Nie jest prezydentem, ani radnym, a mimo to zdecydował, na co jego miasto wyda pieniądze. Jarosław Kuchta z Gliwic sam zgłosił projekt do budżetu obywatelskiego i sam na niego zagłosował. Jak się okazało, tylko on. Jeden głos jednak wystarczył. Teraz miasto za prawie 9 tysięcy złotych zorganizuje wycieczki dla mieszkańców osiedla. Materiał magazynu "Polska i Świat".
- To jest mistrzostwo świata - mówi o swoim zwycięstwie sam inicjator projektu. I dodaje: - Warto takie projekty robić.
Liczy się każdy głos
Mieszkańcy Gliwic nie mogą powiedzieć, że nie warto iść głosować, bo jeden głos nie ma znaczenia. Projekt pana Jarosława nie jest wyjątkiem. Miasto da pieniądze na kilka innych zadań, na które zagłosowało zaledwie kilka osób. Wśród nich są warsztaty dla młodzieży. Władze Gliwic przeznaczą na nie ponad 40 tysięcy złotych, mimo iż zdobyły zaledwie 3 głosy.
W Gliwicach wygrywają te pomysły, na które zagłosowało najwięcej osób, i których koszt mieści się w puli przeznaczonej na osiedle.
- Każdy mieszkaniec ma do dyspozycji jeden głos i z naszych doświadczeń wynika, że te głosy kumulują się głównie na zadaniach inwestycyjnych. One są najchętniej przez mieszkańców popierane - mówi Joanna Lenczowska z Urzędu Miasta w Gliwicach. - Natomiast wśród tych zadań, które mają ten jeden lub kilka głosów, to są zadania miękkie - dodaje.
Miasto przypuszczało, że może dojść do sytuacji, w której o zwycięstwie danego projektu zdecyduje jeden głos, dlatego zaproponowano dolny limit, ale mieszkańcy się sprzeciwili.
Emocje wokół budżetu
Zasady głosowania w wielu miastach budzą sporo emocji. W Warszawie mogło dojść nawet do nadużyć. Wobec tego zmieniono regulamin. Dziś każdy, kto chce oddać głos, musi to zrobić osobiście.
- Dzięki temu mamy te głosy, one są potwierdzone, zweryfikowane i nie mamy takiego ryzyka, że ktoś zagłosował w czyimś imieniu - tłumaczy Justyna Piwko, koordynatorka budżetu partycypacyjnego w Warszawie.
Budżety obywatelskie są popularne w całej Polsce. Miasta co roku przeznaczają specjalną pulę pieniędzy do wykorzystania na pomysły i życzenia mieszkańców.
- To daje mieszkańcom poczucie, że mają na coś wpływ - komentuje Katarzyna Alesionek z Urzędu Miasta w Sopocie.
Zasada jest prosta: mieszkańcy zgłaszają, o czym marzą, a potem głosują, które marzenie spełnić. W ten sposób powstają nowe parkingi, place zabaw czy siłownie. Niekiedy pomysły mieszkańców bywają niecodzienne. W Łodzi dla przykładu powstaje pomnik jednorożca konstruowany przez artystę z Japonii, w innym mieście wyspa dla kaczek.
Warszawscy seniorzy z kolei marzyli, by poczuć się jak w kurorcie, więc zagłosowali na tężnie. Wygrali i teraz mają je w środku miasta.
- Jest jak w Ciechocinku - ocenia jedna z warszawianek.
Miliony na marzenia mieszkańców
Pionierem budżetu dla mieszkańców był Sopot. Przez siedem lat mieszkańcy wydali tam prawie 30 milionów złotych.
- Po siedmiu latach te siłownie i place zabaw już się nam nie mieszczą w mieście i widzę zwrot w kierunku zadań miękkich, to znaczy, żeby na tych siłowniach się coś działo, żeby były fajne zajęcia dla seniorów - mówi Alesionek.
Od przyszłego roku budżety dla mieszkańców musi organizować 66 największych miast w kraju. Jarosław Kuchta zachęca do głosowania i śmieje się w głos, bo on już wie, że do zwycięstwa wystarczy tylko jeden.
Autor: momo//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia (CC BY-SA 3.0)