Winny - taki wyrok usłyszał dziennikarz Endy Gęsina-Torres, który przeprowadził prowokację w ośrodku dla uchodźców i został oskarżony m.in. o składanie fałszywych zeznań. Białostocki sąd rejonowy odstąpił jednak od wymierzenia kary.
Sąd uznał, że dziennikarz telewizji publicznej jest winny, ale uznał jego czyn za tzw. przypadek mniejszej wagi i odstąpił od wymierzenia kary. Zasądził natomiast 2 tys. zł świadczenia pieniężnego na cel społeczny.
Prokuratura domagała się kary pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata. Obrona i sam oskarżony - umorzenia sprawy przy uznaniu, że czyn miał znikomą szkodliwość społeczną.
Dziennikarz przekazał tvn24.pl że nie będzie obecnie komentował wyroku. Wyjaśnił, że nie wyklucza apelacji, jednak najpierw musi zapoznać się z pisemnym uzasadnieniem wyroku. Ten nie jest prawomocny.
Dostał się do ośrodka dla uchodźców
- Jakikolwiek wyrok skazujący nie byłby proporcjonalny dla dobra, które wyrządził dziennikarz. Poza tym naruszy wolność słowa i spowoduje tzw. mrożący efekt - dziennikarze będą bali się podejmować trudne tematy w strachu, że mogą zostać za to ukarani - mówiła wcześniej Dominika Bychawska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która brała udział w procesie.
Endy Gęsina-Torres dostał się do strzeżonego ośrodka dla cudzoziemców w Białymstoku w styczniu tego roku. Dał się zatrzymać przez policję, wykorzystał swoje kubańskie pochodzenie, podał fałszywe dane personalne i historię swego rzekomego przekroczenia granicy z Białorusią (CZYTAJ WIĘCEJ).
W ośrodku nagrał ukrytą kamerą materiał do programu. Po tym gdy go zdemaskowano, został oskarżony.
Autor: nsz//kdj / Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP | Artur Reszko