Cześć kochanie, trochę mnie nie było. Byłem na urlopie. Kocham Cię – esemesa o takiej treści otrzymała pani Beata – ofiara stalkingu – w kilka godzin po tym, jak jej dręczyciel wyszedł z aresztu. Sprawa ciągnie się od miesiąca. Policjanci przyznają, że są bezradni.
Sytuację Beaty Kryńskiej magazyn „Prosto z Polski” opisywał już 17 maja. Od tamtej pory sprawa nadal jest w toku.
Kobieta od swojego dręczyciela otrzymywała setki telefonów i wulgarnych esemesów. Zmiana numeru telefonu nie wchodziła w grę ponieważ pani Beata pracuje w nieruchomościach i telefon, który jest jednym z jej podstawowych narzędzi pracy, znajduje się na stronie internetowej jej firmy.
Policjanci sobie nie radzą
Po emisji programu mężczyzna został złapany, tymczasowo aresztowany lecz po kilku tygodniach zwolniony za kaucją. Policjanci sami przyznają, że nie wiedzą jak się za to zabrać. Aktualnie gromadzą materiał dowodowy, który otrzymali głównie od pani Beaty.
Pani Beata jest na skraju załamania. Stalker po włamaniu na jej konto abonenckie ma też numery do jej znajomych, z czego ochoczo korzysta. Mężczyzna umieścił też na internetowych seks stronach ogłoszenia ze zdjęciami pani Beaty i jej koleżanek. - Praktycznie o niczym innym nie myślę tylko jak z tym walczyć, jak dorwać tego mężczyznę. Nie mam możliwości pracować, klienci nie mają szansy się do mnie dodzwonić - żali się pani Beata.
Będzie kara?
We Włoszech kilka ofiar stalkingu popełniło samobójstwo, w Niemczech stalkerzy są karani, w Polsce na dzień dzisiejszy to wykroczenie nie jest określone w żadnym z kodeksów.
Minister sprawiedliwości – Krzysztof Kwiatkowski zapowiedział we wtorek na konferencji prasowej, że zjawisko stalkingu w Polsce jest na tyle duże, że trwają już prace nad wprowadzeniem pojęcia do kodeksu karnego. W nowych przepisach za uporczywe dręczenie groziłoby do trzech lat więzienia.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24