|

"Aaa... rafinerię tanio sprzedam"

shutterstock_1752183401
shutterstock_1752183401
Źródło: Shutterstock

Po co łączymy Lotos z Orlenem? - Trudno powiedzieć. Z ekonomicznego punktu widzenia nie ma to żadnego sensu - ocenia Dawid Czopek, ekspert rynku paliwowego. - W ostatnich latach wsadziliśmy tam grube miliardy złotych. Za Platformy zainwestowano miliard czterysta milionów euro, za PiS - kolejne dwa miliardy 300 milionów złotych. A teraz sprzedajemy to za nieco ponad miliard złotych - wyjaśnia.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Po wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej w całej Europie brakuje nie tyle ropy, co gotowego diesla. Cena przerobu baryłki ropy na diesla skoczyła z 20 centów do 40 dolarów. Dla rafinerii Lotosu oznacza to ponad 7 miliardów złotych czystego, dodatkowego zysku na samej marży. Tymczasem rząd chce sprzedać jej połowę za nieco ponad miliard złotych.

O sprzedaży części Lotosu, o tym, dlaczego łatwiej zastąpić rosyjską ropę niż rosyjskiego diesla i o mglistych korzyściach z fuzji z Orlenem rozmawiamy z Dawidem Czopkiem, dyrektorem zarządzającym Funduszu Inwestycyjnego Polaris oraz ekspertem rynku paliwowego.

Łukasz Frątczak: Dobry interes robimy na Lotosie?

Dawid Czopek: Nie. Wręcz tragiczny - oddawaliśmy ten Lotos za półdarmo, a to, co się wydarzyło na rynkach po tym, jak wybuchła wojna, jeszcze wzmocniło moje przekonanie, że Lotosu w ogóle nie powinniśmy sprzedawać.

Dlaczego?

Z kilku powodów. Po pierwsze: wojna pokazała, że bardziej niż samej ropy brakuje nam już gotowego produktu, jaki się z niej dostaje, czyli diesla. A rafineria Lotosu jest dedykowana właśnie do przerabiania ropy na diesla. Czyli tu mamy pierwszy powód: oddajemy firmę, która produkuje nie dość, że bardzo deficytowy towar, to jeszcze towar o strategicznym znaczeniu. Druga sprawa: cena, za jaką sprzedajemy. Ona już przed wojną wydawała się mała, ale teraz to już jest jakaś katastrofa.

Jest aż tak źle? 

Ujmę to tak: w ostatnim kwartale 2021 roku ta część rafineryjna Lotosu zarobiła na czysto około miliarda złotych. W jednym kwartale. Dodajmy do tego, że to był trudny kwartał, bo wciąż jeszcze były między innymi ograniczenia ruchu samolotów, świat jeszcze "nie wstał" w pełni po pandemii. W lutym wybuchła wojna i świat, nazwijmy to "rafineryjny", zmienił się diametralnie i wydaje się bezpowrotnie. I teraz proszę spojrzeć, co się stało: przed wojną rafineria inkasowała około 10 dolarów marży za przerobienie jednej baryłki ropy na diesla. Dzisiaj ta marża wynosi około 50 dolarów. Jeżeli weźmiemy więc pod uwagę, że Lotos przerabia około 80 milionów baryłek ropy rocznie, to mamy prosty rachunek. Różnica: zarabiają 40 dolarów więcej na jednej baryłce. Bądźmy ostrożni i policzmy, że to jest nawet tylko połowa, czyli 20 dolarów więcej na baryłce. Jeśli pomnożymy te 80 milionów baryłek rocznie, które przerabia Lotos razy dodatkowe 20 dolarów czystego zysku na marży, to mamy 1 miliard 600 milionów dolarów dodatkowego zysku rocznie. To jest ponad 7 miliardów złotych dodatkowego zysku rocznie! A my "sprzedajemy" te część rafineryjną za nieco ponad miliard złotych… Gdzie tu logika?

Zaraz, zaraz. Zróbmy dwa kroki w tył i ustalmy w takim razie: co i za ile my w zasadzie sprzedajemy? Mówi się: "sprzedajemy Lotos", "łączymy Lotos z Orlenem" - to co my w końcu robimy?

Żeby Lotos mógł być połączony z Orlenem, Komisja Europejska wydała tak zwane "warunki zapobiegawcze", czyli pewien pakiet różnych działań, które mają nie dopuścić do powstania monopolu na rynku. One są dokładnie określone - chodzi przede wszystkim o sprzedaż niektórych aktywów Lotosu - części stacji benzynowych, baz paliwowych etc. Natomiast najistotniejszym elementem jest to, że Lotos musi sprzedać 30 procent swojej rafinerii, czyli głównego, najcenniejszego aktywa, które jest w tej firmie. Co więcej, Komisja określiła to tak: "zbycie 30 procent udziałów w rafinerii Lotos wraz z towarzyszącym dużym pakietem praw zarządczych, co da nabywcy prawo do blisko połowy produkcji rafinerii w zakresie oleju napędowego i benzyny".

Co z fuzją Lotosu i Orlenu?
Źródło: TVN24

Czyli ile my tej rafinerii oddajemy?

Oddajemy 30 procent zysków rafinerii oraz połowę głosu zarządczego - powiedzmy połowę głosów na jakimś walnym zgromadzeniu. Czyli de facto oddajemy prawo do samodzielnego decydowania o tej rafinerii. Nowy partner będzie miał równe prawo w decydowaniu, co rafineria Lotosu będzie produkować - czyli obie strony będą musiały się dogadać i zgodzić na to, co będzie produkowane.

A może być tak, że my powiemy: "dobra, to my od stycznia do czerwca produkujemy to", a Saudyjczycy potem powiedzą: "ok, a my od lipca do grudnia produkujemy coś innego"?

Każda rafineria ma pewną elastyczność, to nie jest tak, że w styczniu rafineria robi tylko diesla, a potem w lutym tylko i wyłącznie benzynę, bo są pewne możliwości techniczne rafinerii do manipulowania tym procesem. Są one jednak w jakimś sensie ograniczone i przede wszystkim obaj partnerzy będą musieli się ze sobą dogadać. Co więcej, Saudi Aramco będzie mogło sprzedać tego diesla, gdzie im się będzie żywnie podobało, również wyeksportować go. A to będzie oznaczało, że my będziemy musieli importować jeszcze więcej diesla, przez co on będzie dla przeciętnego Kowalskiego po prostu droższy. 

A może się zdarzyć, że Saudyjczycy powiedzą: "ok, to teraz my nie produkujemy w ogóle nic" i rafineria stanie?

Teoretycznie tak. Oczywiście z racjonalnego punktu widzenia nie ma to większego sensu, ale teoretycznie będą mieli prawo do połowy głosów, więc mają głos na równi decydujący.

Czyli w skrajnym przypadku, jeśli się z nimi nie dogadamy, to może się okazać, że rafineria po prostu stanie?

Może się tak zdarzyć, jeżeli dojdzie do jakiegoś konfliktu między właścicielami. Oczywiście jest to sytuacja hipotetyczna, ale wykluczyć jej nie można.

Podsumujmy - sprzedajemy część rafinerii. Za ile i komu?

Saudi Aramco za nieco ponad miliard.

Złotych?

Złotych... To nie jest wcale takie głupie pytanie, bo ja jak to usłyszałem po raz pierwszy, to też nie wierzyłem i sprawdzałem, czy tam nie ma pomyłki.

Lewandowski: to żadna fuzja, to jest rozgrabienie Lotosu (wypowiedź z 13 stycznia 2022)
Źródło: TVN24

Czyli sprzedajemy istotną część rafinerii za kwotę, która ta rafineria zarabiała przed wojną w jeden kwartał? A teraz pewnie będzie zarabiać więcej?

Tak...

Co jeszcze sprzedajemy?

Czterysta stacji benzynowych do węgierskiego MOL za około 600 milionów dolarów [około 2,5 miliarda złotych - red.]. To jest zresztą akurat całkiem przyzwoita cena.

Coś jeszcze?

Dziewięć terminali naftowych. To są takie huby - miejsca magazynowania produktów rafineryjnych, z których później benzyna i olej napędowy są rozwożone do poszczególnych stacji w danej części Polski. Za to do końca nie wiadomo, ile dostajemy, ale też można przyjąć jakieś kilkaset milionów złotych - kupujący Unimot poinformował o kwocie co najmniej 450 milionów złotych. Razem możemy policzyć, że za część rafinerii, 400 stacji, terminale i parę innych pomniejszych spółek-córek dostaniemy około 5 miliardów złotych.

Jak to "około"? To my - obywatele - nie wiemy, za ile dokładnie sprzedajemy ten Lotos?

Dokładna kwota nie została jeszcze ujawniona, więc w pewnym zakresie musimy się posiłkować szacunkami i wychodzi nam około 5 miliardów złotych za całość tego, co jest sprzedawane, przy czym połowę z tej wartości stanowią stacje benzynowe - czyli de facto trwały majątek: ziemia, budynki, infrastruktura.

A jak cennym strategicznie aktywem jest teraz Lotos?

Nie chcę przesadzać, więc powiem: bardzo cennym. Po wybuchu wojny to, co widzimy na rynkach, to nie jest problem z dostępnością ropy. Ona oczywiście podrożała, bo importowaliśmy ją w części z Rosji, ale rosyjską ropę można dosyć łatwo zastąpić. Można więcej importować do Europy z USA, można z Kaukazu, Wenezueli etc. W dłuższej perspektywie dostępność ropy to nie jest problem. Tyle tylko, że sama ropa to jest półprodukt. Żeby można było ją zatankować na stacji, potrzebna jest rafineria, która przerobi ropę na olej napędowy. I tu już pojawia się duży problem…

Siedziba Lotosu w Gdańsku
Siedziba Lotosu w Gdańsku
Źródło: Shutterstock

Dlaczego?

Bo ropę można importować z innych kierunków. Potrzeba mniej więcej roku, żeby te sznurki w światowym handlu poprzestawiać. Wybudowanie nowej rafinerii - to już jednak będzie trwało od trzech do pięciu lat. Tego nie da się zrobić tak prosto. Trzeba znaleźć miejsce, fizycznie wybudować rafinerię, przeszkolić załogę etc. To jest proces, który trwa naprawdę długo. Dodatkowo przemysł rafineryjny jest dość "brudny" - ma dużą emisję gazów cieplarnianych, odpadów - dlatego w Europie raczej rafinerie się zamykało i... importowało gotowego diesla z rafinerii rosyjskich.

Dużo gotowego diesla braliśmy z Rosji?

Dużo. Około 50 procent z tego, co trafiało do Europy.

A nie możemy po prostu importować gotowego diesla skądinąd?

To nie jest takie proste. Warto zwrócić uwagę, że w Europie używa się diesla o znacznie obniżonej wartości siarki - właściwie są to produkty bezsiarkowe, bo mają do 0,1 procenta siarki. Natomiast na świecie wciąż jeszcze produkuje się diesla z wyższą zawartością siarki - około 0,5 procenta. Nie każdy diesel można więc sprzedawać w Europie.

Podsumowując: łatwiej jest dzisiaj zwiększyć moce, jeżeli chodzi o wydobycie ropy - bo tutaj mniej więcej są zidentyfikowane zasoby i w przewidywalnej perspektywie - rok, dwa - można uruchomić nowe złoża. 

Natomiast jeżeli chodzi o produkcję diesla, to jest to znacznie trudniejsze, ponieważ odbudowa mocy rafineryjnych trwa znacznie dłużej - od trzech do nawet pięciu lat.

Czyli sprzedajemy coś, co teraz każdy chciałby mieć?

Tak! Rafineria Lotosu to jest naprawdę unikat na europejskim rynku. Nastawiona na produkcję deficytowego teraz diesla, położona nad morzem. W dodatku nowoczesna, o co zadbaliśmy sami pieniędzmi z podatków w ostatnich latach. 

Jak to?

W ostatnich latach wsadziliśmy tam grube miliardy złotych, żeby tak było. W latach 2007-2010 za Platformy w ramach programu 10+ w rafinerię zainwestowano miliard czterysta milionów euro. Ostatnio, już za PiS w latach 2015-2019 w ramach programu EFRA, kolejne dwa miliardy 300 milionów złotych. No… a teraz to sprzedajemy za nieco ponad miliard złotych...

Może chociaż połączenie z Orlenem przyniesie nam jakieś ogromne korzyści? Daniel Obajtek mówi, że poprzez połączenie powstanie taki gigant, który dzięki swojej wielkości będzie mógł negocjować lepsze ceny paliw.

Nie widzę tego zupełnie. Po pierwsze: nawet po połączeniu powstanie grupa o kapitalizacji około 10 miliardów euro. Shell, Total, BP, to są grupy o wartości rynkowej rzędu 150 miliardów euro. Więc znajmy proporcje i przestańmy się łudzić, że my tu jakiegoś giganta stworzymy. Po drugie: od lat mówimy o dywersyfikacji dostaw ropy, to znaczy, że kupujemy od wielu dostawców, ale mniej. To z kolei oznacza, że nie będzie wielkiej możliwości negocjacji cen. Po trzecie w końcu: proszę zwrócić uwagę, że nikt nigdy nie zabronił, żeby Grupa Lotos i PKN wspólnie wystąpiły jako grupa zakupowa i wspólnie kupowały ropę.

obajtek
Obajtek o połączeniu Orlenu z Lotosem i PGNiG
Źródło: TVN24, PKN Orlen

Żeby założyły konsorcjum?

Tak.

Nikt tego nie zabronił, co więcej, to jest absolutnie normalna praktyka w branży. Nie musielibyśmy nic oddawać, a siła obu firm byłaby połączona.

Prezes Obajtek mówi też, że obie firmy trzeba połączyć, bo dochodzi do "kanibalizmu rynku".

Po pierwsze: konkurencja jest zdrowa. Poza tym, o jakim kanibalizmie mówimy, skoro główny produkt, czyli olej napędowy, ma w Polsce dwóch producentów, a i tak jest go za mało i jeszcze trzeba go było importować. Bzdura.

To po co łączymy Lotos z Orlenem?

No właśnie trudno powiedzieć. Z ekonomicznego punktu widzenia nie ma to żadnego sensu. Boję się, że na koniec może być jak z elektrownią w Ostrołęce - najpierw postawiliśmy dwa bloki na węgiel za dwa miliardy złotych. Potem, jak już stanęły, to zanim je uruchomiliśmy, postanowiliśmy je zburzyć, bo uznaliśmy, że trzeba budować elektrownię na gaz. Ciekawy jestem teraz, po wybuchu wojny, skąd my ten gaz weźmiemy i za ile.

Czytaj także: