Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Szczecinie sprawdza, czy dowódcy mogli narazić na utratę życia lub zdrowia 14 żołnierzy podczas ćwiczeń na poligonie w Drawsku Pomorskim - dowiedział się portal tvn24.pl. O sprawie zatrucia wojskowych tlenkiem węgla informowaliśmy już dwa miesiące temu. - Za czyn, o który wszczęte zostało postępowanie, grozi do trzech lat więzienia - potwierdza nasze informacje płk Kazimierz Prawucki, Wojskowy Prokurator Garnizonowy ze Szczecina.
Prokuratura początkowo odmówiła wszczęcia dochodzenia, ale swoją decyzję zmieniła po przedstawieniu przez Żandarmerię Wojskową informacji na temat warunków panujących na drawskim poligonie, czyli - jak określa go Dowódca Wojsk Lądowych generał Zbigniew Głowienka - "naszej eksportowej wizytówce" i zażaleniu samych pokrzywdzonych. - Postępowanie zostało wszczęte 21 grudnia i powinno zakończyć się do 21 lutego - wyjaśnia płk Prawucki.
Postępowanie "w biegu"
W ostatnich dniach oskarżyciele zażądali przekazania im "ze względu na istotne znaczenie dowodowe" uwierzytelnionej kserokopii całości dokumentacji medycznej z ambulatorium jednostki wojskowej oraz od komendanta 107. szpitala wojskowego w Wałczu. - Rzeczywiście zbieramy materiały lekarskie, będziemy zasięgać także opinii biegłego w tej sprawie - potwierdza Wojskowy Prokurator Garnizonowy ze Szczecina.
Pokrzywdzeni żołnierze zostali już przesłuchani przez prokuratorów. Czy wezwani do prokuratury zostaną także ich dowódcy? - Postępowanie objęte jest tajemnicą śledztwa więc o jego dalszym przebiegu nie będę mówił - ucina płk Prawucki.
Nieprawidłowości czy nie?
O sprawie zatrucia żołnierzy 12. Brygady Zmechanizowanej i innych nieprawidłowości na drawskim poligonie w Konotopie pisaliśmy po raz pierwszy 25 listopada ubiegłego roku. Powołując się na notatkę (PRZECZYTAJ CAŁOŚĆ) Szefa Służby Zdrowia Zgrupowania Poligonowego por. Remigiusza Drzewieckiego, opisaliśmy wówczas szereg zaniedbań, do których miało dochodzić podczas ćwiczeń. Lekarz informował dowództwo między innymi o braku możliwości prawidłowego zabezpieczenia medycznego zgrupowanych na poligonie żołnierzy i zagrożeniu sanitarno-epidemiologicznym.
W notatce opisywał też sytuację z 8 listopada, kiedy do ambulatorium zgłosiło się w porze obiadowej 14 żołnierzy z bólami i zawrotami głowy oraz dusznościami. Lekarz stwierdził podejrzenie zatrucia tlenkiem węgla, na skutek awarii nagrzewnicy, która powinna była dostarczać ciepłe powietrze do namiotów. Żołnierze trafili tego samego dnia do wojskowego szpitala w Wałczu. Tam lekarze, jak pisał porucznik Drzewiecki, mieli po przeprowadzeniu badań rozpoznać u nich "zatrucie tlenkiem węgla w godzinach rannych".
Dowództwo od początku zaprzeczało naszym informacjom, a początkowo także istnieniu notatki Szefa Służby Zdrowia. W specjalnym komunikacie rzecznik prasowy Dowództwa Wojsk Lądowych ppłk Tomasz Szulejko pisał wówczas między innymi, że 14 żołnierzy 12. BZ "po kilku godzinach pobytu w szpitalu, w czasie których wykonano niezbędne badania, powrócili do macierzystego pododdziału". W rzeczywistości trafili na zwolnienia.
Postępowanie szczecińskiej prokuratury garnizonowej toczy się w związku z artykułem 160., paragraf 1., który mówi, że każdemu, kto naraża człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, grozi kara trzech lat więzienia.
* Przed publikacją tekstu nie udało nam się skontaktować z dowództwem 12 Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej. O godzinie 14 w sekretariacie zastępcy dowódcy poinformowano nas, że w piątki dowództwo pracuje do godz. 13:30 i "po niej nie ma już żadnej możliwości kontaktu".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24