Po tym, jak Stefan W. niedługo po wyjściu z więzienia zamordował prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, pojawiły się pytania o funkcjonowanie systemu kontroli i izolowania niebezpiecznych więźniów. Materiał "Czarno na białym" pokazuje, jak wiele luk jest w tym systemie.
Sławomir T. po ośmiu latach wychodzi na wolność i morduje dwie kobiety. Robert K., wielokrotny gwałciciel skazany na 13 lat więzienia, po pięciu latach wychodzi na trzymiesięczną przepustkę i gwałci kobietę. Bartosz K., wielokrotny gwałciciel pedofil, po czterech latach więzienia wychodzi na wolność i gwałci 9-letniego chłopca. Ludwik S. wychodzi z więzienia po 30 latach i atakuje nożem dwie osoby. Roman B. prosto z więzienia trafia na przymusowe badanie do szpitala psychiatrycznego, ale z niego wychodzi, bo nie wyraża zgody na leczenie - wkrótce potem gwałci 10-letniego chłopca. Stefan W., skazany za napady na banki, po pięciu latach wychodzi na wolność i morduje prezydenta Gdańska - to kilka przykładów z ostatnich lat.
WAŻNE > Stefan W. ma trafić na obserwację psychiatryczną. Biegli nie byli w stanie orzec, czy był poczytalny
Groźni przestępcy po odsiedzeniu wyroku - czy jest nad nimi kontrola?
Teoretycznie niebezpieczny przestępca, który kończy obywanie kary, może na podstawie tzw. ustawy o bestiach trafić do zamkniętego ośrodka w Gostyninie. Ale muszą być przy tym spełnione łącznie konkretne warunki. Osadzony musiał odbywać karę pozbawienia wolności lub 25 lat więzienia w systemie terapeutycznym i miał stwierdzone zaburzenia psychiczne, a także musiało występować u niego wysokie prawdopodobieństwo popełnienia czynu zabronionego przeciwko życiu, zdrowiu lub wolności seksualnej, zagrożonego karą co najmniej 10 lat więzienia.
Dołączyć do tego należy opinie lekarzy psychiatrów, psychologów i wychowawców. Na ich podstawie o umieszczeniu przestępcy w ośrodku w Gostyninie ostatecznie decyduje sąd.
- W sytuacji, gdy lekarze psychiatrzy i psychologowie nie formułują takich wniosków i takich diagnoz, że osoba jest zaburzona, nie ma podstaw do skierowania wniosku do sądu o objęcie ustawą, o której mówimy [o bestiach - red.] - wyjaśnia Elżbieta Krakowska, rzeczniczka prasowa Służby Więziennej.
Ustawa o ochronie zdrowia psychicznego
Adwokat, profesor Piotr Kruszyński, zwraca uwagę, że "jeżeli te przesłanki nie są spełnione, ale są dowody na to, że ta osoba jest niebezpieczna i że może coś złego zrobić po wyjściu z zakładu karnego, mamy jeszcze do dyspozycji ustawę psychiatryczną".
W tej sytuacji dyrektor zakładu karnego może wnioskować o przymusowe leczenie osadzonego już po odbyciu kary. - Sąd opiekuńczy może postanowieniem umieścić go w takim zakładzie nawet wbrew jego woli. Takie możliwości są - wyjaśnia Kruszyński.
Tyle że, jak podkreśla były minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ćwiąkalski, to tylko teoria: - Praktycznie nie korzysta się z tej ustawy. (...) Te osoby na ogół wychodzą na zewnątrz i zakład karny przestaje się interesować tym, co się z nimi dalej dzieje na zasadzie trochę "kłopot z głowy".
Dane nie pozostawiają złudzeń. Służba Więzienna nawet nie ukrywa, że nie prowadzi statystyk co do osadzonych, których kierowano na przymusowe leczenie psychiatryczne. Wiadomo tylko, że od czasu wprowadzenia tzw. ustawy o bestiach, czyli od stycznia 2014 roku, dyrektorzy zakładów karnych skierowali w sumie 208 wniosków o umieszczenie wychodzących na wolność w ośrodku w Gostyninie.
- Zakłady karne wolą wnioskować o umieszczenie w tym zakładzie, nie chcąc ponosić ewentualnych konsekwencji tego, co może się zdarzyć na wolności - tłumaczy Ćwiąkalski. Złożenie takiego wniosku nie jest tożsame z tym, że groźny przestępca wychodzący na wolność trafi do takiego ośrodka.
Z 208 wniosków zaakceptowanych zostało 65. Na wolność wyszło już 91 osób. Pozostałe postępowania są w toku.
"Ten system działa"
- W przypadku nawet informacji, że dana osoba jest groźna, kompetencje Służby Więziennej są takie, aby tę osobę zwolnić i poinformować o tym jednostkę policji. (...) Na tym nasza rola się kończy - stwierdza Elżbieta Krakowska, rzeczniczka prasowa Służby Więziennej.
Zgodnie z ustawą, do podstawowych obowiązków funkcjonariuszy policji m.in. należy "zapobieganie popełnianiu przestępstw". - Przede wszystkim taka osoba objęta jest zainteresowaniem w ramach obchodu przez dzielnicowego. To jest ten pierwszy kontakt, kiedy dzielnicowi choćby przez rozmowy z sąsiadami, przez obserwacje, sprawdzają, czy ta osoba rzeczywiście robi wszystko, żeby przestrzegać prawa. To się sprawdza - przekonuje inspektor Mariusz Ciarka z Komendy Głównej Policji.
