|

Hanna Gill-Piątek: jeśli Biedroń ma do mnie żal, to go przeproszę

skl-2
skl-2

Niedoświadczona posłanka, która dokonała właśnie niespodziewanej politycznej wolty. W tym tygodniu dom Hanny Gill-Piątek zamienił się w sztab kryzysowy, a ona - dotąd jedna z 49 posłów Lewicy - stała się pierwszym przedstawicielem Szymona Hołowni w Sejmie. W rozmowie z nami przyznaje, że nie ostatnim. 

Artykuł dostępny w subskrypcji

Arleta Zalewska, Krzysztof Skórzyński ("Fakty" TVN): Biedroń miał żal?

Hanna Gill-Piątek: Jeszcze nie rozmawialiśmy. To nie czas, by sięgać po telefon. 

Mleko się rozlało.

Więc przyjdzie czas na telefon.

Nie chciała go pani uprzedzić?

Przecież nie mogłam zadzwonić i powiedzieć: "Hej, Robert, nie widzę dalej sensu pracy z tobą. Idę do Szymona". Transfery lubią ciszę.

A od kiedy zastanawiała się pani nad zmianą?

(chwila ciszy) Od lutego.

Długo.

Więc widzicie, że to nie był impuls. 

A co z tym telefonem do Biedronia?

Jeżeli Robert będzie chciał ze mną rozmawiać, to porozmawiam.

I?

I jeśli ma do mnie żal, to go przeproszę.

Hanna Gill-Piątek: transfery lubią ciszę
Hanna Gill-Piątek: transfery lubią ciszę

W teorii - po prostu polityczny transfer, jakich było wiele. W praktyce - nic w tym transferze do siebie nie pasuje. Bo z konserwatywnym, związanym z Kościołem Hołownią, wiąże się zwolenniczka legalizacji aborcji, małżeństw homoseksualnych i adopcji dzieci przez pary jednopłciowe. Ba, do ruchu, który ma zagospodarować "umiarkowane centrum", dołącza kobieta nieukrywająca swojej biseksualności - rok temu znalazła się na okładce jednego z pism, trzymając się za rękę z inną biseksualną posłanką. 

Czytaliśmy, że śpiewała pani dla Jana Pawła II… 

Tak, to było podczas wizyty papieża w Łodzi. Miałam wtedy 13 lat. 

I na tym lista tego, co łączy panią z Szymonem Hołownią się kończy.

(śmiech) Nie wiem, czy Szymon śpiewał dla papieża, ale wiem, że w kwestii stosunku do Kościoła mamy wiele wspólnych poglądów. I wbrew pozorom łączy nas bardzo wiele, zerknijcie choćby w nasze życiorysy.

Teraz my możemy się roześmiać.

Już dajcie spokój. Mówię poważnie.

No to sprawdźmy.

Proszę. 

Syna pani nie ochrzciła, nie był też u komunii, zgadza się?

Zgadza. 

Jest pani przeciwko religii w szkołach?

Tak. Szymon uważa, że to rodzice powinni decydować, gdzie ich dzieci powinny się uczyć religii.

Konkordat?

Trzeba go renegocjować, gdy wyprowadzi się religię ze szkół.

Rzeczywiście, macie wiele wspólnych poglądów w sprawie Kościoła...

(śmiech) Nie tak szybko. Oboje jesteśmy za uczciwym opodatkowaniem Kościoła, rozdziałem Kościoła od spraw publicznych i za rozliczeniem księży z pedofilii. Nie jestem, jak chyba większość osób lewicowo myślących, przeciwniczką czyjejś wiary. Ja się po prostu nie zgadzam z tym, w czym działania Kościoła zaprzeczają temu, co miały reprezentować.

Tylko wy macie, co do zasady, skrajnie różne podejście do kwestii wiary, wartości i miejsca tych wartości w przestrzeni publicznej.

