Nasze rozmowy z ministrem Antonim Macierewiczem kończyły się tym, że w wielu sprawach przyznawał mi rację, a potem podejmował inne decyzje - mówił w "Kropce nad i" generał broni Mirosław Różański, były Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych. - To my, wojskowi, powinniśmy dowodzić. Minister kieruje, nie dowodzi - oświadczył.
- Nie mogłem pozwolić sobie na to, że moje stanowisko, moje rozwiązania są, powiem wprost, deprecjonowane - tak gen. Różański odpowiedział na pytanie, dlaczego odszedł z armii.
Stwierdził, że ostatni okres służby był szczególny.
- Pierwsze dziewięć miesięcy ubiegłego roku było sytuacją nawet bardzo komfortową. Nie otrzymywałem dodatkowych zadań, nie uczestniczyłem w odprawach, ale wiedzieliśmy, co mamy zrobić: (są przed nami - red.) wielkie ćwiczenia Anakonda, szczyt NATO, Światowe Dni Młodzieży. To była sytuacja bardzo komfortowa. Nikt mi nie patrzył na ręce - oświadczył.
Podkreślił, że potem nastał czas, kiedy Ministerstwo Obrony Narodowej zaczęło prowadzić działania, które - jak stwierdził gen. Różański - nie do końca mógł zaakceptować. - Określiłbym to bardzo prosto: chyba był brak zaufania do mojej osoby - wskazał.
Generał powiedział, że MON dokonywał wymiany jego najbliższych współpracowników bez konsultacji z nim. - Kiedy dyskutowaliśmy, jak zrealizować przedsięwzięcia typu wzmocnienie ściany wschodniej, ja przedstawiałem pewne rozwiązania. Kiedy rozmawiałem z ministrem Macierewiczem, on nawet przyznawał mi rację, ale później decyzje podejmowane były inne - zaznaczył.
I dodał: - Ja z kolei uważam, że nie robiłem nic, co mogłoby wskazywać, że chcę podejmować decyzje i przedstawiać propozycje, które będą szkodliwe dla bezpieczeństwa państwa i sił zbrojnych.
"Pułkownik, który zostaje generałem, jest w jakiś sposób niebezpieczny dla sił zbrojnych"
Gen. Różański powiedział, że zwierzchnik sił zbrojnych prezydent Andrzej Duda początkowo zrobił na nim dobre wrażenie. Jednak z "późniejszymi działaniami" czy "nominacjami z 29 listopada" się nie zgadza.
- Na stanowiska zostali wyznaczeni ludzie, którzy jeszcze nie zostali do tych stanowisk przygotowani. Młodego lekarza byśmy nie chcieli zrobić ordynatorem, natomiast pułkownik, który zostaje generałem, a który nie ma doświadczenia, które jest niezbędne, to osobiście uważam, że nawet jest w jakiś sposób niebezpieczny dla sił zbrojnych - ocenił.
Dwóch oficerów udało mi się wybronić, ale to też jest moja porażka, że tylko dwóch Gen. Mirosław Różański
Podkreślił, że przekonywał swoich zwierzchników, że jeśli mają zaufanych oficerów, to on ich przygotuje do awansu, ale to nie może trwać kilka tygodni, ale co najmniej półtora roku.
Powiedział, że "powinni dowodzić najbardziej doświadczeni", a teraz tak nie jest. Dodał, że wielu doświadczonych oficerów "już nie jest w armii", bo część odeszła, a innym stworzono takie warunki, by odeszli, przenosząc do rezerwy i nie podając powodów.
Oświadczył, że poprosił Macierewicza, by decyzje o przeniesieniu do rezerwy zamiast wysyłać żołnierzom pocztą przesyłać do niego, by mógł osobiście podziękować za służbę.
- Dwóch oficerów (przed zwolnieniem - red.) udało mi się wybronić, ale to też jest moja porażka, że tylko dwóch - powiedział.
I oświadczył: - Ten stan rzeczy będzie skutkował negatywnie za 3-5 lat. To jest wyrwa. (…) Doświadczenia nie zdobywa się w ciągu kilkunastu dni, w ciągu 3 miesięcy. Są potrzebne lata.
Gen. Różański: Żołnierze Niezłomni to weterani
Gen. Różański powiedział, że bardziej ceni sobie określenie Żołnierze Niezłomni niż Żołnierze Wyklęci, których etos chce teraz wprowadzić do armii MON. - Historię należy szanować, ale należy myśleć o przyszłości - oświadczył.
- To są dla mnie Żołnierze Niezłomni - oświadczył, pokazując swoje zdjęcie z weteranami. - To są koledzy, którzy zgodnie z rozkazami, decyzjami politycznymi wyjechali na misje. Wrócili stamtąd okaleczeni. Na tym zdjęciu jest dwóch kolegów, którzy nie mają nogi, jeden, który nie ma ręki, inni są okaleczeni, a - proszę zwrócić uwagę - oni są w mundurach. Dla mnie oni są Żołnierzami Niezłomnymi, to o nich powinniśmy mówić, że budują wartość i nową jakość wojska.
