|

Jak zabłysnąć w czasie rozmowy w windzie? Pytamy nauczyciela geografii

Jak zabłysnąć w czasie rozmowy w windzie? Pytamy nauczyciela geografii
Jak zabłysnąć w czasie rozmowy w windzie? Pytamy nauczyciela geografii
Źródło: Shutterstock

Trzy lata - podobno tyle w skali życia przeciętny Polak spędza na rozmawianiu o pogodzie. Jak na typowego mieszkańca naszej części Europy przystało - głównie narzeka. Ale to, jak wiele będzie miał rzeczywiście o pogodzie do powiedzenia, w dużej mierze zależy od tego, co wyniesie z lekcji geografii. Co jeszcze łączy szkołę i pogodę? O tym rozmawiamy z Radosławem Koniecznym, nauczycielem w warszawskim XVII LO im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Przypominamy tekst z kwietnia 2022 r.

To nie jest wcale takie proste. Niemal co trzeci Polak twierdzi, że nie czuje się komfortowo, prowadząc small talk, czyli niezobowiązującą "rozmowę o niczym". Każdemu jednak zdarza się być zmuszonym, by zamienić choć kilka słów, stojąc w kolejce do kasy, spotykając współpracowników w windzie czy dosiadając się do kogoś w pociągu.

O czym wtedy rozmawiamy? Z sondażu przeprowadzonego w sierpniu 2020 roku przez SW Research wynika, że najczęściej poruszanym tematem (za czasem wolnym i życiem rodzinnym) jest pogoda. Wskazało ją ponad 57 proc. badanych.

O czym prowadzimy rozmowy?
O czym prowadzimy rozmowy?
Źródło: Babbel

Ten wynik to nie przypadek. W serwisach poświęconych pogodzie czytam, że rozmawiamy o niej kilka godzin w tygodniu, co daje nawet trzy lata z życia. W Polsce, gdzie średnia wieku to 77 lat.

Gdy latem 2021 roku jedna z korporacji taksówkarskich sprawdziła, o czym pasażerowie gawędzą z kierowcami (a to wzorcowy przykład small talku), okazało się co prawda, że 65 proc. debatowało o koronawirusie, ale już na drugim miejscu - 53 proc. wskazań - była pogoda. O pandemii powoli zapominamy, o pogodzie zapomnieć się nie da. Regularnie zadajemy sobie pytania: w co się ubrać, czy wziąć parasol, jak mocny krem z filtrem będzie potrzebny? Znajomością nieba można zdobywać uwagę na randkach i fanów w mediach społecznościowych, gdzie rekordy popularności biją hasztagi dotyczące ... chmur. A jak uczynić tę rozmowę o pogodzie ciekawszą?

Proszę sobie wyobrazić, że jedziemy razem windą. Ja zaczynam od klasycznego: "ale dzisiaj pogoda", a pan co na to odpowiada?

Radosław Konieczny: Wie pani, ja jestem introwertykiem. I gdy ktoś mnie zagaduje w windzie, z grzeczności zdawkowo odpowiadam.

Trochę nie wierzę. Pańscy uczniowie mówią, że o pogodzie to akurat mógłby pan rozmawiać z każdym, wszędzie i bez końca.

Rzeczywiście o pogodzie rozmawia mi się najłatwiej. Bez przerwy siedzę w aplikacjach pogodowych, na stronach pogodowych. To bardzo wdzięczny temat do rozmowy, bo pogoda jest zawsze…

… właśnie to zapamiętałam ze szkoły! Że nie wolno nam mówić, że "nie ma pogody".

Zawsze reaguję, gdy ktoś mówi, że nie ma pogody albo pyta, czy w weekend będzie pogoda. Tymczasem w Polsce jest ona nad wyraz ciekawa, bo bardzo zmienna i kapryśna. Trudną ją przewidzieć, często zaskakuje i przez to klimat jest ciekawy. 