Tak jak wielu posłów w Platformie. Gdzie jest (w klubie parlamentarnym KO - red.) i pani poseł Joanna Fabisiak, która głosowała za skierowaniem do komisji projektu ustawy o zaostrzeniu prawa aborcyjnego, i jest Basia Nowacka, która jest za jego liberalizacją. 

Tylko nie to...

Co takiego?

Bo na pytania o różnicę poglądów między Hołownią a Gill-Piątek zaczyna pani od: "a tymczasem w Platformie…".

A nie jest tak? Tam różnice poglądów między różnymi politykami są tak jaskrawe, że bardziej być nie mogą.

Tylko Platforma od lat przegrywa wybory. Może także z tego powodu?

I przegra kolejne. Bo oni nie są już w stanie pokonać PiS-u. Ani oni, ani Rafał Trzaskowski i jego ruch. To czas na budowanie nowej siły.

To wyobraźmy sobie sytuację głosowania nad ustawą liberalizującą aborcję. Hołownia mówi, że jest za zachowaniem tak zwanego "obecnego kompromisu aborcyjnego". Jak głosuje jego jedyna dziś posłanka w Sejmie?

Ja głosuję zgodnie z tym, co obiecałam wyborcom i zgodnie z moimi przekonaniami, czyli aborcja powinna być legalna, bezpieczna i rzadka, ale możliwa do wykonania do 12. tygodnia. Ale my mamy to przegadane, nie będzie dyscypliny partyjnej w sprawach światopoglądowych w ruchu Polska 2050.

Pani chce powiedzieć, że jest lewym skrzydłem tego środowiska, tak jak Nowacka w Platformie. A my chcemy powiedzieć, że jest pani pierwszą posłanką Hołowni i w tym "związku" nic do siebie nie pasuje.

I bardzo dobrze. Paliki trzeba wbijać jak najszerzej. I teraz, jak przyjdzie kolejny poseł, który będzie z tej bardziej konserwatywnej flanki, to on zakreśli ten horyzont z drugiej strony. Oczywiście padają teraz oskarżenia, że skoro Szymon wziął sobie lewicową posłankę, to już cały ten ruch przesunie się na lewo i będą siać tęczowe lewactwo. Nie! Ja po prostu jestem tym pierwszym palikiem, więc dociążyłam lewą burtę. 

tak jest
Gill-Piątek: Skoro ja tam jestem, to formacja Hołowni musi się trochę kierować na wyborców o wrażliwości lewicowej
Źródło: TVN24

Czyli kolejny transfer będzie z PO, PSL?

Poczekajmy. Myślę, że to kwestia paru tygodni. 

Tomasz Zimoch? Marek Sowa? Klaudia Jachira?

Giełda nazwisk jest teraz ogromna. 

Pani poseł, to zapytamy wprost: Pani transfer jest początkiem? Celem jest koło parlamentarne?

Oczywiście, absolutnie. Krótkoterminowym celem jest teraz koło parlamentarne.

Ale chętni są?

Oczywiście, że są. Ja jestem tą pierwszą ręką i od razu tę dłoń wyciągam do wszystkich parlamentarzystów, których interesuje więcej niż tylko dyscyplina partyjna, wojna plemienna i comiesięczne przelewy.

Rozmowy są prowadzone?

Są.

I?

Jest mnóstwo polityków, którzy chcą do nas dołączyć. Tylko oni muszą zobaczyć, że jest osoba, która zrobiła ten pierwszy krok - i to jest element naszej strategii. A patrząc na złośliwości ze strony moich byłych kolegów klubowych, muszą być przygotowani także na ciężkie chwile.

U pani byłych koleżanek i kolegów na lewicy macie już z Szymonem Hołownią przyklejoną łatkę "kłusowników". 

To taka bonmotowa sztuczka oratorska puszczona w ruch. Ja do nikogo nie mam zamiaru strzelać. Nie mam też zamiaru rozstawić w Sejmie stoiska jak na bazarku, gdzie będę czekała na klientów. Każdy, z kim rozmawiamy, wie, co oferujemy, a na początek jest to przede wszystkim ciężka praca. 