I dodał: - Szanuję historię, szanuję wszystkie te zdarzenia, które miały miejsce, ale niektóre z nich oddałbym jeszcze do analizy historykom.
"To my, wojskowi, powinniśmy dowodzić, minister kieruje"
Różański był pytany o Wojska Obrony Terytorialnej. Stwierdził, że taka formacja funkcjonuje od lat w polskim wojsku i przynależą do niej żołnierze będący w rezerwie. Skrytykował decyzję MON o wyodrębnieniu Wojsk Obrony Terytorialnej z armii i podporządkowaniu ich bezpośrednio ministrowi obrony. - To my, wojskowi, powinniśmy dowodzić, minister kieruje, nie dowodzi - ocenił.
Powiedział, że "ma obawy", czy uda się sformować 50-tysięczne WOT bez szkody dla wojsk operacyjnych. Podkreślił, że sprzeciwił się wykorzystywaniu żołnierzy zawodowych do budowania tej formacji.
- Żołnierz, który w ciągu roku 24 dni spędzi na poligonach, ma być jakąś wartością dodaną? Może moja percepcja dowódcy tego nie ogarnia, ale ja po prostu nie do końca się z tym zgadzam - ocenił. - Ta formuła, która została zaproponowana, obawiam się, że nie będzie wartością dodaną do potencjału Sił Zbrojnych.
"W NATO doceniają nasz potencjał"
Generał powiedział, że wydarzeniom w Polsce przyglądają się koledzy z NATO, którzy wspierają polskich wojskowych. - Jeden z kolegów, dowódca floty z Norwegii mówi: "Mirek, będzie lepiej". Ale to wcale nie jest budujące, bo jeżeli taką narrację się słyszy od kolegi z zagranicy, to nie jest to najlepsza sytuacja - powiedział.
I dodał: - Jestem przekonany, że kapitał, który zdobyliśmy, ta wspomniana "Anakonda", te 10 lat w Iraku, kolejne lata w Afganistanie, to jest potencjał, który nasi koledzy dostrzegają. (…) I życzyłbym nam wszystkim, żeby nie został zniweczony jakimiś kolejnymi takimi zachowaniami.
Gen. Różański powiedział, że świadomie podjął decyzję o odejściu z wojska, ale jego zdaniem "można nadal prowadzić dialog". - Może w innej formule, może warto zachęcić osoby, które już nie są w służbie, (…) żeby dyskutować o tym, jak powinna wyglądać kwestia bezpieczeństwa wewnętrznego i zewnętrznego. Myślę nad takim projektem.
Gen. Mirosław Różański
54-letni gen. Różański jest współtwórcą Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych, które działa od początku 2014 r. i powstało z połączenia istniejących wcześniej oddzielnych dowództw sił lądowych, morskich, powietrznych i specjalnych. W 2013 r. Różański był pełnomocnikiem szefa MON ds. wdrażania nowego systemu zarządzania, kierowania i dowodzenia siłami zbrojnymi, a następnie, od sierpnia 2013 r., szefem grupy organizacyjnej dowództwa generalnego. Początkowo Różański nie objął żadnego stanowiska w nowym dowództwie, lecz został radcą-koordynatorem w pionie MON odpowiedzialnym za zakupy uzbrojenia.
W sierpniu 2009 r. został dowódcą 11. Lubuskiej Dywizji Kawalerii Pancernej w Żaganiu. Ze stanowiska i ze służby wojskowej zrezygnował jesienią 2011 r. Tygodnik "Polityka", powołując się na nieoficjalne informacje, podał wówczas, że powodem rezygnacji był konflikt Różańskiego z dowódcą Wojsk Lądowych gen. broni Zbigniewem Głowienką. Ostatecznie Różański pozostał w służbie i trafił do MON, gdzie w 2012 r. został dyrektorem Departamentu Strategii i Planowania Obronnego.
W przeszłości gen. Różański był m.in. zastępcą szefa Zarządu Planowania Strategicznego P-5 w Sztabie Generalnym WP oraz szefem sztabu 11. LDKPanc. Dwukrotnie dowodził 17. Wielkopolską Brygadą Zmechanizowaną w Międzyrzeczu. Na tym stanowisku był m.in. pomysłodawcą i realizatorem nowego modelu szkolenia strzelców wyborowych, wdrażał do sił zbrojnych kołowe transportery opancerzone Rosomak i formował pierwszy w pełni zawodowy batalion zmotoryzowany. W 2007 r. został dowódcą brygadowej grupy bojowej podczas VIII zmiany kontyngentu w Iraku.
Autor: pk//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24