Grzegorz Schetyna nie jest skorpionem, ale nie jest też miłym misiem. Polityka nie jest zabawą dla miłych misiów - powiedział Jarosław Gowin w "Jeden na jeden". - I ja też misiem nie jestem - zaznaczył, odnosząc się do pogłosek o ewentualnym wejściu Grzegorza Schetyny do rządu.
Premier Donald Tusk w przeciągu miesiąca odwołał dwóch ministrów: ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego i ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina. A na połowę kadencji zapowiada się głęboką rekonstrukcję rządu. Obserwatorzy przypuszczają, że ze stanowiskiem pożegnać może się minister sportu Joanna Mucha lub minister transportu Sławomir Nowak.
Dziś Jarosław Gowin pytany o to, co powinien zrobić premier, by PO wyszło z impasu, mówi bez ogródek: - Chyba jestem ostatnim człowiekiem w PO, którego rad chciałby słuchać Donald Tusk - powiedział w "Jeden na jeden".
Polityk nie wyklucza tego, że Grzegorz Schetyna powinien znaleźć się w rządzie, choć nie we wszystkich sprawach się z nim zgadza. - Jest oczywiste, że Grzegorz Schetyna jest jednym z czołowych polityków Platformy, politykiem numer dwa, a jak to ujął premier: jest on strategiczną rezerwą - powiedział poseł.
To nie jest grzeczny miś
Jeden z polityków PO w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" powiedział, że "włączenie Grzegorza Schetyny do rządu byłoby jak włożenie skorpiona do buta". Z taką opinią nie zgodził się były minister sprawiedliwości. - On nie jest skorpionem, ale nie jest też miłym misiem. Polityka nie jest zabawą dla miłych misiów i ja też misiem nie jestem.
Nawet przeciwnicy go chwalą
Gowin przypomniał, że Schetyna był bardzo dobrym ministrem spraw wewnętrznych i administracji. - Mówią to wszyscy, nawet jego zagorzali krytycy, a takich nie brakuje nawet w PO. Jeżeli premier chciałby wzmocnić wewnętrznie rząd, to kandydatura Schetyny jest jedną z narzucających się - przyznał.
6 mln zł to drobna kwota w skali ministerstwa
Gowin skomentował także głośną sprawę 6 mln zł, które ministerstwo sportu mogło wykorzystać niezgodnie z przeznaczeniem, na jakie je otrzymało. Takie wątpliwości w swoim raporcie przedstawia Najwyższa Izba Kontroli.
- Wiem, że minister nie jest w stanie dopilnować każdej wydanej (złotówki). W skali ministerstwa 6 mln zł to drobna kwota, ale później oczywiście ponosi się konsekwencje decyzji, których nie jest się w stanie kontrolować - ocenił polityk.
I dodał: - Na pewno nie będę rzucał kamieniem w minister Muchę, ani żadnego innego z moich - do niedawna rządowych - kolegów.
Sprawa Nowaka to precedens
Polityk w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim przyznał, że z "dużym zainteresowaniem będzie przyglądał się decyzji sądu ws. Sławomira Nowaka".
Reprezentujący Sławomira Nowaka mecenas Roman Giertych w ubiegłym tygodniu złożył w sądzie wniosek o zabezpieczenie powództwa przed przyszłym procesem przeciw tygodnikowi "Wprost". We wniosku Giertych domaga się zakazu sprzedaży pisma. Nie chodzi jednak o wycofanie go z dystrybucji, ale o to, żeby Platforma Mediowa Point Group w trakcie procesu nie odsprzedała "Wprost" innemu wydawcy.
W samym procesie pełnomocnik Sławomira Nowaka będzie domagał się od tygodnika przeprosin, przy czym mają one pojawić się w tak wielu dużych mediach, że koszt ich publikacji został oszacowany na 30 mln zł.
- Będzie to sprawa precedensowa dlatego, że jest to taki środek zabezpieczający o charakterze rujnującym - ocenił Gowin. - Zobaczymy, czy sąd uzna pozew pana ministra, a jeśli uzna, to będzie to miało bardzo duże konsekwencje dla kwestii wolności słowa. Będzie to oznaczało, że te granice słowa zostaną bardzo znacząco przesunięte.
Sprawa dotyczy artykułu, który ukazał się w ostatnim kwietniowym wydaniu "Wprost", gdzie opisano kontakty towarzyskie Sławomira Nowaka z szefami firmy reklamowej CAM Media współpracującej z ministerstwem transportu oraz drogie zegarki noszone przez ministra, ale niezgłoszone do sejmowego rejestru korzyści.
Autor: zś/ ola,mtom/k / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24