Weźmy dla porównania taki Egipt, co tam można o pogodzie mówić…

Pewnie głównie nasze marudne "za gorąco".

Temat do ciekawej rozmowy to tam mają ledwie kilka razy w roku, gdy spadnie większy deszcz. A u nas w zasadzie codziennie coś można ciekawego zauważyć.

Na przykład w tamtym roku luty był bardzo śnieżny i zimny, a w tym roku - bardzo ciepły i wietrzny. Później przyszedł marzec bez deszczu, kwiecień to już huśtawka pogodowa, na początku zima, później prawie lato, teraz znowu mamy chłód. Dużo się dzieje i zawsze można ponarzekać na pogodę, a w narzekaniu jesteśmy bardzo dobrzy.

Radosław Konieczny jest pasjonatem pogody
Radosław Konieczny jest pasjonatem pogody
Źródło: archiwum prywatne

Rozmawiamy 22 kwietnia, na co moglibyśmy ponarzekać dziś?

Na niż Renata, który nam przynosi z północnego wschodu arktyczne powietrze. I pewnie o tym zacząłbym pani opowiadać w czasie tej umownej rozmowy w windzie, zagadany o pogodę. To dzięki, a właściwie przez ten niż, chłodne są ostatnie dni. Mógłbym wspomnieć, że chłodniejszy w porównaniu z wieloletnią średnią.

Lubię pogodowe statystyki. Znajomi często najpierw o prognozy pytają mnie, a dopiero potem zaglądają do oficjalnych prognoz.

To pewnie przed majówką udziela pan już stałych konsultacji?

Nie do końca, bo jak ktoś mnie pyta o majówkę, to mówię, że jest za wcześnie.

A kiedy nie jest za wcześnie?

Trzy dni. To jest termin, kiedy mogę się wypowiedzieć i biorę za to odpowiedzialność.  

Czyli gdy ja codziennie sprawdzam długoterminowe prognozy, żeby się dowiedzieć, kiedy w końcu będzie słońce, to pogodowa naiwność?

Przewidywanie trzy dni do przodu jest w porządku. Na jedną dobę przed to już ponad dziewięćdziesiąt procent sprawdzalności. Dwutygodniowe prognozy mają sprawdzalność tak małą, że nie traktowałbym ich do końca poważnie. Więc musi pani wiedzieć, na co się pani pisze, zaglądając do nich.

Ja przestrzegałbym przede wszystkim przed tymi, które w październiku straszą, jak śnieżna będzie zima. Oczywiście są modele, które to prognozują, podobnie jak już dziś można poczytać, jakie będzie lato, ale traktowałbym to rozrywkowo. Nie przywiązywałbym się do takich prognoz wcale.

Nie wszyscy mają luksus podejmowania decyzji o wyjeździe wakacyjnym na trzy dni przed. Co im pan poradzi?

Matematykę. Należy po prostu patrzeć na statystyki. Oczywiście pewności nie ma, ale jeśli planujemy wakacje na przykład w pierwszej dekadzie sierpnia, to warto przeanalizować dane z ostatnich lat dla tego właśnie okresu.

Gdy planuję wyjazd, długie godziny spędzam w aplikacjach pogodowych. Mam fioła na tym punkcie, przyznaję. Na samym wyjeździe też muszę wiedzieć w każdej godzinie, jaka będzie pogoda, żeby wiedzieć, kiedy mogę co zrobić. Kiedy plaża, a kiedy spacer.

Brzmi to jak szaleństwo, ale znajomi lubią ze mną jeździć na wakacje. Byliśmy kiedyś na bardzo obleganej plaży, trudno się było gdzieś rozłożyć. W pewnym momencie zaczęła nadciągać strasznie wyglądająca chmura. Popłoch. Wszyscy się zmyli, a ja mówię znajomym: spokojnie, my zostajemy. I zostaliśmy... sami na plaży. Zajęliśmy najlepsze miejsca nad samym brzegiem. Nie padało.

Co to była za chmura?

Cumulonimbus oczywiście. Groźna bardzo, ale na podstawie obserwacji stwierdziłem, że nas ominie. I tak się stało.

Prognozowanie w Polsce to nie jest łatwa robota. We wspomnianym już Egipcie synoptyk nie musi niemal nic robić, może powiedzieć z całą stanowczością, że jutro też będzie słonecznie. A u nas jest ciężko. Nie zazdroszczę synoptykom. Zwłaszcza przy długich weekendach, gdy najpierw wszyscy planują wyjazdy, a potem psioczą na niesprawdzone prognozy.

Rozumiem, że aktualnie powinniśmy psioczyć raczej na niż Renata, a synoptykom dać spokój?

Akurat niże tego typu, jak ten o imieniu Renata, są dość stabilne. Można więc prognozować, że przez kolejnych kilka dni będą kształtować pogodę. Niże oznaczają pochmurną pogodę, a powietrze wiruje w nich na naszej półkuli przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Czyli ten konkretny niż, stojąc za naszymi wschodnimi granicami, ściągał do nas wilgotne i zimne powietrze z rejonów wschodnich i północno-wschodnich. Dlatego też w Wielkanoc pogoda nas nie rozpieszczała.

A ja dzięki temu mogłabym w tej w windzie powiedzieć do pana: kwiecień plecień, bo przeplata.

Tak, ten kwiecień rzeczywiście pasuje do przysłowia. Ale już w marcu jednak nie do końca było w tym roku "jak w garncu". Był wyjątkowo stabilny. I niestety prawie nie padało - trochę na początku miesiąca i potem dopiero na koniec.

Trzeba się martwić?

Zdecydowanie. Bezśnieżne zimy, zmiana charakteru opadów - są coraz rzadsze i coraz intensywniejsze - powodują, że mamy naprawdę duże braki wody. I trzymajmy kciuki, żeby padało jak najczęściej i jak najmniej intensywnie, żeby ta woda mogła spokojnie wsiąkać w glebę, bo zasoby wody słodkiej mamy niewielkie.

U nas śnieg prawie nie pada, a zaczyna gdzieś indziej. Gdy pan wspomniał o tym Egipcie, to przypomniałam sobie, jak w 2013 roku na dyżurze dziennikarskim pisałam o tym, że spadł tam śnieg. Pamięta pan?

Ludzie się fascynują takimi zjawiskami. Ale jest pani pewna, że to nie był fake news? Bo kilka miesięcy temu sam się niemal na taki nabrałem. Zdążyłem się podekscytować, a żadnego śniegu nie było.

Śnieg się czasem zdarza w Arabii Saudyjskiej czy na Saharze. Ale to ewenement i kiedy widzimy takie wiadomości, trzeba zachować czujność.

Tak, wtedy można było to zweryfikować dzięki kamerom nadającym obraz na żywo z Kairu. Nowe technologie pomagają w obserwacjach pogody, prawda?

Bardzo i sam często polecam uczniom korzystanie z różnych stron czy aplikacji. Chcę, żeby byli na bieżąco, zwłaszcza gdy zajmujemy się atmosferą.

To jest niesamowite, jak można uczyć teorii i automatycznie sprawdzać za oknem, jak się ona ma do rzeczywistości. Możemy w każdej chwili zobaczyć, co się teraz dzieje na mapach, zasymulować, co się będzie działo i na następnej lekcji sprawdzić, czy rzeczywiście się zadziało. To prognozowanie i późniejsza sprawdzalność pogody to jest coś, co mnie najbardziej fascynuje. Plus oczywiście jakieś ekstremalne zjawiska pogodowe, bo to też robi wrażenie.

Są piękne, ale trudniej je podziwiać, wiedząc, jakie spustoszenie niosą.

To na pewno. Podobnie jak mając świadomość, że będzie ich coraz więcej. To właśnie efekt zmian klimatu. Jest coraz cieplej, coraz więcej energii zbiera się w atmosferze. Skoro morza są coraz cieplejsze, to coraz silniejsze będą cyklony tropikalne, takie jak huragany czy tajfuny. Częstsze i silniejsze będą też burze i trąby powietrzne.

To właśnie obserwowaliśmy w lutym w Polsce?

Tamte wiatry były spowodowane głębokimi niżami, a głębokie niże były spowodowane ciepłym Atlantykiem.

Oczywiście niektórzy uważają, że kiedyś też tych zjawisk ekstremalnych było tak dużo, tylko po prostu nie mieliśmy telefonów, nie nagrywaliśmy tego, nie było takiej szybkiej informacji, jak jest dzisiaj. Ale to nieprawda.

Jakieś przykłady?

W latach 1961-1990 w Polsce było średnio 3,5 dnia z upałami w trakcie roku. 3,5 dnia! W ostatniej dekadzie mamy wzrost o około 300 procent. We Wrocławiu mamy już ostatnio nawet średnio 14 takich upalnych dni rocznie. Upał to temperatura powietrza 30 stopni i wyższa.

Osobiście w zmianach klimatu przeraża mnie najbardziej deficyt wody, który może się pojawić na większą skalę również w Polsce. Mało osób zdaje sobie sprawę, że w Europie, obok Malty i Cypru, mamy najmniej wody na jednego mieszkańca. Nasz kraj nie kojarzy się z małą sumą opadów. Mamy umiarkowany ciepły przejściowy klimat ze średnią sumą opadów, a jednak mamy problem z wodą. Dwa lata temu w Skierniewicach zabrakło jej ludziom w kranach i takich sytuacji może być coraz więcej. A zmiany klimatu będą to bardzo mocno przyspieszać.

Porozmawiajmy przez chwilę - jak to w windzie - o czymś milszym. Pan podobno już z wielotygodniowym wyprzedzeniem mówi uczniom, że nadchodzą pana ulubione pogodowe tematy. Uczniowie też lubią te lekcje?

Po uśmiechach na twarzach wnioskuję, że tak. Na tych lekcjach daję z siebie wszystko i chyba widać pasję. Może trochę za dużo wymagam, jeśli chodzi o ten dział?

Czego powinni nauczyć się licealiści o atmosferze?

Tłumaczę ten dział naprawdę dokładnie, bo chciałbym, żeby jak najwięcej zrozumieli. Omawiamy wszystkie elementy pogody i klimatu, między innymi: temperaturę powietrza, cyrkulację powietrza, wilgotność powietrza z zachmurzeniem i opadami. Pojawiają się także ekstremalne zjawiska pogodowe, zagadnienia z fizyki atmosfery dotyczące obiegu ciepła, a także rozmieszczenie klimatów na kuli ziemskiej.

Na maturze prawie zawsze jest klimatogram, czyli trzeba umieć po wykresie rozpoznać klimat, sugerując się średnimi temperaturami powietrza i sum opadów w poszczególnych miesiącach.

Wiele uwagi poświęcam zmianom klimatu.

Ale tego nie ma za dużo w podstawie programowej. Od kilku lat różne znamienite instytucje piszą w tej sprawie do resortu edukacji.

Podstawa mnie nie ogranicza. Chcę, żeby uczniowie jak najwięcej pojęli i jak najczęściej sami reagowali na kompromitujące wypowiedzi niektórych polityków, celebrytów, czasami nawet naukowców. Choć chyba trzeba ich nazwać pseudonaukowcami.

Ostatnio znów słyszałem dziennikarza, który kpił z globalnego ocieplenia, odnosząc się do kwietniowych opadów śniegu. Nie rozumiem, jak tak można. Ale właściwie czemu się dziwię, skoro w zeszłym roku w podobnym tonie wypowiadał się wiceminister edukacji Tomasz Rzymkowski.

Złości to pana?

Irytują mnie takie rzeczy i zwracam uwagę uczniom, żeby reagowali w takich sytuacjach. Czy to w mediach społecznościowych, czy w rozmowach ze znajomymi, rodziną, którzy opowiadają głupoty na temat klimatu. Niech mówią, jak jest.

Musimy pamiętać, że w zwrocie "globalne ocieplenie klimatu" są dwa naprawdę ważne słowa, których okazuje się, wiele osób nie rozumie. Klimat mylą z pogodą, a to, co się dzieje za ich oknem, jest dla nich "globalne". I tak snują opowieści o tym, że skoro u nich spadł śnieg, to klimat na świecie się nie ociepla.

Ci ludzie pana zdaniem naprawdę nie odróżniają pogody od klimatu?

Mam wrażenie, że niektórzy nie chcą tego rozumieć albo udają, że nie rozumieją. A przecież to jest bardzo proste do zrozumienia.

Da się wyjaśnić w 280 znakach na Twitterze?

Oczywiście.

W szkole, gdy pytam, co to jest pogoda, to licealiści wiedzą, że to jest aktualny stan atmosfery. A żeby mówić o klimacie, trzeba mieć jej wieloletnie obserwacje.

Proste i krótkie. Na Twittera też by się pewnie nadało.

Dlatego myślę, że ci celebryci czy politycy powielający bzdury, wiedzą, jaka jest różnica. To nie jest niestety kwestia braku edukacji. To kwestia właśnie polityki, naginania rzeczywistości pod swoje poglądy polityczne.

I tak przeszliśmy do czegoś, co w rozmowie w windzie mogłoby już nie być przyjemne i lekkie. Pogoda i klimat stały się tematami politycznymi.

Obserwuję to ze smutkiem. Bo to smutne, że mamy w Polsce polityków, którzy twierdzą, iż węgiel jest naszym czarnym złotem i trzeba w niego dalej inwestować. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, że to stoi w sprzeczności z wiedzą naukową o globalnym ociepleniu.

Nie bez powodu pan prezydent Andrzej Duda za podobne stwierdzenie został w 2018 roku nagrodzony "Klimatyczną bzdurą roku" portalu Nauka o Klimacie.

Andrzej Duda i "Klimatyczna bzdura roku"
Andrzej Duda i "Klimatyczna bzdura roku"

Dziś fakty są takie: albo stawiamy na węgiel, albo walczymy z globalnym ociepleniem. Jeżeli stawiamy na węgiel, to zakładamy, że nie ma globalnego ocieplenia. O to mogą sprzeczać się tylko politycy. Naukowcy są zgodni.

A uczniowie się sprzeczają?

Mam wrażenie, że oni wiedzą więcej na ten temat niż politycy. Nie bez powodu wielu z nich angażuje się choćby w Młodzieżowy Strajk Klimatyczny.

Jak będziemy słuchać młodych, to jest szansa, że powstrzymamy zmiany klimatu?

Boję się, że jak młodzi będą mogli sami decydować, to już będzie za późno na jakieś działania. To jest ostatni dzwonek na powstrzymanie negatywnych zmian. Tak, trzeba słuchać ich teraz. Choć oczywiście są też tacy młodzi, którzy na przykład - wskutek poglądów rodziców - mają "swoje zdanie na ten temat". Ja cały czas zachęcam, żeby sprawdzać, jakie jest stanowisko nauki. A sprawdziany robię z faktów, a nie z opinii.

Lasota: nie ma kompleksowego planu odejścia od rosyjskich surowców
Lasota: nie ma kompleksowego planu odejścia od rosyjskich surowców
Źródło: TVN24

Czyli nie można się z panem w szkole pokłócić?

Jestem bardzo otwarty na rozmowy, dyskusje, debaty na lekcjach. Są takie kontrowersyjne tematy w geografii, które do tego zachęcają, na przykład energetyka atomowa. Uczniowie mogą mieć inne zdanie niż ja, ale ważne, żeby potrafili je uargumentować. Tu wiedza naukowa zawsze jest kluczowa.

Geografia raczej nie kojarzy się z debatowaniem. O co jeszcze można się spierać na tych lekcjach?

O migracje, kwestię podejścia do uchodźców, geografię polityczną, kwestię uznania i nieuznania jakichś państw na mapie politycznej świata. To są rzeczy, które naprawdę potrafią rozpalić dyskusję. I dobrze prowadzone lekcje geografii mogą uczyć argumentowania i debatowania.

Wróćmy do rozrywki i pogody. Uczniowie podsyłają panu czasem memy i tik-toki pogodowe?

Najczęściej zdjęcia chmur. Niesamowita była dla mnie sytuacja z 24 czerwca zeszłego roku. Szedłem na spacer, spojrzałem w górę i zobaczyłem TE chmury. Mammatus! Przepiękne. Zerknąłem na telefon, a tam już miałem kilkadziesiąt wiadomości od moich absolwentów z ich zdjęciami nieba.

To świetne uczucie wiedzieć, że ktoś zobaczył fajną chmurę i od razu pomyślał o mnie.

Mammatusy zachwyciły Reporterów 24
Mammatusy zachwyciły Reporterów 24
Źródło: Mkms / Kontakt 24

Chmury są ważne w moim życiu, często je obserwuję. Dzięki temu, że je tak lubię, już od 16 lat prowadzę też kursy maturalne w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Ktoś im tam doniósł, że jestem pasjonatem chmur, polecił mnie, odezwali się i tak już zostało.

Czym się właściwie objawia u pana to "lubienie chmur"?

Robię własne zdjęcia, oglądam cudze. Jestem na różnych grupach internetowych, gdzie ludzie się nimi wymieniają. Podziwiam fantazyjne kształty, jakieś nietypowe kolory. Nie wiem, skąd mi się to wzięło. Mówiąc szczerze, tak jest, odkąd pamiętam. Kiedyś wszyscy mi wróżyli, że zostanę prezenterem pogody.

I co poszło nie tak?

Wie pani co, próbowałem. Nawet bardzo mi zależało. Zgłosiłem się, gdy startowało TVN Meteo, doszedłem do finału. Całe wakacje mnie szkolili, jak to dobrze robić. Teraz wiem już jednak, że kamera za bardzo mnie stresuje.

Mem o pogodzie
Mem o pogodzie
Źródło: paczaizm

Stresuje pana kamera, a 30 nastolatków w klasie - już nie?

W klasie czuję się jak ryba w wodzie. Pierwsza lekcja z nową grupą jest rzeczywiście bardzo stresująca, bo wszyscy obserwują, analizują każdy ruch i słowo. Ale potem jest już łatwo. Na pierwszej lekcji ustalam bardzo klarowne zasady współpracy, potem konsekwentnie je realizuję i myślę, że dzięki temu dobrze się dogadujemy.

Jak odróżnić prawdziwego pasjonata chmur od takiego windowego pogodowego gawędziarza?

Pasjonat chmur wie, co one mogą oznaczać. Jaką pogodę zapowiadać albo jakie jej zmiany. Nadejście frontów atmosferycznych oznacza sekwencję chmur. Na przykład front ciepły, który przyniesie raczej długotrwałe i mniej intensywne opady, objawi się nadejściem cirrusa, cirrostratusa, następnie altostratusa i na końcu nimbostratusa. Po jego przejściu ociepli się.

Rodzaje chmur
Rodzaje chmur
Źródło: Shutterstock

Zaglądam na Instagram, gdzie wiele osób wrzuca zdjęcia nieba. Hashtag #skyporn ma prawie 30 milionów wpisów, #clouds - 125 milionów. Można na chmurach zrobić karierę w internecie?