Pani poseł, my naprawdę wiemy, jak to się odbywa. Zakładamy się, że ludzie od Hołowni od tygodni uruchamiają swoje kontakty, wspólnych znajomych i dzwonią do każdego, kto jest rozczarowany sytuacją na opozycji.

I co w tym złego? Ja jestem w Sejmie po to, żeby budować parlamentarną ekipę Szymona i zrobię wszystko, żeby to się udało. 

Czym w takim razie ma być ten ruch? 

Nowym, szerokim centrum. Pewna formuła Platformy już się wyczerpała i to doskonale widać. Sufit jej sondaży, z Trzaskowskim czy bez, zatrzymał się na 26 procentach. Nigdy nie wygramy z PiS-em, jeśli będziemy wciąż tańczyć, jak nam pan Ziobro zagra. Czyli dokładnie jak w tej rozmowie: kręcić się wokół spraw, które nas dzielą. A tu jest nowa energia, pomysły, tym ludziom się chce. Mnie też. 

Pani poseł, tylko po co tworzyć partię, która w wielu istotnych sprawach będzie tak skonfliktowana? Żaden projekt ideowy, na którym pani jako kobiecie lewicy zależy, nie znajdzie u Szymona Hołowni wsparcia. 

A co to jest "projekt ideowy"? Bo podwyżki w pandemii to chyba raczej nie. Silne, solidarnościowe i bezpieczne państwo rozdzielone od Kościoła? Popieramy je oboje. Związki partnerskie, pigułka po ("dzień po" - red.), koniec okrucieństwa wobec zwierząt? To nie są projekty ideowe? A takie gadanie o związkach, o adopcji dzieci, o aborcji – poprę czy nie poprę. Ja poprę, Szymon - nie i koniec, kropka. Dlaczego nie pytacie mnie o sprawy mieszkalnictwa, o ekologię? 

Bo wiemy, że to was łączy. Poza tym w takich sprawach łatwo o zgodę. Wszyscy chcą mieć czyste powietrze i niedrogie mieszkania.

Ale nie każdy ma pomysł, jak to zrobić. A my mamy.

OK, ale zastanawiamy się, czy wchodząc do ekipy Hołowni nie musiała pani powiedzieć sobie: "Haniu, czas sprawy osób LGBT+ odłożyć na półkę". 

Po pierwsze, ja wciąż jestem po właściwej stronie tęczy i po niej zostanę. Jeśli będzie jakaś sytuacja zagrożenia dla kogokolwiek, to wciąż będę działać, pomagać, wyciągać z komisariatu, tak jak w przypadku Margot. A po drugie, to nie jest jakaś ogromna sprzeczność. Osoby tęczowe są wszędzie, wokół Szymona Hołowni także i coraz więcej jest tych "wyoutowanych" (osób, które otwarcie zadeklarowały swoją orientację seksualną - przyp. red.) i dobrze. Bo im bardziej my idziemy do centrum, tym bardziej staje się to sprawą normalną. 

Gill Piatek nowa setka 1
Posłanka Lewicy interweniowała w sprawie zatrzymania aktywistki Margot 14 lipca
Źródło: TVN24

Próbuje pani uciec z pola, które jest niewygodne zarówno dla pani, jak i dla Szymona Hołowni. Bo choć on jest człowiekiem nowoczesnego, to wciąż konserwatyzmu. 

Ale kiedy się patrzy na ruchy konserwatywne w bardziej dojrzałych demokracjach, to widać, że one pewne tematy mają już przepracowane. Że uregulowane prawnie związki jednopłciowe są kojarzone z ochroną rodziny. Tego nie należy podgrzewać, jak życzy sobie tego Ziobro i Kurski, tylko wręcz przeciwnie, nie chować i doprowadzić do tego, żeby to była normalność. 

Zaraz pani powie o konserwatystach w Wielkiej Brytanii, którzy zalegalizowali związki jednopłciowe.

Bo tak było!

Czyli należy wprowadzić w Polsce małżeństwa jednopłciowe?

W tych sprawach zawsze będziemy mieli z Szymonem różny pogląd. Ja powiem: tak, należy. Ale to, na czym zależy mi najbardziej - i tu z Szymonem się zgadzamy w stu procentach - to na tym, by mnie nie definiowało to, że jestem osobą biseksualną, tylko że mam coś do powiedzenia. Że ciężko pracuję, mam normalny dom, dziecko. I że - wbrew temu, co mówił poseł Czarnek z PiS - jestem człowiekiem, a nie ideologią. I tego chciałabym dla wszystkich osób LGBT+.

Po co w takim razie była pani ta okładka w magazynie "Replika" z posłanką Anną Marią Żukowską, gdy trzymacie się za ręce? Z podpisem: "Niech nas zobaczą w Sejmie. Biseksualne posłanki".

Chciałam dać sygnał osobom LGBT+, że jestem w Sejmie. I że mogą na mnie liczyć. To było nawiązanie do kampanii "Niech nas zobaczą", która kiedyś, lata temu, wywołała ogromną burzę, wywołała ogromną dyskusję i zadziałała absolutnie na rzecz obecności osób homoseksualnych w naszym życiu. 

A nie był to jednak pomysł na polityczne zaistnienie? Okładka jest sprzed prawie roku. Trwała wtedy ostra debata o sytuacji osób LGBT+ w Polsce rządzonej przez PiS. 

Na pomysł, żebyśmy złapały się za rękę, wpadł chyba naczelny "Repliki" Mariusz, który robił ze mną wywiad. Ale ja stałam się częścią tego środowiska dawno temu, nie rok, nie dekadę temu. Pokazując się, myślałam raczej o ludziach, którzy byli i są atakowani. Uważałam, że obecność kolejnej osoby w świecie publicznym, która jest "wyoutowana" i zajmuje się tak nudnymi sprawami jak rewitalizacja czy mieszkalnictwo, po prostu im pomoże. Że skieruje to na właściwie tory. 

Czyli jakie?

To może od początku. Mogę teraz wymyślać, że jakaś zła postać przyszła i kazała mi być biseksualistką, albo co gorsza zażyłam jakieś tajemnicze tabletki. Tylko fakty są takie, że ja nawet nie pamiętam, w którym momencie sobie to uświadomiłam. Kiedy człowiek dorasta, to ma się różne fascynacje: mężczyznami, ale też kobietami. Kiedy ja dorastałam, to nie było jeszcze tego całego nazewnictwa, ja wiedziałam, że podobają mi się i dziewczyny… i chłopcy. Był czas, że zakochałam się w koledze, a był, że w koleżance. I nie było to dla mnie nic dziwnego. Wiedziałam, że to prawdziwe i szczere uczucia.

I nie bała się pani odrzucenia? 

Wychowywałam się w domu, gdzie na półce była "Kamasutra" i "Sztuka kochania" Michaliny Wisłockiej - miałam zapewne łatwiej. To był otwarty dom, w którym odpowiadało się na trudne pytania, a nie się je zakrzykiwało, czy zamiatało pod dywan. Ale odpowiadając na państwa pytanie: nie, nie bałam się odrzucenia. Robiłam wszystko, by nie robić ze swojej orientacji seksualnej żadnego nadzwyczajnego zagadnienia.

Hanna Gill-Piątek
Hanna Gill-Piątek
Źródło: archiwum prywatne

A co by pani powiedziała dziś młodym nastolatkom, którzy czasem boją się swojego homoseksualizmu, odrzucenia, a czasem nienawiści?

Że trzeba być sobą, na ile czuje się odwagę. Ja patrzę na to od środka, bo jestem taką osobą i co? Żyję, działam, mam rodzinę. 

