W centrum Warszawy nieuczciwi dorośli żerują na naiwności nieletnich. "Prosto z Polski" podjęło sprawę, o której pierwszy pisał portal tvn24.pl. Dzieci zatrudnione przez firmę kosmetyczną rozdawały na ulicach stolicy ulotki reklamowe. Niestety za darmo.
Sprawa wyszła na jaw po interwencji straży miejskiej. Do strażników zaczęli się zgłaszać rodzice dzieci niespodziewanie wyrzuconych z pracy.
Dzieci miały zarabiać po 50 złotych dziennie. Dla większości nastolatków była to pierwsza praca w życiu. Chcieli zarobić na wakacyjne wyjazdy.
Pracodawca umowy z rozdającymi ulotki zrywał na dzień przed wypłatą. Mówił, że nie zapłaci, bo ktoś z ulotkowiczów na chwilę usiadł, albo stał nie w tym co trzeba miejscu.
- Doszło do złamania art. 200 paragrafu 8. Kodeksu Pracy mówi Norbert Grabowski, naczelnik wydziału specjalistycznego stołecznej straży miejskiej. - Młodociani pracownicy pracowali zbyt długo, nie proszono ich o pisemną zgodę rodziców i zaświadczenia lekarskie świadczące o braku przeciwwskazań do pracy.
Klauzulę niewypłacania pensji w razie "uchybień w pracy" miały zawierać podpisywane z młodocianymi pracownikami umowy. Miały... bo nikt poza wypoczywającym na wakacjach szefem nie ma do nich dostępu. - Ja prosiłam o kopię umowy, ale pani powiedziała mi, że szef kazał nie dawać tej umowy nikomu - opowiada wyrzucona z pracy 16-latka. Kłopoty z zobaczeniem dokumentów miała nawet policja.
Bez umowy w ręku oszukani pracownicy nie mieli podstaw do jakichkolwiek roszczeń. Ich rodzice od kilku dni bezskutecznie próbowali skontaktować się z pracownikami gabinetu i zobaczyć zdeponowane w siedzibie firmie umowy.
Jedna z pracowniczek salonu była przez kilka godzin przesłuchiwana przez policję. Po wyjściu z komisariatu przy ulicy Dzielnej odmawiała jakichkolwiek komentarzy w tej sprawie, tłumacząc, że to pomyłka. Z szefem firmy nie udało się nam skontaktować, bo - jak powiedzieli jego pracownicy - był na wakacjach.
Źródło: tvn24