Jakub Sieczko, przedstawiciel Medyków na Granicy, mówił w "Kropce nad i" w TVN24, że jego grupa udzieliła pomocy na terenach przygranicznych ponad 200 osobom, z czego ponad 70 to były dzieci. - Polskie państwo, które oficjalnie mówi o tym, że broni granic, prowadzi bohaterską wojnę z kilkuletnimi dziećmi i z ciężarnymi kobietami - stwierdził. - Czuję się bardzo zawiedziona, że nie podołaliśmy testowi z człowieczeństwa - dodała Joanna Łapińska, mieszkanka Białowieży.
Rozmówcy "Kropki nad i" w TVN24: Jakub Sieczko, lekarz anestezjolog, przedstawiciel grupy Medycy na Granicy oraz Joanna Łapińska, mieszkanka Białowieży, dyskutowali o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Na początku grudnia skończył się stan wyjątkowy, obecnie na terenie przy granicy z Białorusią obowiązuje zakaz przebywania. Obejmuje on 115 miejscowości województwa podlaskiego i 68 miejscowości województwa lubelskiego.
Łapińska: nie podołaliśmy testowi z człowieczeństwa
Łapińska mówiła, jak obecnie wygląda sytuacja na terenach przygranicznych. - Jest mróz, ludzie są w lasach, jest śnieg, może niewielki, ale jednak, więc sytuacja jest bez zmian, trudna, katastrofalna i wymagająca jakichś natychmiastowych kroków, co się nie dzieje - powiedziała.
Zapytana, czy obecnie na granicy przebywa mniej migrantów, odparła: - Rzeczywiście, u nas (w Białowieży - red.) jest mniej osób, natomiast w tym okresie świątecznym mieliśmy wzmożenie, więcej osób wymagających pomocy, więc jakby pojawiła się nowa fala uchodźców, ludzie wstawali od Wigilii, wychodzili w noc wigilijną, udzielać pomocy, (...), sytuacja cały czas jest dramatyczna - kontynuowała.
Mówiła też o tym, jak ocenia działania polskich władz wobec kryzysu na granicy. - Myślę, że jest to coś, co będziemy opisywać w podręcznikach do historii. Mimo że ta skala wydaje się niewielka, to jednak dla mnie jest to pierwsze takie wydarzenie od czasów wojny, kiedy to my, jako Polska, ponosimy winę. Mi jest z tego powodu bardzo wstyd. Ja jako Polka czuję się bardzo zawiedziona, że nie podołaliśmy temu testowi z człowieczeństwa - stwierdziła.
Sieczko: polskie państwo łamie prawo
Również Jakub Sieczko mówił o swoich odczuciach dotyczących postawy wobec potrzebujących migrantów.
- Pomimo że kryzys trwa tak długo, to ja wciąż nie mogę przyzwyczaić się do tej myśli, co tam się dzieje, szczególnie po tym, co zobaczyłem, będąc na granicy. Prawdą jest to, że nasze państwo, nie przestrzegając prawa międzynarodowego i prawa polskiego, w sposób niezgodny z prawem traktowało te osoby, wyrzucając je często przez linię graniczną, bez udzielenia im jakiejkolwiek pomocy, bez przyjęcia ich wniosków o ochronę międzynarodową - mówił.
- To, co my, medycy, (...) zobaczyliśmy na granicy, to byli ludzie bardzo często w stanie bezpośredniego zagrożenia zdrowia i życia. My, jako Medycy na Granicy, udzieliliśmy pomocy ponad 200 osobom, błąkającym się często przez wiele tygodni po lasach. Ponad 70 osób to były dzieci - mówił dalej.
- Polskie państwo, które oficjalnie mówi o tym, że broni granic, prowadzi bohaterską wojnę z kilkuletnimi dziećmi i z ciężarnymi kobietami, które wyrzuca za linię graniczną - powiedział Jakub Sieczko.
Sieczko o migrantach: ci ludzie utknęli w jakimś absurdalnym mechanizmie
Lekarz zwracał też uwagę na bardzo trudną sytuację, w jakiej znajdują się migranci.
- Białorusini stosują przemoc, mówiliśmy o tym wielokrotnie. My jako medycy widzieliśmy ludzi pobitych, pogryzionych przez psy, ludzi, którzy byli rażeni prądem. Oni utknęli w jakimś absurdalnym mechanizmie, znaleźli się na granicy kraju Unii Europejskiej i to powinna być trochę granica, rozumiem, między cywilizacją wschodnią a zachodnią czy łacińską, w której przestrzega się podstawowych praw człowieka, w której w ogóle przestrzega się prawa. Okazuje się, że nie, że jednak granica praw człowieka nie przebiega między Białorusią a Rzeczpospolitą Polską, a chyba kilkaset kilometrów dalej na zachód - mówił anestezjolog.
Jak dodał, w czasie kryzysu na granicy brakuje mu głosu ze strony Kościoła. - Chciałbym zobaczyć arcybiskupa (Marka - red.) Jędraszewskiego czy arcybiskupa (Stanisława - red.) Gądeckiego, jak chodzą po tych lasach, rozdają wodę, żywność, ciepłe koce i wstawiają się za każdym człowiekiem, który tam cierpi - powiedział.
- Tak bym sobie wyobrażał realizację chrześcijańskiego powołania księdza czy biskupa katolickiego, a nie wystosowywanie jakichś apeli natury ogólnej na temat tego, że każdemu człowiekowi należy się godność. To naprawdę nie jest ten moment i nie jest taka postawa, której powinniśmy oczekiwać - ocenił.
Dodał, że to jest "kolejny blamaż moralny polskiego episkopatu".
"Ogromna trauma, którą wiele osób będzie odpracowywać przez najbliższe lata"
Rozmówcy Moniki Olejnik wskazywali także na zmęczenie psychiczne osób, które od kilku miesięcy starają się pomagać potrzebującym migrantom.
- Nawet nie można powiedzieć, że ludzie są zmęczeni, to jest jakaś ogromna trauma, tych sytuacji się nie zapomina. To nie jest tak, że daje się termos, kanapki, czekolady, kalosze i się wraca do domu, (z myślą - red.) że "ok, zrobiłem dobry uczynek", tylko te historie zostają, to jest ogromna trauma, którą wiele osób będzie odpracowywać przez najbliższe lata - mówiła Joanna Łapińska.
- Jako medycy na granicy, kiedy tam byliśmy, korzystaliśmy z pomocy dwóch psychoterapeutek, które z nami pracowały. Muszę powiedzieć, że wylało się morze łez na tych spotkaniach. Jeżeli wchodzimy do lasu, w którym jest 30-osobowa grupa i w niej jest 16 dzieci, a najmłodsze ma rok, a moja koleżanka jest sama matką trójki dzieci, to proszę sobie wyobrazić, co ona przeżywa - opowiadał Jakub Sieczko. - Bardzo wiele osób bardzo ciężko zniosło i znosi to, co tam widzieliśmy, to, co tam przeżyliśmy - dodał.
Sytuacja na granicy
W zeszłym roku Straż Graniczna zanotowała niemal 40 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej. W grudniu odnotowano 1,7 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy, w listopadzie - 8,9 tys., w październiku - 17,5 tys., we wrześniu - 7,7 tys., zaś w sierpniu - 3,5 tys.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24