- Gdyby brak kompetencji, lenistwo, chaos były największymi błędami PiS-u i rządu panów Kaczyńskiego i Morawieckiego, to byłoby pół biedy - mówił w Sejmie premier Donald Tusk. Jak stwierdził, PiS od wielu lat "działa tu w Polsce pod wpływem rosyjskich interesów i rosyjskich wpływów". Skomentował też sprawę sędziego Tomasza Szmydta. Określił go jako "białoruskiego lub rosyjskiego agenta", który "został wyznaczony przez PiS" do rozmontowania polskiego systemu prawa. Przemówienie premiera było zakłócane przez posłów Zjednoczonej Prawicy.
W czasie debaty nad wotum nieufności wobec ministry klimatu i środowiska Pauliny Hennig-Kloski głos z mównicy zabrał między innymi premier Donald Tusk. Stanął on w obronie szefowej resortu, ale poruszył także inne wątki.
- Gdyby brak kompetencji, lenistwo, chaos były największymi błędami PiS-u i rządu panów Kaczyńskiego i Morawieckiego, to byłoby pół biedy. W sprawie, o której dzisiaj dyskutujemy, tak jak w wielu innych sprawach, mamy do czynienia z dużo gorszym kontekstem. Mamy do czynienia z rządami partii politycznej, która od wielu, wielu lat - powoli dochodzimy do istoty problemu i powoli rozumiemy, od jak wielu lat - działa tu w Polsce pod wpływem rosyjskich interesów i rosyjskich wpływów - powiedział.
Tusk o Szmydcie: został wyznaczony przez PiS, aby zaatakować niezawisłych sędziów
Zdaniem Tuska "PiS współorganizował tak zwaną aferę taśmową". Według niego miała ona związek z późniejszą wygraną PiS w wyborach.
- Półtora roku po tym, jak PiS wygrał wybory, także wskutek prowokacji pisanej cyrylicą wspólnie przez Falentę, Rosjan i PiS, import węgla rosyjskiego zaczął rosnąć geometrycznie. Zalaliście rosyjskim węglem i zarabialiście na tym przez lata swoich rządów. A jednym z kluczowych warunków było oczywiście przygotowanie ówczesnej prowokacji - przekonywał szef rządu.
- Mówię o tym dlatego, bo dzisiaj bylibyśmy niepoważni, gdybyśmy abstrahowali od sytuacji, jaką ujawniła afera sędziego Szmydta. Białoruskiego lub rosyjskiego agenta, który już się nawet nie kryje z tym bezpośrednim związkiem ze służbami wschodnimi, który został wyznaczony przez PiS jako jeden z tych, którzy mieli rozmontować polski system prawa i zaatakować niezawisłych polskich sędziów - kontynuował.
- Szmydt odwiedzał Białoruś, Ukrainę i nikt mu nie przeszkadzał, bo służby w tej sprawie zachowywały się jak sparaliżowane – zwrócił się do przedstawicieli poprzedniego rządu. Dodał, że "pod rządami PiS-u były ślepe i głuche, nie zauważały narastającego wpływu Rosjan na to, co dzieje się w Polsce”. Stwierdził, że nawet "kiedy ktoś wpadł na jakiś trop, to natychmiast zapadała polityczna decyzja o tym, żeby sprawy nie kontynuować".
Tusk: w związku z liderami PiS dziesiątki spraw
Stwierdził, że "Szmydt jest chyba tylko ilustracją, i to nie najważniejszą, tego, co przez te lata działo się w relacji: wschodnie służby, rosyjskie polityczne interesy i władze PiS-u i partii Zjednoczonej Prawicy".
- W tym samym dokładnie czasie pan Antoni Macierewicz i jego współpracownicy nie tylko budowali to polityczne piekło poprzez pozorowanie śledztwa smoleńskiego, ale także zablokowali inwestycje, które miały przyspieszyć dozbrojenie polskiej armii. To wszystko działo się wtedy, kiedy już wybuchła pierwsza wojna rosyjsko-ukraińska - mówił dalej Tusk.
Nawiązał też do "ostatnich narad szefów służb specjalnych". - Wszyscy mieli mi jedno do powiedzenia. Pojawiły się w tych latach, i zawsze w związku z liderami PiS-u, dziesiątki spraw, które miały pośredni lub bezpośredni związek z wpływem rosyjskich lub białoruskich służb specjalnych na zdarzenia w Polsce - przekazał.
Podkreślił, że "za każdym razem, kiedy opinia publiczna dowiadywała się o jakimś rąbku prawdy, o jakimś drobnym fragmencie (...)". - I wtedy, kiedy ujawniła się afera mailowa, kiedy wasze służby - bo wyście rządzili - zaczęły rozumieć, że coś złego się dzieje na linii PiS-owska władza i wschodnie służby, to wszystkie te sprawy, zanim się na dobre zaczęły, były ucinane - mówił.
Tusk zauważył, że "wojna jest u naszych granic, sprawy są naprawdę śmiertelnie poważne". Zdaniem premiera, "gdyby jakiś minister obrony (…) wyczyniał takie rzeczy, jak pan Macierewicz i jego ludzie, to wy byście (…) od rana do wieczora podnosili krzyk o zdradzie" - ocenił. I zapytał: - Czy wy kiedykolwiek zadaliście pytanie (…), o czym Jarosław Kaczyński przez długie miesiące rozmawiał z agentem KGB, panem (Anatolijem) Wasinem, do czego sam się przyznał ponad 30 lat temu? Zapowiedział, że "skończyła się bezradność polskiego państwa i skończyła się bezkarność, jeśli chodzi o kompletny brak reakcji, złą wolę albo wprost agenturę". - Chcę was poinformować, że zarówno służby, prokuratura, jak i komisja (ds. rosyjskich wpływów - red.), którą powołamy już w zgodzie z konstytucją, zbada bardzo precyzyjnie - nie przed kamerami, bez cyrków, bez festiwali medialnych - zbada bardzo dokładnie wpływy rosyjskie, białoruskie na rządy Zjednoczonej Prawicy. One nie podlegają dyskusji – podkreślił Tusk. Przypomniał, że ponad 30 lat temu "z tej mównicy, weteran polskiej polityki" Leszek Moczulski rozczytał akronim PZPR jako "Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji". Zaznaczył, że nazwa Partia Zjednoczonej Prawicy może być dokładnie tak samo odczytana. - Gdyby dzisiaj był tutaj pan Moczulski, toby patrzył w tę stronę i mówił: Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji – ocenił.
Poseł PiS przeszkodził Tuskowi
- Dzisiaj dowiaduję się od szefów służb, że każda sprawa, czy dotyczyła energetyki, czy polskiej armii, bezpieczeństwa, polskiej dyplomacji, afery wizowej, która wskazywała jednoznacznie na narastające wpływy białoruskich i rosyjskich służb w waszym systemie rządzenia.... - mówił dalej premier. Zdania nie dokończył, bo w tym czasie do mównicy zbliżył się poseł PiS Paweł Rychlik. Postawił przed Tuskiem tabliczkę z napisem "Stop podwyżkom od lipca".
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia poprosił posła, by zabrał przedmiot z mównicy.
Hołownia kilkakrotnie zwracał Rychlikowi uwagę, następnie oświadczył, że poseł swoim zachowaniem naruszył powagę Izby i skieruje w tej sprawie wniosek do Prezydium Sejmu.
Źródło: TVN24, PAP