Zapytany o to, jak ten system sprawdził się w przypadku morderstwa prezydenta Gdańska, Ciarka odpowiedział, że między policją a Służbą Więzienną "współpraca była dobra".
Innego zdania jest nadzorujący policję minister spraw wewnętrznych i administracji Joachim Brudziński, chociaż podkreśla, że wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującymi przepisami.
- Działania, które były podejmowane przez policjantów, były z jednej strony działaniami profesjonalnymi, wynikającymi z obecnie obowiązujących przepisów, ale wydaje się też oczywistym, że zabrakło elementu dobrej wymiany informacji - mówił w Sejmie Brudziński.
- Skłamałbym, gdybym powiedział, że jesteśmy służbą, która jest w stanie zapewnić obserwację 24-godzinną wszystkich skazanych, których co roku jest wypuszczanych kilka tysięcy. Nie jest w stanie tego zrobić żadna policja, żadna służba na świecie - ocenia Mariusz Ciarka.
- Bądźmy realistami. Za dużo ludzi wychodzi z zakładów karnych, część z nich może być niebezpieczna i policja nie ma takich możliwości, żeby prawie wszystkich obserwowała - uważa Kruszyński.
- Ten system działa. Jednostki policji są informowane o każdym takim przypadku. Z dobrym efektem. Jeden czy dwa przypadki w sytuacji, kiedy 80 tysięcy osób rocznie opuszcza mury więzienia, nie mogą stanowić o całym systemie - przekonuje Krakowska.
"Policja chce zrobić jak najmniej"
Zbigniew Ćwiąkalski uważa jednak, że ten system trzeba dopracować: - Nie ma tutaj jakiejś synergii czy efektu końcowego, który pozwalałby powiedzieć, że społeczeństwo jest bezpieczne, jeżeli ta osoba, po odbyciu kary, opuści zakład karny.
- Policja chce oczywiście zrobić jak najmniej w tej sprawie. Coś zrobić, ale nie przepracować się. Zakład karny chce też zrobić minimum z tego, co musi, bo nie ma sił i środków na to, żeby takim więźniem się zajmować. Najchętniej go oczywiście wypuści - dodaje.
Jak podkreśla mecenas Kruszyński, w sprawie Stefana W. mogło być bardzo podobnie, bo nie odbywał kary w systemie terapeutycznym i tym samym nie mógł trafić do ośrodka w Gostyninie, nawet gdyby stwierdzono u niego groźne dla otoczenia zmiany w psychice.
- Obawiam się, że zwyciężyła taka polska pseudorutyna. (...) Formalnie wszystko było okej. Operacja się udała, tylko chory zmarł - uważa adwokat.
Badanie wszystkich opuszczających więzienie? "Nikt tego porządnie nie zrobi"
Ministerstwo Sprawiedliwości zapewnia, że w przypadku Stefana W. Służba Więzienna zrobiła wszystko, co mogła. - Ten człowiek był wielokrotnie badany przez psychiatrów zewnętrznych i psychologów. Przed samym wyjściem z zakładu karnego został dwa razy zbadany przez psychologów i wszyscy twierdzili, że nie ma żadnego zagrożenia - mówił Patryk Jaki.
- Dla pracowników Służby Więziennej takie stwierdzenie jest wiążące, bo żaden pracownik Służby Więziennej nie ma kompetencji do tego, żeby dyskutować z lekarzem na temat stanu zdrowia osadzonego - dodawał.
- Wiem, jak w praktyce wyglądają badania psychiatryczne. Czasami trwa to minutę, czasami dwie minuty. Nie wiem, jak było w tym przypadku. Może wszystko było lege artis, ale gdyby było, to myślę, że tak pochopnie i tak szybko badający go lekarze nie powiedzieliby, że może wyjść na wolność - mówi Kuszyński.
Po tragedii w Gdańsku rozpoczęła się dyskusja na temat zmiany przepisów. Jedna ze zmian zakłada, że wszyscy przestępcy opuszczający zakłady karne powinni przechodzić obowiązkowe badania psychiatryczne.
- To jest rozszerzenie kompetencji organów władzy kosztem obywatela, ale na drugiej szali mamy bezpieczeństwo nas wszystkich - uważa Kruszyński.
Jak podkreśla jednak Ćwiąkalski, takie obowiązkowe badania to może nie być najlepszy pomysł: - Jeżeli się nastawimy na to, że będziemy badać tysiące osób opuszczających zakłady karne, to nikt tego porządnie nie zrobi. To będzie masówka i będzie oczywiście robione byle jak.
I tak wracamy do punktu wyjścia. - Jeżeli lekarz nie wykryje choroby, nie stwierdzi, że dana osoba zagraża sobie czy społeczeństwu, to nikt nie dostanie takiego narzędzia, aby tę osobę ubezwłasnowolnić, zamknąć, bo nikt nie ma prawa przedłużać izolacji, jeśli nie ma ku temu uzasadnienia - podsumowuje Krakowska.
Autor: asty / Źródło: tvn24