Wierzyłam w to, co robię. Czułam, że robię dobrze i że robię to dla dobrych ludzi. Naiwnie wpatrzona w autorytety, zakompleksiona i potrzebująca uwagi - powiedziała w wywiadzie dla OKO.press Emilia, która brała udział w akcji dyskredytowania sędziów nieprzychylnych zmianom w wymiarze sprawiedliwości. Za akcją tą mieli stać pracownicy Ministerstwa Sprawiedliwości. W rozmowie z portalem demaskator24.pl kobieta oświadczyła, że za pracę nie wypłacono jej "ani jednej złotówki", ale za to jej mąż "dostawał awanse".
Portal Onet ustalił, że Łukasz Piebiak jako wiceminister sprawiedliwości miał stać za zorganizowanym hejtem wobec sędziów, krytykujących zmiany w wymiarze sprawiedliwości wprowadzane przez Zjednoczoną Prawicę.
Dzień po pierwszych publikacjach Piebiak podał się do dymisji. Posłowie opozycji domagają się jednak również dymisji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry.
Według portalu za rozsyłanie kompromitujących materiałów odpowiedzialna była współpracująca z Piebiakiem kobieta o imieniu Emilia.
"To dowódcy, ja byłam tylko żołnierzem. Ich słowo było święte"
W wywiadzie dla OKO.press Emilia opowiedziała o tym, jak rozpoczęła współpracę z "Kastą", czyli jak informował Onet - zamkniętą grupą sędziów i prawników na komunikatorze WhatsApp, w której miał znajdować się między innymi ówczesny wiceminister Piebiak. Członkowie "Kasty" mieli zbierać kompromitujące materiały na niektórych sędziów.
"Zaczęło się około 2016 roku, gdy współpracować zaczął z nimi mój mąż (sędzia Tomasz Sz., obecnie pracownik nowej KRS - red.). Dzięki pomocy Macieja Mitery (rzecznik nowej KRS - red.) Tomek dostał wtedy przedłużenie delegacji w Ministerstwie Sprawiedliwości. Zorganizował spotkanie z Kubą Iwańcem, pracownikiem ministerstwa i prawą ręką Łukasza Piebiaka. Rozmawialiśmy, jak wykorzystać moje konto na Twitterze, o nie najgorszym zasięgu, do działań na rzecz ministerstwa, KRS i nowych sędziów. Chciałam pomóc, by mój mąż awansował i miał w końcu przyjaciół" - stwierdziła Emilia.
Podkreśliła, że była "dumna z każdej akcji i każdego wpisu".
"Wierzyłam w to, co robię. Czułam, że robię dobrze i że robię to dla dobrych ludzi. (...) Naiwnie wpatrzona w autorytety, zakompleksiona i potrzebująca uwagi, szczególnie ze strony męża" - wyznała.
Pytana, czy odczuwała satysfakcję z kontaktów z ludźmi z obozu władzy, wiedząc, że jej praca "podoba się wysoko postawionym osobom, na przykład wiceministrowi Piebiakowi", Emilia odparła: - To dowódcy, ja byłam tylko żołnierzem. Ich słowo było święte.
Przyznała, że "manipulowano" nią, ale nie była wtedy tego świadoma. Dodała, że teraz "nie wierzy w dobrą zmianę w wymiarze sprawiedliwości".
Kim jest "Szef"? "Moim zdaniem ŁP pisał o ZZ"
W wywiadzie udzielonym portalowi demaskator24.pl Emilia powiedziała, że w Ministerstwie Sprawiedliwości "jest grupa ludzi pracujących dla każdej opcji politycznej czy firmy".
Oświadczyła, że za pracę nie wypłacono jej "ani jednej złotówki", ale za to jej mąż "dostawał awanse". Była pytana, kim jest "Szef", który pojawiał się w korespondencji między nią a ówczesnym wiceministrem Łukaszem Piebiakiem. "Moim zdaniem ŁP pisał o ZZ" - odpowiedziała.
Autor: ads / Źródło: oko.press, demaskator24.pl