Partii potrzebny jest konsensus. Platforma powinna przestać zajmować się sama sobą - stwierdził w "Jeden na jeden" Andrzej Halicki z PO, tłumacząc dlaczego podczas środowego zarządu partii zagłosował przeciwko unieważnieniu dolnośląskiego zjazdu PO. Dodał, że jest zdziwiony, że wewnętrzne wybory PO przyciągnęły uwagę mediów.
Zarząd krajowy PO zdecydował w środę, że nie będzie powtórnych wyborów władz PO na Dolnym Śląsku.
Z informacji TVN24 wynika, że w głosowaniu ws. Dolnego Śląska wszyscy członkowie zarządu byli za odrzuceniem wniosku o unieważnienie dolnośląskiego zjazdu, tylko szef klubu PO Rafał Grupiński i Grzegorz Schetyna wstrzymali się od głosu.
Tak jak stronnicy premiera Donalda Tuska zagłosował natomiast Halicki, do tej pory uważany za stronnika Schetyny, który przegrał walkę o funkcję szefa dolnośląskich struktur PO z Jackiem Protasiewiczem, popieranego przez premiera.
"Dziwi uwaga mediów"
- Postanowiliśmy, że w tej sprawie dochodzimy do konsensusu, czyli takiego rozwiązania, które mogłoby być zaakceptowane przez wszystkich - powiedział Halicki.
- Choć miałem bardzo radykalny w swojej treści głos, także podpisałem się finalnym rozwiązaniem, w imię dalszej współpracy, po to, aby Platforma nie zajmowała się sama sobą - dodał.
Dopytywany, czy przestał już być przyjacielem Schetyny, Halicki odpowiedział, że nie i ma nadzieję, iż "Grzegorz w to nie wątpi".
Halicki stwierdził, że jest zdziwiony, że wewnętrzne wybory PO przyciągnęły uwagę mediów.
- Bardzo gorąca atmosfera wokół wyborów na Dolnym Śląsku miała taki efekt, jaki miała. Młodzi ludzie, bo to dwóch młodych posłów brało udział w tym procederze, zaczęło się nadmiernie szantażować, wprowadzać w pułapki. To musi mieć swój finał partyjny - stwierdził Halicki.
Zapewnił jednocześnie, że skandaliczne zachowanie dolnośląskich działaczy to jednostkowy przypadek.
Zarząd krajowy PO zdecydował o zawieszeniu w prawach członków partii na trzy miesiące osób, które zostały nagrane i te, które nagrywały kulisy dolnośląskiego zjazdu (nagrania upublicznił "Newsweek"). Zajmie się też nimi sąd partyjny.
Zawieszeni zostali: Edward Klimka, Paweł Frost, Norbert Wojnarowski, Michał Jaros i Tomasz Borkowski.
Praca za głos
W poniedziałek "Newsweek" opublikował nagranie rozmowy z kulisów zjazdu PO na Dolnym Śląsku. Wynika z niego, że poseł Norbert Wojnarowski, zwolennik Jacka Protasiewicza, obiecywał jednemu z delegatów, Edwardowi Klimce załatwienie stanowiska w KGHM - w zamian za oddanie głosu na Protasiewicza.
Wojnarowski zaprzeczył w środę, by proponował pracę Klimce, powołując się na wpływy Protasiewicza. Jak twierdził, opublikowany tekst został "wyrwany z kontekstu". W środę "Newsweek" opublikował kolejne nagranie, tym razem film. Ma z niego wynikać, że poseł Michał Jaros i radny z Polkowic Tomasz Borkowski mieli namawiać delegata do głosowania na Protasiewicza, a w zamian sugerować, że działacz mógłby trafić do rady nadzorczej jednej z państwowych spółek.
Według "Newsweeka" delegatem, którego namawiano do poparcia Protasiewicza, jest Paweł Frost, szef koła PO w Legnicy i tamtejszy radny, z zawodu tłumacz przysięgły, zwolennik Schetyny.
Autor: MAC/jk / Źródło: tvn24