Na pewno! Uczniom polecam na przykład pana Grzegorza Zawiślaka (Polish Storm Chaser - red.). Na Facebooku obserwuje go już ponad 120 tysięcy osób. On niesamowicie opowiada o pogodzie, zwłaszcza o tych ekstremalnych zjawiskach. Jest najbardziej znanym łowcą burz w Polsce. Robi relacje na żywo, jeździ wszędzie tam, gdzie coś ciekawego się dzieje na niebie. Jakaś burza, jakaś trąba powietrzna, on tam jest i relacjonuje. A przede wszystkim wyjaśnia.

Z takimi ludźmi warto jest tworzyć internetową społeczność, brać z nich przykład. Takie kariery internetowe to coś godnego podziwu.

A jakie plany na karierę zawodową mają uczniowie, którzy wybierają w liceum rozszerzoną geografię?

Moja szkoła znana jest z tego, że dużo osób dostaje się do Szkoły Głównej Handlowej. Geografia jest popularna wśród osób wybierających się na kierunki ekonomiczne. Ale mam też uczniów, którzy chcą studiować geografię, geologię, geodezję, kartografię, gospodarkę przestrzenną. Moim zdaniem bardzo przyszłościowa jest geoinformatyka.

To połączenie informatyki i geografii, gdzie pracuje się nad przetwarzaniem i analizowaniem informacji geograficznej, których skutkiem jest na przykład tworzenie map cyfrowych. Bez geolokalizacji trudno sobie wyobrazić dzisiaj naszą codzienność. To nie tylko systemy nawigacji, ale wiele różnych aplikacji, z których codziennie korzystamy, gdy zamawiamy taksówkę czy jedzenie do domu. 

Moim zdaniem geografia to najbardziej interdyscyplinarny przedmiot w szkole. Opowiadamy o skałach, o kosmosie, o bezrobociu czy o gospodarce. Tutaj znajdą dla siebie tematy i przyrodnicy, i humaniści, i umysły ścisłe. Dlatego tak wiele kierunków bierze geografię pod uwagę przy rekrutacji na studia.

Przez lata geografia była popularna na maturze, bo uważano ją za łatwą, ale średnie wyniki w okolicy 20 procent na rozszerzeniu raczej tego nie potwierdzają. Dlaczego tak jest?

Uchodzi za łatwą i myślę, że taka rzeczywiście jest - na przykład w porównaniu z historią, gdzie zakres materiału jest ogromny.

Ale te wyniki są tak słabe, ponieważ część osób podchodzi do matury z geografii tylko dlatego, że trzeba jakiś przedmiot rozszerzony wybrać. A geografia jest wybierana, bo właśnie uchodzi za łatwą. A skoro nie ma progu zdawalności, to są tacy, którzy wybierają, ale się do egzaminu w ogóle nie uczą. I później mamy średni wynik na poziomie tych dwudziestu paru procent.

Żaden z moich uczniów nigdy nie zszedł do takiego poziomu.

Popularność przedmiotów maturalnych
Popularność przedmiotów maturalnych

Mówił pan już trochę o postępującej cyfryzacji. Po co w takim scyfryzowanym świecie młodzież wciąż się uczy na pamięć map konturowych?

Moim zdaniem wykształcony człowiek powinien wiedzieć, gdzie jest dany kraj, gdzie leżą te czy inne góry. Owszem, można to sprawdzić w telefonie. Ale głupio tak w czasie rozmowy wszystko na nim sprawdzać, prawda? W windzie to by pewnie czasu zabrakło. Albo wi-fi.

Mam taką informację zwrotną od absolwentów, że wiele takich rzeczy, których musieli się nauczyć na pamięć, przydało im się w życiu.

Ale nie tylko w "Milionerach" czy "Jeden z dziesięciu"?

