących dla Polski sformułowań pojawiających się w przestrzeni publicznej w innych krajach.
Po niespełna dwóch miesiącach okazuje się jednak, że chodzi o znacznie wyższą liczbę - 258. To o niemal 160 proc. więcej, niż wskazywał wiceminister Szymański.
Po naszych pytaniach, które miały wyjaśnić te rozbieżności, biuro rzecznika prasowego MSZ poinformowało, że "odpowiedź na interpelację przedstawiała stan na 14 grudnia 2017 r., kiedy trwał jeszcze okres sprawozdawczy. Od tego czasu do MSZ wpłynęły kolejne raporty roczne placówek RP za granicą. Mając na uwadze powyższe, liczba interwencji ws. wadliwych kodów pamięci w roku 2017 wynosi 258."
Różnice dotyczyły doniesień z kilku krajów.
W przypadku Niemiec wiceminister miał w swoim grudniowym zestawieniu 22 interwencje. W raporcie MSZ podsumowującym rok jest ich już jednak o 10 więcej. Konrad Szymański mógł też tylko pisać o dziewięciu przypadkach interwencji polskich dyplomatów w USA, a tymczasem w całym 2017 roku, według danych MSZ, było ich aż 46. Duża różnica zaistniała w przypadku Francji. W dokumencie wiceministra pojawiła się liczba cztery, a w zestawieniu urzędu - 17. Z kolei w przypadku Włoch wiceminister Szymański miał wiedzę o 10 interwencjach polskich dyplomatów w 2017 r., a według raportu MSZ na koniec roku było ich dziewięć.
W 2017 roku polscy dyplomaci interweniowali wspomniane 258 razy w 30 krajach. Najczęściej wobec mediów brytyjskich – 61 razy. Amerykańskie (46), niemieckie (32) i francuskie (17) media pojawiły się na kolejnych miejscach w tym niechlubnym zestawieniu, a kolejne przekłamania dotyczyły mediów w Danii (16 przypadków) i Hiszpanii (13). 10 razy interweniowano w sprawie publikacji mediów słowackich, dziewięciokrotnie wobec wspomnianych mediów włoskich.
W pozostałych krajach w 2017 roku interweniowano łącznie 54 razy.
Skuteczność dyplomatycznych interwencji
Przedstawiciele MSZ, którzy odpowiadali na poselskie interpretacje w 2014 roku (w Sejmie pojawiły się one tylko wtedy i w 2017 roku) dotyczące walki ze sformułowaniami typu "polskie obozy zagłady" podkreślali wysoką skuteczność interwencji dyplomatów. Były to osobiste spotkania ambasadorów z szefami mediów ale też listy, żądania sprostowania, zamieszczenia stosownej informacji lub przedrukowania listu kierownika polskiej placówki. Dyplomaci interweniowali także na Twitterze, a redakcjom, które popełniły błąd przekazywano także linki do stron internetowych IPN z informacjami dotyczącymi nazistowskich niemieckich obozów w okupowanej Polsce.
W lutym 2014 ówczesna wiceminister spraw zagranicznych Henryka Mościcka-Dendys w odpowiedzi na poselską interpelację stwierdziła, że działania te "zazwyczaj kończyły się korektą tekstu, zamieszczeniem sprostowania, przeprosinami ze strony redakcji, opublikowaniem listu protestacyjnego placówki czy obietnicą, że błąd się nie powtórzy".
Niektóre redakcje do swoich zasad publikacji wpisują zakazy używania krzywdzącego zwrotu. Tak postąpiła redakcja "Wall Street Journal", która zakazała używania sformułowania "polskie obozy" w listopadzie 2010 r., potem, były: "San Francisco Chronicle" (luty 2011), "New York Times" (marzec 2011), portal Yahoo (wrzesień 2011) oraz agencja Associated Press (2012).
Według odpowiedzi MSZ z 2014 r. o skutecznym ograniczeniu błędów dziennikarskich można mówić w przypadku takich krajów, jak Holandia, Austria, Szwecja, Kanada i Hiszpania.
MSZ podkreślał również wtedy dobrą współpracę z organizacjami żydowskimi takimi jak Liga Przeciwko Zniesławieniu czy Komitet Żydów Amerykańskich, organizacjami polonijnymi jak Kongres Polonii Amerykańskiej, Fundacja Kościuszkowska i historykami.
Dyplomaci – jak stwierdził w grudniu 2017 r. w odpowiedzi na interpelację obecny wiceszef resortu Konrad Szymański – niejednokrotnie korzystali z wiedzy i doświadczenia społecznych animatorów różnych akcji w internecie, jak np. Polish Media Issues.
Postawienie przed sądem – sprawa niełatwa
MSZ deklaruje, że udziela pomocy osobom i organizacjom, które zdecydują się na wytoczenie zagranicznym mediom spraw w sądach w związku z publikacją niezgodnych z prawdą sformułowań uderzających w Polskę i Polaków. Jak tłumaczy biuro rzecznika MSZ, zgodnie z powszechnie obowiązującymi przepisami prawa, same placówki dyplomatyczno-konsularne nie mogą być stronami postępowań sądowych.
Najbardziej znaną w tym kontekście sprawą był proces Karola Tendery przeciwko niemieckiej telewizji ZDF. Polscy prawnicy prowadzili go bez pomocy dyplomatów.
W lipcu 2013 roku ZDF na swojej stronie internetowej zamieściła w informacji o programie dotyczącym wyzwolenia Majdanka i Auschwitz sformułowanie "polskie obozy zagłady". Pomimo usunięcia po interwencji ambasady RP błędnego określenia, były więzień niemieckiego obozu Auschwitz Karol Tendera wniósł skargę przeciwko niemieckiemu nadawcy, domagając się przeprosin. W grudniu 2016 r. Sąd Apelacyjny w Krakowie nakazał telewizji ZDF umieścić przeprosiny na stronie głównej serwisu internetowego.
Oświadczenie zostało zamieszczone, jednak tylko w jednej z zakładek portalu niemieckiej telewizji.
W styczniu 2017 roku polscy prawnicy zwrócili się z kolei do sądu w Moguncji, chcąc, by ten uznał, że ZDF musi w pełni wykonać wyrok krakowskiego sądu. Sąd rozpatrzył wniosek przychylnie, ale niemiecka stacja nie chciała się z tym pogodzić. Prawnicy ZDF zaskarżyli decyzję sądu w Moguncji do Wyższego Sądu Krajowego w Koblencji. Ten w styczniu tego roku skargę odrzucił.
Nadawca może się jeszcze odwołać do Federalnego Trybunału w Karlsruhe.
Znowelizowana ustawa o IPN zakłada ściganie cudzoziemców za opisane w art. 55a przestępstwo polegające na przypisywaniu "Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie".
Wielu prawników wątpi w skuteczność ścigania i ukarania cudzoziemców. Konstytucjonalista z UW, prof. Marek Chmaj w wypowiedzi dla tvn24.pl stwierdził, że "warunkiem pociągnięcia cudzoziemca do odpowiedzialności za czyn dokonany za granicą jest uznanie takiego czynu za przestępstwo również przez ustawę obowiązującą w miejscu jego popełnienia".
Zdaniem prof. Chmaja, wobec tego pociągnięcie do odpowiedzialności cudzoziemca naruszającego art. 55a poza granicami państwa polskiego wydaje się niemożliwe.
Autor: pj/jp/AG/adso / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock