Rozstrzygnięcie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka potwierdza to, że jako wiceprezes sądu zostałam pozbawiona funkcji z naruszeniem artykułu 6. Europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka - oceniła w rozmowie z TVN24 sędzia Alina Bojara. - Odczułem satysfakcję, ale odczułbym większą, gdybym nie musiał sięgać po instrument skargi - skomentował sędzia Mariusz Broda. We wtorek ETPCz orzekł, że odwołując tych dwoje sędziów, polskie władze naruszyły konwencję.
Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł we wtorek, że Polska naruszyła artykuł 6. Europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka. Chodzi o sprawę sędziów odwołanych na mocy nowelizacji ustawy o sądach powszechnych przez ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę. Przepisy nie dawały możliwości apelacji od decyzji. Skargę na działania polskich władz w 2018 roku złożyli odwołani z funkcji wiceprezesów Sądu Okręgowego w Kielcach sędziowie Alina Bojara i Mariusz Broda. ETPCz orzekł także we wtorek, że skarżącym przysługuje zadośćuczynienie w wysokości 20 tysięcy euro.
Sędzia Bojara: mam satysfakcję, że moje racje zostały ostatecznie podzielone
Do wtorkowego wyroku europejskiego trybunału odniosła się w rozmowach z TVN24 sędzia w stanie spoczynku Alina Bojara. - To, co się wydarzyło kilka lat wcześniej, to było dla mnie wielkie przeżycie. Ostatecznie rozstrzygnięcie trybunału potwierdza wszystkie moje argumenty i to, o czym w skardze napisałam, czyli to, że jako wiceprezes sądu w 2018 roku, z naruszeniem artykułu 6. konwencji, zostałam pozbawiona pełnionej funkcji – powiedziała.
Zwróciła uwagę, że sprawowanej funkcji została pozbawiona "w sposób całkowicie arbitralny, bez podania przyczyny, dlaczego tak się stało, bez możliwości wyjaśnienia, przedstawiania swojego stanowiska, w trakcie kadencji". Jej zdaniem naruszono także fundamentalne zasady konstytucyjne oraz prawa unijne, jak "chociażby zaufanie do państwa, bo przecież powoływano mnie na określonych warunkach, na zupełnie innych zdecydowano o moim odwołaniu".
- Nie ukrywam, że mam satysfakcję, że moje racje zostały ostatecznie podzielone. Jest to niezmiernie ważne, bo dorobek zawodowy mojego życia został w pewnym momencie zniszczony – dodała.
"Nie wskazano mi żadnej przyczyny"
Według sędzi Bojary, jej odwołanie "w odbiorze ogólnym musiało być odczytywane jako rodzaj kary". - Kara jest konsekwencją czegoś złego, co się musiało wydarzyć. To oznaczało, że nie sprawdziłam się jako wiceprezes, nie sprawdziłam się w zakresie obowiązków, które mi powierzono i to było dla mnie niezmiernie przykre. Oceniając mnie tak, jednocześnie nie wskazano mi żadnej przyczyny. Nie dano mi możliwości odniesienia się do tych wszystkich okoliczności – powiedziała.
Jak mówiła, przyczyny jej odwołania jej nie podano, bo "tej przyczyny po prostu nie było". - Pytałam o nią ministerstwo i nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Jeżeli nie były to przyczyny merytoryczne, to były to przyczyny pozamerytoryczne – wskazała.
Czy liczy, że po orzeczeniu ETPCz zostanie przywrócona na stanowisko? Alina Bojara zauważyła, że "takiej możliwości, według mojej wiedzy nie ma, żebym została przywrócona na to stanowisko". – To, co się wydarzyło (…), to jest pewien etap zamknięty. My, wnosząc te skargi, nie liczyliśmy na taki efekt. Zależało nam na dokonaniu oceny, w jakich to się stało okolicznościach, jak bardzo uderzyło to w nasze prawa i jak bardzo uderza to w ogóle w państwo prawa – mówiła sędzia.
"Jedno z fundamentalnych praw każdego człowieka"
Sędzia opowiedziała, jak w 2018 roku wyglądało jej odwołanie. - W tym przypadku to nie było zwolnienie faksem. Otrzymaliśmy pismo o tym, że jesteśmy odwołani. I tak zakończyła się praca. To było przerwanie mojej kadencji po okresie 3,5 roku. Do końca kadencji było 2,5 roku – powiedziała.
Jej zdaniem, gdyby pozbawieni stanowisk sędziowie mieli możliwość odwołania się, to byliby w stanie wykazać, że nie było powodu do podejmowania takich decyzji. - Zostaliśmy powołani na okres kadencji. Kadencja to jest wartość niezmiennie ważna, jeżeli chodzi o sędziego funkcyjnego, bo ona ma gwarantować, że nie dojdzie do odwołania bez powodu, że sędzia funkcyjny ma pewność swojego bytu – dodała.
- Sędzia, będąc prezesem, wiceprezesem, nie przestaje być sędzią, on również orzeka. Jeżeli sędzia miałby orzekać z takim przeświadczeniem, że w każdej chwili mógłby zostać odwołany z zajmowanego stanowiska, to może się zdarzyć, że ten sędzia będzie uległy na wpływy władzy wykonawczej – powiedziała.
Sędzia Bojara zaznaczyła, że "prawo do sądu to jedno z fundamentalnych praw każdego człowieka". - W tym wypadku chodzi o prezesów, o wiceprezesów, ale ludzie zajmują różne stanowiska, wykonują różne zawody. I jeżeli nie będzie zagwarantowanej możliwości weryfikowania decyzji pracodawcy, przełożonego przez niezawisły sąd, to po prostu nie będziemy mogli mówić o państwie prawa – podkreśliła.
"Zdecydowanie większą satysfakcję czułbym, gdybym nie musiał sięgać po instrument skargi"
W rozmowie z reporterką TVN24 wyrok ETPCz skomentował też drugi ze skarżących, sędzia Mariusz Broda. Powiedział, że po ogłoszeniu wyroku "w pierwszej kolejności odczuł satysfakcję". - Natomiast zdecydowanie większą satysfakcję czułbym, gdybym nie musiał sięgać po instrument skargi do ETPCz, czyli gdyby państwo polskie potraktowało mnie i całą grupę prezesów w sposób zgodny z prawem - zaznaczył.
Podkreślał, że odwołanie go z funkcji wiceprezesa "na pewno nie było oparte na motywach merytorycznych, na zasadach praworządności, na fundamencie państwa prawa". - Pozostaje jedna możliwość. Niestety były to motywy polityczne, obliczone na uzyskanie z góry założonego celu - ocenił sędzia.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24