Nawet nie tylko przy rozwiązywaniu krzyżówek. Zapewniam.

Słyszałam, że równie wielką uwagę jak co do znajomości map, przykłada pan do stref klimatycznych. Dlaczego właśnie do nich?

Przykładam wagę do powiązań w geografii. Strefy klimatyczne wiążą się ze strefami glebowymi i roślinnymi. Jedno wynika z drugiego. Ale są też inne powiązania. Jeśli uczeń będzie wiedział, gdzie w Polsce występują skały węglanowe, to będzie wiedział jednocześnie, gdzie mamy gleby rędziny, gdzie są cementownie i jaskinie.

A jak zmienili się przez 19 lat pana pracy w szkole pan i pana uczniowie?

Dzisiejszej młodzieży trudniej się skupić. Na pewno częstsze są też u nich problemy natury psychicznej. Oni są naprawdę pokiereszowani reformami edukacji, zdalnym nauczaniem.

Ja z kolei jestem dziś bardziej cierpliwy. Kiedy zaczynałem pracę, musiałem wiele czasu poświęcać na przygotowanie lekcji. Tworzyłem sam dużo materiałów i zadań. Dziś mam już tego sporo, również w formie cyfrowej. Ale to nie oznacza, że nie muszę się wcale przygotowywać. Szczególnie na geografii społeczno-ekonomicznej trzeba to robić właściwie każdego dnia. Podręcznik, który wychodzi, już w dniu wydania jest w jakiejś części nieaktualny.

W tym roku z maturzystami omawiałem akurat geografię polityczną i konflikty zbrojne w lutym, kiedy zaczęła się wojna w Ukrainie. A mam w klasie dwie uczennice pochodzące z Ukrainy

I jak to wyglądało?

To było bardzo trudne. Oczywiście o sytuacji i konflikcie między Rosją a Ukrainą uczę od 2014 roku, kiedy to się zaczęło, ale dla uczniów to mimo wszystko było dotąd dość odległe.

Trzeba im pokazywać fakty. Oczywiście w podręczniku tego nie ma, ale to jest rola nauczyciela, żeby reagował na to, co się dzieje.

Nie tylko Ukraina jest tego przykładem. Bardzo dużo dzieje się na przykład w energetyce, którą omawiamy w drugich klasach. Ten wzrost cen surowców, teraz sankcje na Rosję, cały czas o tym mówię na lekcjach - to temat ważny dla moich uczniów. Czytają różne wiadomości i to jest fajne, że mogą od razu skonfrontować to, co jest na lekcji z tym, co się dzieje wokół nich.

Regularnie zabiera ich pan też na wycieczki w okolice Płocka. Dlaczego tam?

Jeszcze poprzednia nauczycielka geografii zawiązała współpracę z Uniwersytetem Warszawskim. W Murzynowie pod Płockiem jest Mazowiecki Ośrodek Geograficzny, tam wyjeżdżają na praktyki studenci geografii, geologii, ochrony środowiska, na zajęcia terenowe. Mamy tam na przykład najbliższy Warszawy obszar z rzeźbą młodoglacjalną. A ja wierzę, że geografii trzeba też uczyć w terenie, a nie tylko w sali lekcyjnej. Można mieć wspaniałe animacje, zdjęcia, ale jednak świat trzeba oglądać też na żywo. Poznajemy między innymi krajobraz wsi mazowieckiej, zasady funkcjonowania elektrowni wodnej we Włocławku, zasady segregacji odpadów w Kobiernikach, zasady rolnictwa ekologicznego w Grzybowie. Lubię to.

Wiem już, że nie namówię pana na prognozowanie pogody na mój urlop. A na prognozowanie, co będzie na maturze z geografii?

Uczniom zwykle mówię, że wszystko. Ja się nigdy nie zastanawiam, co będzie na maturze, po prostu robię swoje. I to samo radzę maturzystom.

Czytaj także: