"Kto jest Polakiem, musi z tego faktu wyciągnąć wszystkie nawet bolesne konsekwencje" - pisał Zygmunt Nowakowski, wybitny pisarz, dziennikarz i publicysta. Nowakowski od 1939 roku był emigrantem i to tak zatwardziałym, że nigdy nie przyjął obcego paszportu, co bardzo utrudniało mu życie i nie pozwalało korzystać z nielicznych uroków emigracyjnego życia. Do tych uroków należała swoboda podróżowania. Mieszkańcom PRL-u odmawiało tego luksusu ludowe państwo. Nawet w czasach, kiedy żył Nowakowski, taki jak jego maksymalizm nie był częsty. Większość bowiem, nawet bardzo zasłużonych dla sprawy polskiej wygnańców, obywatelstwo krajów zamieszkania przyjmowała z powodów czysto praktycznych.
Jan Nowak-Jeziorański był obywatelem Stanów Zjednoczonych, ale na przykład Jerzy Giedroyc, o ile wiem, nigdy obywatelem francuskim nie został i do końca życia zachował status uchodźcy. Zygmunt Nowakowski, który na emigracji należał do skrzydła najbardziej niezłomnego z "niezłomnych", także w ten sposób demonstrował swoje przywiązanie do polskości.
Dzisiejsze czasy nie stawiają takich wygórowanych wymagań. Możliwość zmiany miejsca zamieszkania i obywatelstwa należy do podstawowych praw człowieka i rządy takich praw odmawiające uchodzą za autorytarne, a odmowa paszportu za formę prześladowania.
W konflikcie politycznym dzielącym dziś Polaków, w którym jedna strona natarczywie używa frazeologii patriotycznej, nazywa siebie skromnie "polskim obozem patriotycznym", brakuje mi powagi i konsekwencji Nowakowskiego. Przez zasłonę frazeologii przeziera zachłanność, polityczna kalkulacja i przekonanie, że "ciemny lud to kupi". Ale od takich pospolitych przywar natury ludzkiej groźniejsza wydaje się głupota politycznych kalkulacji, na przykład takich, jakie zademonstrował Jacek Karnowski. We wstępniaku pisma "Sieci", zatytułowanym "Tusk, czyli Berlin" napisał, że walki z Putinem Amerykanie "nie wygrają bez Polski - państwa dziś absolutnie kluczowego dla całego Waszyngtonu, dla NATO, dla tej części Zachodu, która rozumie, jak rozmawia się z tyranią". Aż się prosi, żeby w tym momencie zapytać, jaką część Zachodu reprezentuje Viktor Orban, mentor i wzór polityczny dla Prezesa, kiedy rozmawia z tyranią.
Zostawmy jednak złośliwości, bo Karnowski ma dla nas większe rewelacje. "Polska - według niego - dziś jest kluczem do wszystkiego, jest w centralnym punkcie światowych szachów". O grze w szachy pojęcie mam marne, ale nie mam nic przeciw temu, żeby Polska była w centrum. Gdyby Polska w centrum się znalazła, moja nieco zachwiana duma narodowa miałaby się nawet lepiej niż po wiadomości, że piłkarze zakwalifikowali się do turnieju w Katarze. Jednak lektura tzw. pierwszych stron gazet na to "centrum" nie wskazuje i nawet historyczna wizyta Bidena tego nie zmieniła. Takich jak ja Prezes słusznie zakwalifikował jako cierpiących na mikromanię, czyli schorzenie przeciwne do megalomanii. W sumie nie wiadomo, co lepsze.
A skoro już rozważamy sprawy tak ważne jak miejsce Polski w światowych szachach, to warto rozstać się z myśleniem życzeniowym i trzymać się faktów. A fakty są takie, że Ukraińcy do tej pory nie zabiegali o pomoc w polskim parlamencie. Zełenski swoje apele o pomoc kieruje pod inne adresy. Ze swoją argumentacją stara się dotrzeć do szefa restauracji, nie chce tracić czasu na rozmowy z kelnerami. Misterna kombinacja z przekazaniem samolotów zakończyła się fiaskiem. Także wizyta Bidena nie wskazuje na przełomowy wzrost znaczenia Polski w amerykańskich kalkulacjach politycznych. Polska jest po prostu największym krajem na wschodniej granicy NATO, i bez względu na to, kto w nim rządzi, ma znaczenie dla Ameryki. Wszystko to nie zmienia faktu, że głównym zmartwieniem Ameryki są dziś Chiny, nie Ukraina. Ktoś słusznie zauważył, że w obronie Tajwanu Stany Zjednoczone są bardziej skłonne zaryzykować wojnę atomową niż w obronie Kijowa. Ukraińcy to boleśnie odczuwają, a my też nie mamy się z czego cieszyć i przechwalać, że znaleźliśmy się w "centralnym punkcie światowych szachów".
Zacząłem od Nowakowskiego i jego gorzkiego oświadczenia, że "z bycia Polakiem trzeba wyciągnąć wszystkie nawet bolesne konsekwencje". Jedną z nich jest przyjęcie do wiadomości faktu, że ojczyzna nasza nie jest światowym mocarstwem.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24