75-letni ojciec pani Ewy Grobelnej zmarł w Berlinie, gdzie mieszkał od 30 lat. Po śmierci chciał wrócić do Polski, jednak okazało się to dużo bardziej skomplikowane, niż mogłoby się wydawać.
Córka wynajęła w Niemczech zakład pogrzebowy, skremowała ciało i załatwiła wszystkie formalności. Nie spodziewała się jednak, że prochy nadane zostaną zwykłą przesyłką kurierską.
- Dla mnie jest to straszne, że mój ojciec stoi gdzieś na półce, krąży między butami, sukienkami, zabawkami dla dzieci - mówi pani Ewa. Niemcy uważają, że to wypadek przy pracy, zdaniem Polaków poszli na łatwiznę.
Wysłali urnę nieprawidłowo
Tak samo uważa firma kurierska. "Postępowanie wykazało, że klient wysłał urnę nieprawidłowo i w związku z tym opóźnił się transport. Urna musi być specjalnie zapakowana przed wysyłką i wyraźnie oznaczona" - napisała firma "Faktom" TVN.
Przesyłka spod Berlina trafiła pod Lipsku, później do Hanoweru, później znów pod Lipsk i znów do Hanoweru. I tak prawie miesiąc. Dopiero 11 sierpnia córka wreszcie będzie mogła odebrać prochy ojca, który za życia zwiedził cały świat, ale takiej ostatniej drogi raczej się nie spodziewał.
Autor: iwan\mtom / Źródło: tvn24