Tylko że jedną z twarzy środowisk LGBT jest dziś Margot, czyli Michał Sz. - osoba niebinarna, która chce, by zwracać się do niej jako do kobiety. Ostatnio głośno było o jej aresztowaniu.

Ja chciałabym żyć w takim świecie, w którym Margot czułaby się osobą akceptowaną i nie musiałaby robić tych wszystkich agresywnych gestów. Czy ciężko mi zaakceptować, że ktoś rozbija furgonetkę i uderza kierowcę? Oczywiście. Nie zgadzam się na przemoc i agresję. 

Uważa pani, że sprawa Margot szkodzi ruchom działającym na rzecz osób homoseksualnych?

Była o tym duża dyskusja i myślę, że samo to pytanie wpuszcza nas w pewien kanał. To nie Margot jest problemem. Ona jest objawem choroby systemu, który ją wyklucza. Uważam, że powinniśmy próbować przesuwać te dyskusje o nas bardziej do centrum - ja to nazywam - pozycją normalności. Czy chodzę na marsze równości z tęczową flagą? Tak. Ale potem wracam do swojej codzienności, do pracy, do domu, do przyjaciół, sąsiadów. I nikt z moją orientacją nie ma problemów. Ja dzieciakom chcę dawać takie świadectwo. 

Widzimy, że na pani telefon wciąż przychodzą nowe wiadomości. Ktoś z Lewicy do pani dzwonił?

Po ogłoszeniu przejścia kilku przyjaciół. 

A wcześniej, po tym, jak pojawiły się pierwsze plotki?

Dostałam kilka telefonów między innymi od Krzyśka Gawkowskiego, szefa klubu i Anny Marii Żukowskiej, rzeczniczki.

Odebrała pani?

Nie.

W kuluarach już mówią, że zdradziła pani partię, która wprowadziła panią do Sejmu.

Dostałam się z drugiego miejsca w Łodzi. Zagłosowało na mnie ponad 14 tysięcy osób. Każdy, kto mnie zna i widział mnie w kampanii wie, że bardzo ciężko na każdy głos pracowałam. Od początku kadencji wykonuję mrówczą pracę w komisjach i klubie. Ja swój dług wobec Lewicy spłaciłam. A wobec swoich wyborców, z których masa potem poparła Szymona, będę spłacać do końca kadencji, walcząc o ich sprawy. 

Większość polityków Lewicy mówi nam, że czuła się pani w klubie niedoceniona. A u Hołowni będzie pani "brylować", do tego ma pani gwarancję "jedynki" na liście w przyszłych wyborach do Sejmu.

Tak i jeszcze stanowiska w ministerstwie i spółce skarbu państwa i kasę na kampanię. Proszę nie żartować, przecież do wyborów są trzy lata, a ja wchodzę do partii, której jeszcze nie ma, bo na razie jest stowarzyszenie. W klubie Lewicy już naprawdę nie było dla mnie przestrzeni do rozmów. Czuję zresztą, że jak emocje opadną i ten pierwszy gniew minie, to będziemy w stanie współpracować. Liczę na to, bo nie jesteśmy w Sejmie, by na siebie ofukiwać, tylko reprezentować ludzkie sprawy.

Jak zaczną do pani przychodzić kolejni posłowie, stanie się pani wrogiem całej opozycji.

Lub budowniczym nowej jakości na opozycji. I nie poddam się bez walki.

Była pani przez chwilę pierwszą szefową wyborczego sztabu Roberta Biedronia

No właśnie, przez chwilę. 

Nie był z pani zadowolony?

Tego mi nie powiedział. Rozmawialiśmy w miarę szczerze, decyzja zapadła szybko, uznałam ją i kampania ruszyła dalej. Ale to na pewno był trudny moment w naszych relacjach.

Widzi pani jeszcze przyszłość przed Biedroniem?

Widzę ją przed Szymonem. 

CZYTAJ WYWIADY ARLETY ZALEWSKIEJ I KRZYSZTOFA SKÓRZYŃSKIEGO:

Czytaj także: