Jarosław Gowin - minister sprawiedliwości w rządzie PO-PSL, a dziś wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego - zeznawał przed komisją śledczą ds. Amber Gold. Gowin kierował resortem sprawiedliwości, gdy wybuchła afera związana z tą spółką. Polityk mówił m.in., że premier Donald Tusk miał pretensje do szefa ABW Krzysztofa Bondaryka, że Agencja nie poinformowała go o tym, że jego syn Michał podejmuje współpracę z "instytucją biznesową podejrzaną".
- Generalnie rzecz biorąc uważam, że nie zdała egzaminu prokuratura - mówił Gowin, odpowiadając na pytania członków komisji śledczej. - Jeżeli chodzi o działania podejmowane przez wymiar sprawiedliwości, w ścisłym tego słowa znaczeniu, przede wszystkim przez sądy i kuratorów, to niestety stwierdziłem cały szereg uchybień - dodał. Gowin podkreślił, że w efekcie tego już 16 sierpnia 2012 r. złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez jednego z kuratorów. - Wskutek zainspirowanych przeze mnie działań wszczęto także cały szereg postępowań dyscyplinarnych wobec grupy sędziów - powiedział. Wymienił tu sądy rejonowe: w Gdańsku, Starogardzie, Malborku oraz Kościerzynie. Jak dodał, postępowania wszczęto też wobec kuratorów z Sądu Rejonowego Gdańsk-Południe. - W przypadku Amber Gold z całą pewnością doszło do wielu błędów po stronie prokuratury, z całą pewnością doszło do uchybień, a może i złamania prawa w przypadku pracy kuratorów, do uchybień w pracy sędziów sądu rejestrowego, do braku nadzoru ze strony innych sędziów nad wykonaniem kolejnych kar dla Marcina P. - mówił w czwartek Gowin.
Co z odszkodowaniami?
Witold Zembaczyński (Nowoczesna) przypomniał, że Gowin mówił dawniej w mediach m.in., by w związku ze sprawą Amber Gold "poszkodowani ludzie otrzymali zadośćuczynienie". - Co w tej sprawie, w sprawie tych pokrzywdzonych może pan zrobić dzisiaj, jako wicepremier polskiego rządu? - pytał Zembaczyński. - Mogę zrobić dokładnie tyle samo, co pan poseł. Możemy wspólnie podjąć taką inicjatywę sejmową, żeby z budżetu państwa wypłacić poszkodowanym odszkodowania, dlatego, że niestety polskie państwo w sprawie Amber Gold zawiodło także na tym późniejszym etapie, kiedy okazało się, że pieniądze ukradzione przez Marcina P. nie zostały odzyskane - powiedział Gowin. Zastrzegł jednak, że "osobna sprawa, to jest pytanie, czy takie rekompensaty z budżetu państwa, czyli podatków milionów podatników, są zasadne, czy nie". - Czy mam rozumieć przez to, że te odszkodowania powinny być wypłacone, jeśli komisja dowiedzie, że państwo zawiodło? - dopytywał Zembaczyński. - Osobiście byłbym przeciwny takiej inicjatywie, ale jeśli pan poseł ją podejmie, to rozważę wszystkie argumenty za i przeciw - odpowiedział Gowin.
"Tusk miał pretensje do szefa ABW"
Pytany przez szefową komisji śledczej Małgorzatę Wassermann (PiS), czy premier Donald Tusk wiedział o tym, że w Gdańsku, "mateczniku Platformy Obywatelskiej" wszyscy są "zachłyśnięci" firmą OLT Express, Gowin ocenił, że Tusk jako wnikliwy obserwator musiał o tym wiedzieć. Pytany, jak wyglądał przepływ informacji, skoro Tusk nie został poinformowany, że w przypadku OLT Express "mamy do czynienia z człowiekiem (chodzi Marcina P. szefa Amber Gold, firma ta była głównym udziałowcem linii lotniczych OLT) który ma 9 wyroków na koncie", Gowin odpowiedział, że właśnie m.in. dlatego uważa, iż w przypadku Amber Gold zawiodło państwo. - Takie informacje powinny być dostarczone premierowi Tuskowi natychmiast, zwłaszcza w momencie, kiedy współpracę z OLT podjął jego syn - powiedział. B. minister sprawiedliwości powiedział, że Tusk w rozmowie z nim formułował duże pretensje pod adresem ówczesnego szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Krzysztofa Bondaryka. - Donald Tusk zgłaszał wobec niego pretensje, że ABW nie ostrzegło go, że jego syn podejmuje współpracę z instytucją biznesową podejrzaną - mówił. - Mówiąc szczerze uważałem wtedy tak samo, uważałem, że obowiązkiem ABW jest ochrona nie tylko premiera, nie tylko ważnych polityków, ale także ich rodzin - dodał.
Gowin: Tusk rozważał dymisje szefów ABW i UOKiK
Małgorzata Wassermann (PiS) pytała Gowina, kogo po wybuchu afery Amber Gold zdymisjonował ówczesny premier Donald Tusk.
- Natychmiast po wybuchu afery, wedle mojej wiedzy, premier poważnie rozważał odwołanie szefa ABW gen. Bondaryka oraz prezes UOKiK. Ostatecznie nie zdecydował się ani na jedno, ani na drugie - odpowiedział. - W obu tych przypadkach zmienił zdanie, chociaż oboje zostali odwołani w późniejszym okresie - dodał. Gowin wskazał, że w przypadku gen. Bondaryka "zdecydowanie w obronę" brał go minister Jacek Cichocki, który "słusznie wskazywał, że ABW przystąpiło do działań natychmiast po tym, kiedy Amber Gold weszło w obszar przemysłu lotniczego". Wassermann dopytywała, dlaczego więc nikt ze służb nie ostrzegł wcześniej Tuska, jeśli chodzi o sprawę Amber Gold. - Mogę mówić tylko o faktach, których byłem świadkiem. Byłem świadkiem zgłaszania przez premiera Tuska dużych zastrzeżeń do działalności ABW; nie byłem świadkiem zgłaszania zastrzeżeń do działalności policji - odpowiedział Gowin. Szefowa komisji pytała też, czy Tusk miał w planach odwołanie ówczesnego prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta, w związku z działaniami prokuratury. - Czy w kontekście afery Amber Gold premier rozważał możliwość takich działań, tego szczerze mówiąc nie pamiętam - odparł.
"Zatrudnienie syna premiera było znakomitą osłoną"
Krzysztof Brejza (PO) zacytował Gowinowi fragment jego wcześniejszego wywiadu prasowego: "Za tą aferą stoi świat przestępczy, natomiast to, że tak mocno wyeksponowano w całej sprawie Michała Tuska to już nie był przypadek. Co do dwóch rzeczy nie mam wątpliwości. Jedną z tych rzeczy jest to, że pan Marcin P. potraktował Michała Tuska jako swoistą polisę ubezpieczeniową". - O co chodziło? - zapytał Brejza. - Dokładnie tak myślę do dzisiaj. Rozbierając tę moją wypowiedź na części: do dzisiaj uważam, że Marcin P. był "słupem". Rzeczywistych sprawców afery nie znamy. Natomiast fakt, że w tej firmie został zatrudniony syn ówczesnego premiera, ja interpretuję w ten sposób, że świat przestępczy stara się szukać różnego rodzaju osłon i to była znakomita osłona przed zarzutami, to była jakaś forma uwiarygodnienia się ze strony przestępców stojących za aferą Amber Gold, nie tylko Marcina P., ale też domniemywanych przeze mnie rzeczywistych autorów tej afery, mocodawców Marcina P. - odpowiedział Gowin. Jak dodał, myśli, że autorzy afery "starali się celowo uwikłać syna ówczesnego premiera we współpracę".
Gowin: nie ma podstaw do zarzutu, że Tusk wiedział o Amber Gold
- Z całą pewnością ani wtedy, ani dzisiaj nie widzę żadnych dowodów na to, że Donald Tusk albo wiedział o tej aferze wcześniej i nie podejmował działań naprawczych, albo wręcz, że tuszował ją - podkreślał ówczesny minister sprawiedliwości. Gowin pytany był przez Andżelikę Możdżanowską (PSL), kiedy Donald Tusk dowiedział się o aferze. - Nie mam zdania w tej sprawie, dlatego, że z jednej strony wówczas sam Donald Tusk mówił o tym, że został poinformowany o całej sprawie bardzo późno, bo bodajże pod koniec maja przez ABW. Z drugiej strony, w roku 2015 ukazał się zapis nagrania rozmowy odbywanej w restauracji "Sowa i przyjaciele" z udziałem prezesa NBP Marka Belki, który mówił do swoich rozmówców, że kilka miesięcy wcześniej informował premiera Tuska, że Amber Gold jest piramidą finansową - odparł. - Co do pewnej generalnej tezy politycznej dotyczącej odpowiedzialności ówczesnego obozu władzy za słabo funkcjonujące państwo, za to, co jeden z najbliższych współpracowników Donalda Tuska, jego zaufany doradca i minister Bartłomiej Sienkiewicz nazwał "państwem teoretycznym", niestety ta koalicja rządowa, z moim udziałem ponosi odpowiedzialność - zaznaczył b. minister sprawiedliwości w trakcie przesłuchania.
Gowin: poczuwam się do politycznej współodpowiedzialności
Gowin był pytany przez posła Jarosława Krajewskiego (PiS) o odpowiedzialność polityczną rządu PO-PSL za aferę Amber Gold. Gowin odpowiedział: "Pan poseł sformułował w pierwszej części swojej wypowiedzi pewien generalny sąd polityczny, który ja podzielam, bo powiedział pan, że koalicja rządowa rządząca w latach 2007-2015 ponosi polityczną odpowiedzialność za tę aferę - tak, dokładnie takie jest moje zdanie". - Dodam jeszcze, że poczuwam się również do politycznej współodpowiedzialności, bo przez istotną część tego okresu byłem politykiem PO, właśnie dlatego, że się czuję współodpowiedzialny, to stanąłem w szranki z Donaldem Tuskiem, potem wyszedłem z Platformy i dzisiaj przykładam rękę do - wierzę w to - głębokiej naprawy polskiego państwa - oświadczył Gowin. Zastrzegł, że nie chce, by jego opinie były interpretowane w kontekście - "dość zasadniczego sporu" i jego niezgody na sposób uprawiania polityki wówczas przez Donalda Tuska. Na uwagę posła Tomasza Rzymkowskiego (Kukiz'15), że sam był częścią tamtej władzy, odpowiedział, że nie zgadzał się wówczas z Tuskiem, z którym wchodził w częste spory. - Część z tych sporów była sporami publicznymi - podkreślił Gowin.
Autor: kło//tka / Źródło: PAP